czwartek, 26 września 2019

Odkurzacz

Odkurzanie z Helenką to udręka.
Helenka jest malutka, waży 8 kg, kapie słodyczą na wszystkie strony, ma charakter aniołka, kocha ludzi i zwierzęta, jest posłuszna a wziąwszy pod uwagę, że ma już około 12 lat i tylko ostatnie 3 miesiące życia z nami to jest geniuszem adaptacji w nowym środowisku. Bardzo szybko znalazła swoje miejsce w stadzie, w domu i w zagrodzie.
I coś takiego w głowie ma ta Helenka, że nienawidzi rury od odkurzacza. Kiedy tylko zaczynam odkurzać a przy trójce kudłatych psów to niestety częsta konieczność, natychmiast pojawia się wkurzony pompon na czterech łapach, uzbrojony w baterię lekko już, przez wiek, niepięknych zębów i szczekając bez ustanku próbuje jednocześnie porwać szczotkę od odkurzacza razem z rurą, łapiąc ją zębami i maniakalnie próbując ją unieść gdzieś, porwać, zawlec. Nieustannie muszę siłować się z Helenkową furią, jednocześnie uważając by nie wyrwać jej tych resztek zębów co to jej w paszczy zostały.
Zmagam się tak przez całe odkurzanie, które trwa przez to bardzo długo, upocona, wkurzona a pod koniec ze łzami bezsilności w oczach bo na Helenkę nie ma rady. Próbowałam ją zamykać na ten czas, to o mało nie zniszczyła drzwi a decybele jakie produkowała paszczą wkręcały mi się w mózg. Zatyczki do uszu to sobie można równie dobrze wszędzie wetknąć z tym samym skutkiem akustycznym: Helenka pokonuje barierę dźwięku.
No i tak sobie wykonuję lube zajęcie z rozwrzeszczanym, kłapiącym zębami kawałkiem futra i myślę sobie by kompletnie nie oszaleć.
I wymyśliłam, że ja też byłam jak ta Helenka jeszcze całkiem niedawno. Ze miałam takie odkurzacze w głowie, które sobie uroiłam, że muszę z nimi walczyć. I walczyłam!
Nie będę ja się tutaj kochani przed wami obnażać i w życiu nie powiem, czego te odkurzacze dotyczyły, ale były i jak helenkowa furia, we mnie też narastała nie do ogarnięcia i nie do zatrzymania - potrzeba walki i zmagania się z wrogiem (patrz: odkurzaczem). Ile strawionej w nic energii, ile przekłapanych paszczą godzin, dni czy lat... Na nic, na darmo, w piździec!
Jak mi się udało pousuwać te odkurzacze to już inna opowieść.
Załączam kilka zdjęć. Tylko kilka bo zmieniłam laptop a ten skubany ma wszystko inaczej i zdjęcia też się inaczej w nim zapisują. Kiedyś bym z tego zrobiła kolejny odkurzacz ale Nowa Ja :) daje sobie czas. Uściski dla Wszystkich!


poniedziałek, 2 września 2019

Dziękuję!


Nie pamiętam już kiedy byłam tu ostatnio. Bardzo dawno temu. Do pewnego momentu ktoś czasem pisał jakiś komentarz, który przez bloggera przesyłany był na moją pocztę. Ale od dawna nie było żadnych komentarzy, więc uznałam, że nikt tu nie wchodzi. Przez przypadek odkryłam, że jednak ktoś wchodził i pisał tylko blogger nie przekazywał mi o tym już informacji!
Około 50 komentarzy tu na mnie czekało! No ludzie!
Dziękuję wszystkim! Za pamięć, za dobre słowa!
No i co tu teraz ...
Tyle się wydarzyło, zmieniło, czas płynął sobie szybko a czasem wolniej.
Jesteśmy, żyjemy, nigdy właściwie nie czuliśmy się lepiej.
Uratowaliśmy trzy stare, regionalne chaty, stoją i służą ludziom. Maciek wstąpił do Ochotniczej Straży Pożarnej i od tej pory nie znamy dnia ni godziny bo nagle zaczyna brzmieć alarm we wsi i chłop mi znika bo jedzie na akcję.
W kwietniu odeszła od nas Mirabelka...
W maju przyszła Helenka.
Mamy całą masę nowych pomysłów, projektów i na pewno nigdy nie będziemy się nudzić.
Dziękuję Wam kochani za Waszą obecność. Obiecuję, że czasem tu coś napiszę.
Posyłam dużo miłości!
Helenka:

czwartek, 15 lutego 2018

Miłość


Miłość wcale nie mieści się w sercu.
Miłość rodzi się w głowie, z tego co w głowie mamy. Jeśli mamy w niej porządek to miłość będzie dobra i wielka, i przeniesie dla nas góry. Jeśli mamy bałagan to skarleje by pomieścić się pomiędzy śmieciami tam zalegającymi, będzie naszym problemem, niczym na co warto czekać.
Miłość jest w nas lecz nie "wiemy jej" lecz czujemy ją.
Kochać można... wszystko można pokochać! Świat, innych ludzi, życie, zwierzęta, pracę... Kochamy muzykę, dotyk, ciepły wiatr nad jeziorem i mroźny wiatr na szczycie góry, kochamy kolor trawy i ciepło przytulonego do nas dziecka, oczy naszego psa, wschody i zachody słońca. Miłością jest dobro, delikatność, współczucie i pomaganie, miękkość pościeli wieczorem i zapach pomarańczy. Oddech drugiego człowieka, śnieg na polach i kwiaty na łące, rozgrzana słońcem jaszczurka i mruczenie kota. Miłość to spracowane ręce starej kobiety i kurze łapki wokół jej oczu, obecność, która nie ocenia tylko wspiera i bliskość, która daje siłę.
Miłość to wysprzątany dom, umyte auto i naprawiony kran. Miłość to szczerość i lojalność, i narąbane drewno na opał. Miłość to nie jest kwiatek raz do roku i puste słowa, miłość to czyny i codzienność. Miłość to piękno, które nie mieści się w ramach, piękno, które znamy tylko my.
Miłość to myślenie o innych bo miłość rodzi się w głowie.



sobota, 2 grudnia 2017

Mgła








Mgła to krople wody zawieszone w powietrzu. Może przybierać różne formy mieć różną wielkość i gęstość. Od razu powiem, że kocham mgły. Po prostu uwielbiam ten czas gdy patrzę przed siebie i widzę tylko fragmenty świata, skrawki rzeczywistości. Jestem krótkowidzem od dziecka, długie lata z próżności nie nosiłam okularów, musiałam się zatem nauczyć żyć w świecie nieostrych krawędzi. Kiedy ktoś próbował mnie na okulary namawiać to mówiłam, że dzięki temu, że widzę mniej żyję w świecie czystym i pięknym - bo nie widzę brudu. Trochę tak właśnie było. Ten niedopowiedziany świat, zamglony i odległy podobał mi się bardziej. Również metaforycznie.
Od lat noszę okulary bo już poradziłam sobie z własną próżnością. Już wiem, że jeśli ktoś ma mnie polubić, to nawet jakbym nosiła denka od butelek na oczach - polubi. Ale tęsknota do świata za mgłą - pozostała we mnie. Dlatego stałam się łowczynią mgieł, dlatego z przyjemnością je fotografuję. Mieszkając w Bieszczadach mam wiele ku temu okazji.
Mgła jest dobra, pozwala się ukryć choć na chwilę, złapać oddech. Jest dobrą wymówką, przecież nie można jechać czy robić czegoś bo mgła... Mgła jest miękka, otula, otacza subtelnie. Tworzy nastrój i jest ulotna, wydobywa to co piękne a zasłania to czego widzieć nie chcemy. Tłumi dźwięki dzięki czemu znajdujemy się w osobistej próżni, pustce wypełnionej kroplami wody i własnymi myślami. Z mgły przychodzą ludzie i zwierzęta. I w mgle znikają...
Słowo na określenie mgły w każdym języku brzmi inaczej - polska mgła to angielski fog (jest również czasownikiem), niemiecki nebel  (jest w tym języku przymiotnikiem), szwedzka dimma, hiszpańska niebla, irlandzki ceo, fiński sumu, ale najbardziej podoba mi się rosyjski tuman, który nawiązuje nie tylko do zjawiska ale też do stanu duszy.
Pokażę dziś trochę zdjęć, bo dawno tego nie robiłam. Z mgłą w roli głównej, najpierw mgły wokół domu a potem te z nieco  dalszej okolicy.













"Popatrz na mgłę, ileż cudów ukrywa mgła!
Chcesz do nich dojść, lecz niewiele masz szans,
mgła cię pochłonie, ale wiedz - kiedy przegrasz z nią,
zęby zaciśnij i idź jeszcze raz!"

Włodzimierz Wysocki "Mgła"

piątek, 3 listopada 2017

Razy dziesięć



Listopad... już ... chociaż jeszcze okolica płonie rudymi modrzewiami. Dzięki nim listopad jest piękny i kolorowy. Jak co roku wpadam nagle w kompletną pustkę, z dnia na dzień kończy się sezon, wyjeżdżają ostatni goście i nikt ode mnie niczego nie chce, nikt do mnie nie mówi, nie trzeba wstawać bo śniadanie... nic nie muszę! To jakby koniowi w kieracie zerwał się dyszel.

Żyjemy wraz z nurtem przyrody. Kiedy nadchodzi jesień, wszystko więdnie i soki przestają płynąć w drzewach, my też zwalniamy. Nawet mi się nie chce teraz gdzieś pojechać - najchętniej wyjazdy planuję na wczesną wiosnę, kiedy odżywam wraz z naturą co wokół mnie.
Uwielbiam wyjeżdżać sama. Zanurzam się wtedy w nieznanym, niepoganiana i niezmuszana do niczego chłonę kolory, zapachy, dźwięki, snuję się bez celu i przeżywam niezapomniane chwile długo jeszcze niosąc obrazy , momenty, mgnienia pod powiekami. To nie musi być daleka egzotyczna podróż. To może być wypad do pobliskiego Sanoka czy nieco dalej do Warszawy lub do zupełnie nieznanej wioski położonej daleko od drogi.
Magia nieznanych miejsc dociera do mnie mocno. Potrzebuję tego tak samo jak chodzenia po górach.
Kiedy za ostatnimi gośćmi opada na drodze pył, natychmiast dzwonię do moich szczecińskich przyjaciółek, przez pół roku nie mam czasu na rozmowy z nimi a są mi potrzebne jak powietrze. (Dlaczego tak jest pisałam już tutaj: http://chatamagoda.blogspot.com/2010/06/puste-miejsca-przy-stole.html ) Życie jednak zmienia się i wczoraj mimo, że zadzwoniłam do trzech to nie rozmawiałam z żadną - jedna była poza zasięgiem a dwie dały mi do słuchawki swoje wnuki. Super! Wnuki są super ale trudno się rozmawia z trzylatkiem, którego się nawet nigdy nie widziało. Rozumiem, że chciały mi pokazać co w ich życiu jest teraz najważniejsze. Nie skarżę się.
Życie na wsi ma swoje uroki ale i posiada ciemne strony. Mieszkając w miejscu, w którym najskuteczniejszym dostępnym środkiem na wszelkie dolegliwości jest maść na krowie wymiona (polecam! działa na wszystko: skaleczenia, głębokie rany, stłuczenia, zmiany reumatyczne, bóle pleców i wiele innych) to pomimo jej rewelacyjnej skuteczności czasem jest potrzeba udania się do prawdziwego lekarza od ludzi. Takie wizyty są na naszej liście do zrobienia jesienią, na pierwszym miejscu. Drugie miejsce na liście to spotkania z ludźmi. Już się cieszę na miesiącami odkładane wizyty, długie opowieści o tym co się zdarzyło w międzyczasie. Dzięki takim spotkaniom znamy dziesiątki smakowitych historii z Bieszczadami w tle. Jak choćby taka, która zdarzyła się w naszym sąsiedztwie: dotyczy bardzo miłych ludzi w czasie tej historii budujących dom. Była już prawie północ, zmęczeni kładli się spać po całym dniu pracy przy domu, kiedy usłyszeli hałas - jakby ktoś kopał w drzwi. Nieco przestraszony gospodarz uchylił drzwi i ktoś wtargnął do środka z impetem - był to sąsiad z domu oddalonego co najmniej o 250 m, trzymający na rękach sporego cielaka. Cielak najwidoczniej był noworodkiem bo jeszcze nie do końca był oczyszczony. Sąsiad zwierzaka położył na podłodze i sapiąc przeokropnie wychrypiał: pępkowe się należy!
Numer trzy na liście to remonty po sezonie, sprzątanie, uzupełnianie braków, zakupy. Banał i nuda ale konieczne.
Numer cztery to przeczytanie kilku stosów książek czekających od miesięcy, obejrzenie kilku filmów.
Pięć to długie spacery i zdrowa dieta. Trudno mówić o zdrowym jedzeniu kiedy je się na stojąco, w biegu i zazwyczaj dojada resztki z obiadu. To także wizyty na basenie, może bieganie?
Sześć ale oczywiście mogłoby być również na pierwszym miejscu - pieski. Spacery z nimi, przytulanki - no wiadomo wszystko to na co nie ma czasu wiosną, latem i wczesną jesienią. Trzeba też jak my sami - zająć się ich zdrowiem bo mamy w domu prawie same staruszki: Bury ma 14, Mirabelka około 13, Buba 10, Beza 8 lat. Tylko Kićka ma jeszcze przed sobą najlepsze lata. Mirabelce odezwały się stawy - chyba ją bolą, pojawiła się astma. Buba i Beza to nieustanne problemy ze skórą i żołądkiem. Bury to jeden wielki problem. Chudy mimo, że karmimy go na okrągło, słaby ale nasyczeć jeszcze potrafi!
Najbardziej z mojego wolnego cieszy się oczywiście Mirabelka. Nie odstępuje, nie odpuszcza choćby na centymetr. W nocy kiedy śpię wskakuje na łóżko i całym pieskiem wtula się w moje plecy. Robi się tak gorąco, że budzę się, przekładam pieska w nogi by ochłonąć, zasypiam i znów budzę się z Mirabelką na plecach. To się czasem powtarza wiele razy w ciągu nocy. Głównym zajęciem Mirabelki jest pilnowanie by mnie nie zgubić. Czasem, kiedy muszę gdzieś pojechać, nigdy na dłużej niż 3 godziny, muszę ją zamykać w domu bo inaczej pcha się do auta. Zawsze kiedy wracam siedzi na parkingu w miejscu z którego odjechałam i czeka. Nic jej nie może odciągnąć, dopiero dźwięk silnika mojego auta sprawia, że piesek kręci w kółko, tak ją odrzutowa siła ogonka wprawia w ruch. Jestem dla niej najpiękniejsza i najcenniejsza. Już kiedyś byłam obdarzona taką miłością - mój kot Niuniuś czcił mnie jak Boginię ( o Niuniusiu tutaj: http://chatamagoda.blogspot.com/2009/05/niunius-i-kozi-ser.html ) jednak powtórka z rozrywki ponownie uświadamia mi, że taka miłość, takie oddanie jest niezwykłym Darem i bardzo trzeba się starać by na niego zasłużyć. Mam wielkie branie u małych, czarnych zwierzątek można by powiedzieć.
Punkt siódmy to wszelkie niespodzianki, sprawy o których teraz nic nie wiemy a wyskakują nagle i znienacka wołając o naszą uwagę. Któż tego nie ma :) Często musimy odłożyć na bok wszelkie plany i listy i skupić się właśnie na tym. Jest jeszcze punkt ósmy, praca, działanie na rzecz naszej Bieszczadzkiej społeczności. Mamy maleńkie stowarzyszenie i coś się staramy dłubać dla dobra wszystkich, jak czas pozwala. Jeśli czyta to ktoś mieszkający w Bieszczadach lub zainteresowany ich dobrostanem - zapraszamy do współpracy!
Nad punktem dziewiątym zastanawiałam się czy tu o nim napisać... ale dobrze. Zaczęłam pisać kolejną książkę, bardzo inną niż pierwsza. Może się uda. Tfu tfu!
Po dziesiąte - planuję powrót do fotografowania. Tyle.

Za nami kolejny w naszym życiu sezon. Najlepszy z dotychczasowych bo najmilszy. Pozdrawiam wszystkich naszych gości, dziękuję za Wasze uśmiechy, życzliwość, opowieści, komplementy, wyrozumiałość. To był nasz dwunasty sezon. Życzymy Wam Zdrowia i dobrego życia a sobie, by kolejne były równie miłe jak ten!

Poniżej portrety nasze ze zwierzyną wykonane przez Magdalenę Berny https://www.facebook.com/MagdalenaBernyPhotography/,  kilka zdjęć z lata i jesieni.
 
 
 
  
 
 

 
Wszystkich serdecznie pozdrawiam!
 

Filmowo:


Chata bojkowska

Chata bojkowska

Chata Magoda

Chata Magoda

Widoki z tarasu:

Widoki z tarasu:



Okolice domu

Okolice domu