*
Pora na kolejny odcinek o parawanach. Dzisiaj będą metalowe z serii secesyjnej.
Często ludzie zadają mi pytania: jak zrobić taki parawan?
Napiszę jak to u mnie było.
Długo szukałam ślusarza, który umiałby i chciał, wykonywać je według projektu. W przypływie rozpaczy kupiłam nawet półautomat spawalniczy w ostateczności gotowa sama je robić. Któregoś dnia Maciek przyprowadził młodego człowieka, muzyka grającego w jednym z zespołów szczecińskich. Muzyk szukał mieszkania a był z zawodu - ślusarzem! Ja z kolei miałam ogromny dom a w nim jedno puste mieszkanie z osobnym wejściem. Szybko doszliśmy do porozumienia, że ja mu to mieszkanie a on do południa parawany...
Muzyk był przesympatycznym człowiekiem, pochodził z Bieszczadów i raczył nas wspaniałymi o tej krainie opowieściami.
Szybko się jednak okazało, że parawany muzyka są ... jakby to powiedzieć... klimatyczne. Letko krzywe. Przypominające ubranko ze starego dowcipu: krawiec uszył i mówi do klienta - tu pan zegnie trochę rękę, nieco się pochyli w prawo, ramionka ściągnie w bok i proszę jak pasuje!
Parawany stały tylko przy bardzo precyzyjnym ustawieniu kątów, nie daj boże przesunąć o milimetr bo waliły się z hukiem wielkim (a ciężkie były bo z pełnego pręta). Zabić mogło.
Wyjaśniłam, miłemu muzykowi, że krzywo nie można. No to - bo był zgodny - krzywo już nie spawał. Rosła za to kupka odpadów: "no bo mi się tu nierówno wytło". Kiedy zza hałdy, nierówno wyciętych kawałków, muzyka nie było już widać, nie widać też było gotowych parawanów - poziom mojej frustracji osiągnął zenit.
I wtedy właśnie przemiły muzyk, który grał zdecydowanie lepiej niż "ślusował" powiedział mi, że tęskni za Bieszczadami i chce wracać do domu. Hosanna!
Następny był pan Zbynek. Poważna figura, z dużym zakładem produkcyjnym. Kiedyś wykonywał dla mnie duże zlecenie i w dniu odbioru i zapłaty próbował doliczyć mi sporą sumę. Rozstaliśmy się wtedy z panem Zbynkiem w gniewie słusznym aż tu nagle pojawił się u mnie z klombem kwiatów w objęciach - by przeprosić.
Przemyślał i jak zaznaczył - przecież mógł nasłać na mnie Ruskich a tego nie zrobił - ogólnie ludzki Pan! Uznałam, że fakt, ludzki, za brak Ruskich podziękowałam. Uczepiłam się pana Zbynka, że może by parawany robił. Chciał, chętnie.
Na pierwszą partię czekałam ze ściśniętym sercem. Przyjechały (pan Zbynek miał zakład 200 km od Szczecina) i ... pojechały! Wszystkie krzywe! Trochę się bałam ( Ruscy!). Pan Zbynek uznał moje racje i następna partia była lepsza: co drugi parawan się nadawał. Nigdy nie zapomnę jak pracownik pana Zbynka instruował mnie: no, tu pani przytrzyma i kolankiem dopchnie! O, pasuje!
Nie chciałam kolankiem!
W końcu pan Zbynek i jego Wesoła Gromadka nauczyli się i nawet byłam zadowolona.
W serii secesyjnej powstały trzy wzory.
Ten parawan jeszcze mam - stoi w salonie, ale tak wciśnięty w kąt, że nie chciało mi się go z niego wyciągać. Pokazuję zatem głównie karty z katalogu.
Następny - już go nie mam. W ogóle powstały tylko dwa takie. Zatem tylko karty. Kolor jest przekłamany, w rzeczywistości tkanina była ceglasta. Po bokach miał niewidoczny na zdjęciach wzorek.
Na koniec inspirowany malarstwem Klimta, najbardziej pracochłonny ze wszystkich parawanów. Koło pośrodku to wstawka z organzy, malowana (na zdjęciach ledwo widoczne) w "klimtowskie" wzorki. Taki parawan był tylko jeden i już go nie mam. Podobał mi się i chciałam zostawic dla siebie. Jednak trafiła sie wyjątkowo uparta klientka, nie odstraszyła ją zaporowa cena - powiedziała, że bez niego nie wyjdzie!
Na karcie katalogowej jest pokazany wzorek.
Na koniec pokażę kilka zdjęć jakie ostatnio na tarasie zrobiłam.