*
16 listopada
"Za oknem biało. Chyba zaczęła się długa bieszczadzka zima. Widoki takie, że mogę godzinami siedzieć i patrzeć.
Kiedy marzyłam o domu w górach to moja wizja była właśnie taka: siedzę na werandzie, patrzę na góry i palę papierosa. No i na wstępie popsułam sobie marzenie bo razem z przyjazdem tutaj - rzuciłam palenie. Zatem mam przechlapane bo patrząc na górskie szczyty myślę wyłącznie o tym, że chce mi się palić.
Teraz kiedy śnieg przykrył wszystko grubą bielusieńką warstwą, kiedy świeci słońce i rozjaśnia to jeszcze - czuję się jak w Boże Narodzenie. W Szczecinie taką pogodę miałam tylko kilka dni w roku, czasem nawet nie tyle. Wszystko zmieniało się błyskawicznie w czarną breję i spływało brudnymi potoczkami do kanałów. Wszędzie, gdzie teraz popatrzę, widzę bajkę z ośnieżonymi drzewami, dachami, polami a to układając się miękko po pagórkach i wzniesieniach, widoczne jest hen daleko, po białe szczyty.
Obok mnie, na stole śpią dwa koty - kiedy zrobiło się zimno, mój Niuniuś spuścił z tonu i po prostu stara się nie patrzeć w stronę Burego. Zachowuje w ten sposób kocią godność bo przecież nie widząc, nie musi reagować".
Na zdjęciu powyżej mój pierwszy bieszczadzki dom, chata Paraskewii.
*
Piękne miejsce i ciekawa ta Twoja historia :))
OdpowiedzUsuńGorąco pozdrawiam
PS.
Z przyjemnością oddałam głos na Ciebie w konkursie :))
Dziękuję Joanno!
OdpowiedzUsuń