*
Zaniemówiłam. Ogrom nieszczęścia jaki spadł na tysiące polskich domów sprawia, że nie mam ochoty na zwykłe gadulstwo o wiejskim życiu. Woda zalała naszych znajomych, niektórych naszych gości. Czekamy na wieści, które na szczęście dochodzą do nas coraz lepsze. Jednak dla zbyt wielu, to dopiero początek. Trzeba znaleźć w sobie siłę aby zacząć od nowa.
Dostałam kilka listów z prośbą aby mimo wszystko... To jednak nie jest łatwe jak się ma w głowie i w sercu smutek. Nie wiem czy umiem wykrzesać dziś słowa niosące nadzieję, na żarty nie mam ochoty.
Jak powiedział Noel Coward: "Z dobrym dowcipem należy obchodzić się tak delikatnie, jak z kawiorem, nie należy chlastać nim niczym marmoladą".
Życie w Bieszczadach nauczyło nas szacunku dla żywiołów - pisałam o nich kilka postów. Powódź nam nie grozi, ale wiatr, ogień, śnieg i mróz to realne tutaj niebezpieczeństwo. Musieliśmy brać je pod uwagę, zabezpieczyć się. Nie chcę szukać winnych - nie pora na to, ale budowanie na terenach zagrożonych powodzią, wydawanie pozwoleń na budowanie tam gdzie co kilka lat woda zalewa to delikatnie mówiąc - nieroztropność.
Kilka lat temu naszym przyjaciołom spalił się dom. Pozostali - tak jak teraz wiele rodzin - tak jak stali. Spaliło się wszystko! I dom i meble, ubrania i dokumenty, zdjęcia, pamiątki, których już się nigdy nie odtworzy. W jednej chwili żywioł zabiera ludziom nie tylko dobra materialne ale i własną przeszłość, wspomnienia.
Dom przyjaciół był tuż po remoncie na który zaciągnęli spory kredyt. Wiecie co zrobił bank? Całą kwotę jaką mu byli winni ściągnął z ubezpieczenia! Zostali zatem bez domu i bez pieniędzy!
Minęło kilka lat. Dziś mają nowy dom, dużo piękniejszy. Nie poddali się, nie opuścili rąk. Następnego dnia planowali co będzie dalej. Byłam tam z nimi w ten ciężki czas i mimo, że przeżyli życiową katastrofę - rozmawiali wyłącznie o tym co trzeba teraz robić, bez użalania się, bez obezwładniającej rozpaczy. Podziwiałam ich wtedy, podziwiam ich nadal. Ponieważ są ludźmi zawsze otwartymi na innych, otrzymali ogromną pomoc, każdy dawał co mógł, jeśli nie miał nic - dawał dobre słowo, które także pomagało.
To jedyne co wszyscy teraz możemy zrobić - pomagać! I życzyć poszkodownym siły i wytrwałości. Być RAZEM.
Już sobie obiecywałam, że długo nie będzie nic o kózkach - no bo ile można? Jednak mając taki widok z okna, codziennie gdy podaję śniadanie jak tego nie pokazać?
Jak widać Śmigacze rozrabiają nadal pod czujnym okiem Buby, przewracają kosze i niszczą mi kwiatki.
Kiedy robiłam im powyższe zdjęcie, zobaczyły mnie i radośnie dobrykały aby się poprzytulać:
W temacie zwierzątek - Bury, którego już na zawsze chyba będzie zarzucać na jedną stronę (uszkodzony błędnik), nie zrezygnował z ulubionej rozrywki - panienek. Znika na całe dnie i noce, do domu przychodzi na bok zarzucany, tylko aby się najeść i wyspać po czym znika, w ramiona kolejnej Bogdanki gnany przez rozbuchane hormony.
W bojkowskiej chacie powolutku do przodu! Niedługo skończony będzie salon i jeden pokoik z łazienką. Nie mogę się doczekać, nogami przebieram. Na zdjęciach kominek w salonie:
Zachwycam się oczyszczonymi, starymi belkami:
W sieni:
Bieszczadzki las wiosną i nieco z łąk uszarpanego kwiecia.
Na koniec piękne zdjęcia, które dostaliśmy od przemiłych gości z ich majowej wizyty w sanockim skansenie.
*