*
Dostałam zgodę na pokazanie zdjęć ze świątecznej sesji do Mojego Mieszkania. Pokazuję zatem jedno z nich na banerku. Autorem zdjęcia jest Kalbar, stylizacja (oraz tekst w MM) jest dziełem Bereniki Ziemkiewicz.
Wykonanie jednego ujęcia zabiera około dwóch godzin: przygotowanie planu, oświetlenie, kadrowanie. W przypadku tego zdjęcia, chcieliśmy aby pojawiła się Buba. Był to wielki sprawdzian posłuszeństwa pieska. Powiedziałam żeby usiadła - to usiadła, ale za nic na świecie nie chciała odwrócić się w stronę aparatu: cały czas patrzyła mi prosto w oczy. A czas leci, a to coś blikuje i zmienić trzeba ustawienie jakiejś blendy, a to ktoś wejdzie w kadr, a to coś jeszcze trzeba przesunąć. Mijają minuty a Buba patrzy mi prosto w oczy. I ja tam widzę pytanie: długo jeszcze???
Efekty zbiorowej pracy będzie można zobaczyć już za kilka dni - czasopismo ma się ukazać 27 listopada.
Od kilku miesięcy mam aparat. Nie spodziewałam się wcześniej, że robienie zdjęć będzie sprawiać mi taką frajdę. Dzisiaj chcę pokazać jak wygląda okolica domu o zmierzchu. To piękna, ulotna pora dnia.
Koniec listopada w mieście to czas szary i brzydki. W Bieszczadach nawet teraz jest ładnie. W poprzednim poście pisałam o urzekającej kolorystyce. Wczoraj na spacerze zrobiłam trochę zdjęć, które - mam nadzieję - udowodnią, że mam się czym zachwycać.
Fotografując ciągle się wściekam bo mając coś przed oczami , chciałabym uchwycić to na zdjęciu i nie udaje mi się. Naprawdę. Bez kokieterii. Aparat byle jaki, często robię błędy. Pokażę teraz zdjęcie na którym przez przypadek udało mi się złapać to coś. Każdy pewnie wyrzuciłby je do kosza bo jest nieostre ale dla mnie ono właśnie jest najlepsze! To fotograficzny impresjonizm w najczystszej postaci. Jedynym ostrym punktem jest czarny nos szczęśliwej, pędzącej przed siebie Buby. Wokół niej rozmyte, kolorystyczne plamy. Taki obraz niosę w sobie wracając do domu.
Pomyślicie, że mi odbiło. Trudno.
Wczoraj również robiłam zdjęcia koniom huculskim sąsiada.
Hucuły to łagodne, bardzo przyjazne ludziom, małe koniki. Zdecydowanie wolałabym mieć hucuła niż kozy. Poniżej: mama i ciotka nie mają obecnie głowy do pilnowania dziecka. No to kozie dziecko pcha nam się do domu!
Zasypałam postami bloga ostatnio! Teraz będzie trochę przerwy bo robota czeka. Muszę rączkami wykonać całą masę robótek do bojkowskiej chaty. Czekają patchworki ( trzymajcie kciuki - to pierwsze w moim życiu), zasłony, obrusy, narzuty - to tylko szycie. Czekają meble i graty na oczyszczenie i doprowadzenie do użytku, czekają okienne ramy by stać się lustrami...
*