*
Gdyby kilka lat temu powiedział mi ktoś, że będę codziennie gotowała dla kilkunastu osób - namalowałabym ogromne kółko na czole. Moja pracująca i wyemancypowana mama dopilnowała abym umiała zrobić herbatę i wykonać kanapkę. Kiedy miałam lat 20 dowiedziałam się, że aby zrobić jajecznicę najpierw należy dać tłuszcz na patelnię - wcześniej robiłam bez tłuszczu - taka specjalność zakładu...
Pamiętam swój pierwszy, samodzielny obiad. Byłam świeżo upieczoną mężatką, a w sklepach - wszystko na kartki. Pierwsza próba zakończyła się niepowodzeniem bo zasłabłam w kolejce, właściwie w kłębiącym się tłumie ludzi (mydło też było na kartki a był to gorący i duszny dzień).
Oprócz tego co na kartki były wtedy sklepy komercyjne, udałam się tam i zakupiłam tackę zamrożonego mięsa - do dziś nie wiem co to było. W domu usiadłam nad książką kucharską i przeczytałam, że mięso można: kroić, siekać, bić, dusić - przecież to horror! takie znęcanie się nad zwłokami! Można je było gotować, piec, smażyć ale nigdzie nie było napisane co się robi z zamrożonym! A ono twarde, zimne, muchy można nim zabijać! Mąż zastał mnie płaczącą nad tacką mrożonki. Na całe szczęście - on wiedział co z tym zrobić.
Kiedy urodził się mój syn był stan wojenny. W sklepach spożywczych można było kupić ocet, czajniki emaliowane bez gwizdka i sweterki z anilany. Ponieważ nie potrzebowałam niczego z tej listy, sklepy omijałam szerokim łukiem. Syn podrósł nieco i pojawił się wymóg codziennych ciepłych posiłków. Robiłam więc obiady - zaopatrzenie w sklepach nieco się poprawiło, dziwiło mnie jedynie dlaczego wszystkie zupy, które robię a próbowałam robić różne każdego dnia - wyglądają i smakują tak samo. Syn jest już dorosłym człowiekiem, jak przyjeżdża do nas w Bieszczady chętnie zabawia gości opowiadaniem czym był karmiony przeze mnie w dzieciństwie.
No i wymyśliliśmy z Maćkiem, że Bieszczady, że gospodarstwo agroturystyczne. Piękna wizja. Po jakimś czasie dotarło do mnie, że ludzie będą chcieli jeść! I będą oczekiwać - ode mnie! jedzenia tego!!!
Po raz drugi w życiu obłożyłam się książkami kucharskimi - dały mi tyle, że nabyłam granitowej pewności iż nie podołam. Ale ja uparta jestem straszliwie. Na boga codziennie na całym świecie gotuje nieprzeliczona liczba ludzi i nie wszyscy mają przecież doktoraty z gotowania! Zaczęłam gotować a tym razem królikiem doświadczalnym był Maciek. No i pomału choć nie bez wpadek zaczęło się udawać.
Dzisiaj moją specjalnością są zupy, podaję w Chacie Magoda potrawy własnego pomysłu, kilka razy goście nagradzali obiad oklaskami! Od razu powiem, że nie dogodzi się wszystkim, mieliśmy takiego gościa, który nie znosi zupy ogórkowej!
Robię również przetwory. W Lutowiskach mamy dwa sklepy z czego w jednym jest jeszcze marniejsze zaopatrzenie niż w drugim. Do sklepów z większą ilością produktów mam do przejechania tak między 70 a 320 km. Zależy co jest potrzebne. Nie ma przebacz, jeżdżę i przywożę.
Ale jeśli mogę zrobić sama - to robię. Ponieważ jak już pisałam w Bieszczadach owoce nie mają możliwości dojrzeć, musiałam wymyśleć coś w zamian. Robię przetwory z warzyw i grzybów.
Wielkim bogactwem naturalnym Bieszczadów są miody i grzyby. A z grzybów głównie rydze. Jesienią zatem przerabiam na okrągło ilości przemysłowe. Po oczyszczeniu przesmażam na maśle i mrożę (doskonałe potem do jajecznicy z rydzami), jak brakuje mi już miejsca w zamrażarce to robię z nich pastę na chleb. Inne grzyby suszę. Maciek znosi mi je całymi koszami codziennie.
Pcham w słoiki co się da na słodko i nie na słodko. Jesień to ciężki czas.
Ale potem jaka radość.
Na koniec garść informcji:
Na blogu Zmorki do wygrania przepięknej urody zdjęcia. Zobaczcie.
Zapraszam do wizyty na nowym, wspólnym blogu Noc Kupały w którym znajdzie się miejsce o Polskich zwyczajach i tradycji.
Najnowsza recenzja moich przetworów u Pasjonatki! Dziękuję!
Biegnę robić obiad!
*
Nie rozumiem, jak można nie lubić ogórkowej!... *^v^*
OdpowiedzUsuńPodobno potrzeba matką wynalazków, a własne przetwory cieszą bardziej niż najlepsze frykasy ze sklepu. ^^
Jagodo, jak to dobrze usłyszeć, a raczej przeczytać, że ktoś jeszcze nie umiał gotować... Ja na tym etapie mojego życia niecierpię wręcz gotować i piec. Nie umiem i już! A najgorsze jest wymyślanie: Co by tu dziś na obiad... bleh....I jeszcze żeby wszystkim dogodzić, a jest nas czwórka tylko. Jest kilka potraw w których się wyspecjalizowałam ale nie można tak w kółko... Czy taki stan kiedyś się zmieni??? Zobaczymy...
OdpowiedzUsuńNo cóż, początki są zawsze trudne:)Pamiętam moje pierwsze pierogi jak mąż odklejał mi ciasto z rąk, a później sam się biedak nim oblepił:)Ale faktycznie gospodarstwo agroturystyczne i nieumiejętność gotowania jakoś nie idą w parze:)Musiałaś mieć do tego "dryg", bo inaczej nawet chęci i silna wola by Ci nie pomogła! Wiem coś o tym, mój biedny mąż dostawał na śniadanie bułkę z jabłkiem z piekarni, a na obiad pyzy z torebki...i tak na okrągło...brrr.Teściowa, choć bardzo się starała do dzisiaj nie potrafi gotować,Ostatnim ratunkiem był jakiś super garnek co to wszystko sam robi, niestety krupnik znalazł się na suficie! A Bogaczka niech się nie przejmuje,mój mąż pomimo dość skromnego jadła przeżył w całkiem dobrym stanie,dzieci mojej znajomej jedzą makaron z dżemem i też żyją:)A na jesieni, to i ja chyba Cię odwiedzę-* uwielbiam grzybobrania i rydze, ale nie mam pojęcia jak wyglądają!u nas takie nie rosną:(Przetwory warzywne robisz wyśmienite!
OdpowiedzUsuńmoc uścisków
PS -jak tam ze śniegiem? Stopniał?
Elisse - śnieg pada dalej!
OdpowiedzUsuńBogaczko - powodzenia!
Dzięki wszystkim za wizytę.
O ludziska- niech topnieje, bo kwiatki rosną!
OdpowiedzUsuńto pierwsze "coś" na zdjęciu wygląda bardzo ładnie:) kiedyś piekąc mazurek zamiast cukru pudru dodałam mąki ziemniaczanej. zjadliwy oczywiście nie był:)
OdpowiedzUsuńO kurczę, cały poemat tu napisałam i wcięło mi!
OdpowiedzUsuńNie mam siły powtarzać, napiszę tylko, że: rydze przepiękne i że podziwiam Twoje dla gości gotowanie, bo to niełatwe zajęcie i często mało wdzięczne, a obojętność gości lub ich grymasy mogą dobić każdą kucharkę. Wiem coś o tym :)
Ale mi ochoty na zupkę grzybową narobiłaś... Ja jakoś sobie w kuchni radzę, chociaż chyba muszę mieć to we krwi, bo nikt mnie nie specjalnie nie uczył ;)
OdpowiedzUsuńWydzielaj miejsce na namiot z daleka od kotów, bo mam coraz większą ochotę na odwiedziny ;*
Ach - jeszcze jedno: a z jagód i jeżyn robisz przetwory, Jagodo? Ja kiedyś przygotowałam jeżynowe i jagodowe dżemy na studenckiej bazie w Pszczelinach. Gotowałam je w kotle na otwartym ogniu, więc smakowały ... dymem! Następne słoiki pasteryzowałam już w kuchni u sąsiadów. A ile myśmy pierogów z jagodami lepili wtedy!
OdpowiedzUsuńOh, you´re still waiting for your guests!... Just a minute, I´ll be there!! :)
OdpowiedzUsuńYour dinner (or lunch?) looks very nice and inviting. I´m getting hungry by looking at the food here...
Have a good weekend!
Gotowanie to moja zmora i koszmar . Podziwiam wszytkich , którzy z własnej i nieprzymuszonej woli gotują codziennie , gdy zostałam sama na pół roku , garnki zachodziły kurzem .Przepięknie urządziłaś kuchnię / lubię takie klimaty/ i zastawiłaś stół . Tobie wszytko się udaje bo wkładasz w to nie tylko wysiłek ,ale i dużo serca .Pozdrawiam Yrsa
OdpowiedzUsuńP.S. nie lubił ogórkowej ??? chyba jakiś g.......ty?!
Pewnie każdy z nas ma coś czego kiedyś by nie zrobił.Umiejętności i chęci zjawiają się niespodziewanie i ku naszemu wielkiemu zdziwieniu okazuje się ,że całkiem niezle sobie radzimy.Moją zmorą był kiedyś ogródek.Na każdą propozycję jazdy "na działkę " dostawałam bólu brzucha.Teraz grzebanie w ziemi to moje ukochane zajęcie.Tak samo twórcze jak twoje gotowanie.Napewno wszystko jest pyszne!Hm...chyba coś ugotuję.Narobiłaś mi apetytu!!
OdpowiedzUsuńCałe szczęście, że ja obiedzie. Jeśli wszystkie Twoje wyroby kulinarne są choć w połowie tek pyszne jak konfiturki którymi mnie uraczyłaś, to niebo w gębie :D A tymi grzybami (szczególnie rydzami) to mnie rozczuliłaś dosłownie :D Pasta z rydzów?! :O To Ci dopiero!
OdpowiedzUsuńPiękną masz kuchnię i pięknie stół wygląda!
Ja gotować, piec i robić przetwory bardzo lubię! Mam tez trochę autorskich dań i ciast na koncie!
Pozdrawiam cieplutko i wysyłam słonko.
An-no na zbieranie jagód i jeżyn nie mam czasu a wtym roku były masakrycznie drogie, zrobiłam za to dużo dżemików z leśnych malin.
OdpowiedzUsuńYrso - święte słowa g...ty!
Jo-hanah, Mabi, Zmorko, Holko-polko - dziękuję!
Marjolijn - thank ou for Your visit!
Magoda , jesteś dla mnie nie tylko zródłem inspiracji ale i Wielką Nadzieją ... Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńPamiętam kartkowe czasy ! A gotować też sama musiałam się nauczyć .Trochę wpadek po drodze zaliczyłam i do wprawy doszłam .
OdpowiedzUsuńZazdroszczę rydzy, w naszych regionach niestety nie rosną .
Jak można nie lubić ogórkowej ?
Pozdrawiam ciepło.
Fajna opowieść.
OdpowiedzUsuńA z tymi umiejętnościami kulinarnymi to u mnie też różnie bywało..A wpadek i ,,skuch,,co niemiara...Ale praktyka czyni mistrza.Lubię piec i gotować.W ogóle lubie w kuchni urzędować tylko najgorsze jest to ,ze trzeba codziennie.....)))
Pozdrawiam serdecznie
No właśnie jak można nie lubić ogórkowej...:)))
OdpowiedzUsuńJeżeli chodzi o gotowanie to nie jest to moją mocną stroną , o nie:) Ale jak zostałam mamą to musiałam się nauczyć i jakoś poszło:) Choć nie jest to moim jakimś lubianym zajęciem...Generalnie wolę sprzątać po gotowaniu niż gotować:) Tak już mam:)
Bardzo mi się miło na sercu zrobiło jak zobaczyłam te wiklinowe kosze pełne grzybów...taki sielski widok, taki kóry lubię najbardziej...Pozdrawiam
Thanks for dropping by my blog! I love your sweet cottage - so full of character and charm. Lovely pictures!
OdpowiedzUsuńzapachniało świezymi grzybkami, zapachniało ogórkową...och to moja jedna z ulubionych!!!
OdpowiedzUsuńCieszę się że znów tu do Ciebie wpadłam....posiedzę przy stole...
Serdeczności!
Kasia
Tak, post bardzo pocieszający dla kogoś, kto z gotowaniem jest na bakier ;) Dla siebie moge gotować (byle prosto i szybko), ale dla innych to jednak wyzwanie. A potrawy na zdjęciu wyglądają pysznie, chętnie bym do nich zasiadła, a przynajmniej do tej wegetariańskiej części.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Jestem pełna podziwu dla Twojego zorganizowania. Tym bardziej,że pokazany przez Ciebie posiłek posiada całą oprawę. Jagodo w przyszłym roku musisz, koniecznie startować w konkursie "Blog roku". Moje głosy już masz - dwoma rękami się podpisuję!
OdpowiedzUsuńJesteś niesamowita kobietą i robisz cudowne rzeczy !!! z przyjemnościa będę do Ciebei zaglądać, uwielbiam taki klimat jaki tworzysz.
OdpowiedzUsuńJezeli chodzi o przetwory to z dyni robie na slodko - cos w rodzaju musu-cytrynowo-pomarańczowego, konfitury dyniowej z pomaranczami, konfitura dyniowa z kokosem i limonka. Dusze tez dynie i zamrazam, pozniej robie z tego zupe albo pierogi, czy dodaje do puree z ziemniakow. Na slono to z dyni robie chutney.
Robie w sloiki na slono- salatke z zielonych pomidorow; cukinie; roznego rodzaju pikle warzywne; grzyby duszę i zamykam w sloiki pozniej dobre sa jako gotowy sos do miesa.
Ostatnio robilam konfiture z pomaranczy, ale jak dla mnie wychodzi zbyt gorzka. Pozdrawiam i zyczę duzo słonka i pomysłów kulinarnych :)
Jagodo - powtórzę to już nie wiem który raz - jesteś naprawdę Wyjątkową i Intrygującą Kobietą! Jak jeszcze kiedyś napiszesz, że kisisz kapustę w wielgachnej beczce udeptując ją tam wcześniej stopami - to uwierzę i z łatwością mogę to sobie wyobrazić. :D :D
OdpowiedzUsuńJa gotować lubię, najbardziej takie improwizowane potrawy właśnie(wciąż obiecuję sobie, że będę zapisywać, co kolejno do garnka wrzucam, ale nigdy mi się to nie udaje, niestety). Nauczyłam się tego za komuny właśnie, gdy wszystkie książki kucharskie i tak były bezużyteczne, bo człowiek byą skazany na to, co "rzucili" (oczywiście, gdy udało mu się złapać). Za to przez wiele, wiele lat sądziłam, że przenigdy nie nauczę się piec, to była jakaś abstrakcja dla mnie - aż któregoś razu (no bo próbowałam, oczywiście) coś zaskoczyło. I okazało się, że jednak umiem!
Jagodo - uważam - i to całkiem serio jest - że powinnaś napisać książkę kucharską! Ale nie taką zwykłą - spis potraw i tyle. Nie. Taką na wzór "Kuchni pachnącej bazylią" Tessy Capponi-Borawskiej, gdzie przepisy (co do jednego z resztą przepyszne) wprowadzane są opowieściami o jej rodzinnym domu we Włoszech, anegdotami itp. U nas kiedyś podobnie klimatyczną rzecz napisała Mira Michałowska (ta od "Wojny Domowej"). Książka miała tyt. "Przez kuchnię i od frontu".
Ty masz lekkie pióro, gawędziarski talent bez grama egzaltacji, dystans do siebie, poczucie humoru i masz tyle do opowiedzenia! I do ugotowania :) Taka "Kuchnia Bieszczadami pachnąca" byłaby hitem, jestem pewna.
Uściski wielkie, P.
Jestem caly czas pelna podziwu dla Ciebie za konsekwencje z jaka zmienilas swoje zycie. Swoja droga to narobilas mi apetytu na rydze. Chetnie sprobowalabym przygotowanych przez Ciebie. Moze kiedys mi sie to uda.....?
OdpowiedzUsuńPani Jagodo!
OdpowiedzUsuńPo raz kolejny z wielką radością i nieukrywaną satysfakcją przeczytałem Pani posty. Sam nie mogę uwierzyć, jak wielki przekrój gości musi do Pani przyjeżdżać, jeśli trafiają się i tacy, którzy nie lubią ogórkowej - wszak Pani kunszt kulinarny nie ma sobie równych w całym Bieszczadzie, o czym każde dziecko po obu stronach Sanu wie doskonale.
Pozdrawiam serdecznie w oczekiwaniu na kolejne posty
Właśnie odkryłam Twoją stronę i jestem oczarowana - zarówno Twoim stylem życia jak i domem. Ja sama prowadzę ekologiczny sposób życia, o ile tak to można nazwać i jestem na czymś w stylu organicznej diety(od urodzenia!!!-dzięki moim dziadkom), dlatego im więcej osób, którym bliskie jest środowisko poznaje, tym bardziej wiem, że mój sposób na życie ma sens. Z wielką przyjemnością 'zalinkuję' Cię na mojej stronie :)
OdpowiedzUsuńŁo matko! Ale się narobiło!
OdpowiedzUsuńKonkurs Blog Roku, książka kucharska ?! Jak czytam blogi kulinarne to widzę, że mogłabym buty ewentualnie czyścić wielu z Was!
Moje kuchenne zmagania będą trwały pewnie do końca życia, wszak człowiek powinien się stale uczyć. Moje pomysły na gotowanie wynikają przede wszystkim z desperacji. W Bieszczadach nie ma przynajmniej połowy podstawowych produktów spożywczych.Aby goście mieli siłę na piesze wędrówki po górach muszę coś wymyślać. Nawet mnie łatwiej bo nie miałam żadnych nawyków gotowania, zatem improwizuję.
Pasjonatko dziękuję za Twoje uwagi, pochwała z Twoich ust to zaszczyt!
An z chatki - jestem bardzo ciekawa szczegółów - widzę, że o kuchni myślimy podobnie.
Llooko - nie wiem co powiedzieć, po prostu dziękuję. Nettika - rozumiem, ze wszystko przed Tobą - powodzenia!
Raincloud - ja też nie jem mięsa! Ale dla gości gotuję.
Ito, Aagaa, Madziu, Cicha, Violcio, Łucjo - dziękuję ze mnie odwiedzacie i za miłe słowa Wasze!
Proroku faktycznie przekrój gości jest ogromny!
Serdecznie pozdrawiam!
Bardzo mi miło :) z przyjemnością podzielę się przepisami. Szlify kucharskie zdobywałam u mojej babci w kuchni i dzięki książce "słońce w słoikach" pani Gumowskiej :) z czasem juz sama doszłam do własnych pomysłów i smaków :) Jak możesz to podaj mi adres e-mail, bo jak tu wkleje przepisy to post bedzie gigantyczny :) lepiej chyba będzie w mailu.
OdpowiedzUsuńWiraj Jagódko - dawno do Ciebie nie zaglądałam a na blogu jak zwykle zdjęcia cudownych Bieszczad, i takiego spokojnego życia, któego Ci szczerze zazdroszczę. Lubię tu wpadać, jest tu tak po domowemu. Przesyłam całuski z witającego wiosnę Poznania! :)
OdpowiedzUsuńPS. Czy mam wyczekiwać listonosza z koreczkami? :)
An z Chatki - dzięki napiszę do Ciebie jeszcze dziś!
OdpowiedzUsuńAgutek - tak w tym tygodniu wysyłam!
Och historię tą napisało samo zycie w którym TY wiedziesz prym i dlatego taka śliczna. Uwielbiam zbierac grzyby ale naszczęście mam gdzie ale rydze ponieważ nie wiem jak wyglądają obawiam sie ze mijam wielkim łukiem. W ubiegłym roku dzielnie towarzyszyła mi córka ( kilka lekcji) i też polubiła.
OdpowiedzUsuńOgórkową uwielbiam
Pozdrawiam
U mnie w domu z kolei, nikt nie lubi zup, ale za to wszyscy chcą na obiad coś innego:(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko
Ależ pyszny post wyprodukowałaś :))
OdpowiedzUsuńJa z tych g...tych, bo śmiem ogórkowej nie lubić :)). Blog Roku to zaraz sam się zrobi, a o książce rzeczywiście pomyśl. Osobiście uroczyście obiecuję zakupić kilka egzemplarzy (bo ja bardzo książkami obdarowywać lubię :)))
Magodo, szapoba :)
OdpowiedzUsuńwprawdzie sama majac 20 lat potrafilam ugotowac dwudaniowy, calkiem smaczny obiad ;) od czasu jednak, gdy musze gotowac codziennie, serdecznie mi ta czynnosc obrzydla. podziwiam wiec, ze jestes w stanie gotowac dla (czasem pewnie) kilkunastu osob, mi sie zdarzylo niejednokrotnie przygotowywac posilek dla 20 chlopa, najbardziej sie zawsze balam, ze czegos bedzie za malo a czegos za duzo. juz bym nie chciala tego powtarzac ;)
napisz wiec moze jakie sa specjalnosci zakladu :)
pozdrawiam
heh, to jest jeszcze jeden co ogórkowej nie znosi i nie da się nabrac na kolejne "a to spróbuj mojej", "a takiej to jeszcze nie próbowałeś"... :))
OdpowiedzUsuńfajnie tu
pozdrawiam
Ja z kolei nie tknę jajecznicy z grzybami, bo po tym jak kiedyś się takową zatrułam i przez trzy dni toczyłam zaciętą walkę, żeby jednak nie przenieść się na tamten świat, nie może przejść mi przez gardło, mimo, że wiem, że jest pyszna.
OdpowiedzUsuńA gotować ja osobiście nauczyłaam się dzieki książce "kuchnia oszczędnej gospodyni" z 1989 roku. Tam jest nawet przepis na herbatę ekspresową. Naprawdę :D Idealna dla kompletnego laika. Z niej również nauczyła się w obliczu konieczności gotować moja mama - podobnie wyzwolona jak ty w kwestiach kuchennych. I teraz obie zbieramy pochwały wśród znajomych rodziny i przyjaciół...
rydze! zazdroszczę :) i absolutnie cudownie czyta się Twoje notki, kiedyś tam zajrzę do tej Twojej Chaty :)
OdpowiedzUsuń