*
Czerwiec 2005
"Przeżyłam zimę, pilnując rozpadającego się i dymiącego pieca a i tak nad ranem bywało, w pokoju tylko 2 stopnie C. Przeżyłam, mimo konieczności przedzierania się z szuflą do śniegu, przez 200 m do gminnej drogi. Przeżyłam mimo braku umiejętności jazdy po zawsze białych zimą bieszczadzkich drogach.
Przyszła późna wiosna.
Kot Bury założył ze mną ogródek. Żadna z prac nie obeszła się bez jego czynnej obecności.
Wprawdzie pierwsza wiosenna burza z gradobiciem poczyniła ogromne spustoszenie, jednak coś tam rośnie, nawet Topinambur przywieziony z Belgii przyjął się. Będę miała własne !!!
Kot Bury zapalony ogrodnik.
Dom powstaje powoli. Nie spodziewaliśmy się, że w Bieszczadach nie znajdziemy pracowników do budowy i wykończenia. Z kimkolwiek się rozmawia - wszyscy narzekają na brak pieniędzy. Po propozycji pracy - znikają, dematerializują się. Zorientowałam się, że większość miejscowych żyje z różnego rodzaju zasiłków. Po co zatem pracować skoro można dostać pieniądze za nic? Spotkałam się z określeniem, że Bieszczady to kraina wiecznej niedzieli. Sama prawda.
Maciek miał już wszystkie możliwe urazy, nie zwraca uwagi na poranione ręce, kilka razy spadł z dachu. Mnie od kilku miesięcy drętwieją ręce. W nocy budzę się i nie czuję moich rąk. Maciek mówi, ze to z przepracowania - od nadmiernego wysiłku. I że jemu też drętwieją.
Przed przyjazdem w Bieszczady sprzedałam dom w Szczecinie, zamknęłam firmę. Od roku nie mamy żadnych dochodów. Budowa pożarła już prawie wszystkie oszczędności - okazało się, że tu jest wszystko droższe. Do najbliższej Castoramy mamy ponad 300 km w jedna stronę. Zanim nie postawimy domu nie zaczniemy zarabiać. Jeśli nie zaczniemy zarabiać nie postawimy domu.
Wieczorami siadamy na progu chaty Paraskewii i patrzymy na góry".
*
Kochana Magoda, (is this right in Polish?:))
OdpowiedzUsuńthank you very much for your visit and kind words. I discover here at your blog an interior-addict as well... I hope it´s okay for you that I add your link to my list (www.lifestyle.pimpstart.nl), so I´ll be back here.
Many greetings from Belgium, Marjolijn
(by the way, my grandmother was Polish!)
No nie mogę, po prostu Hitchock w odcinkach. Od rana siedzę w Bieszczadach! Mogłabyś te rozdziały dłuższe pisać, wiesz? :) Ale wybaczam Ci to nieznośne stopniowanie napięcia, bo uważam, że Jesteś Wielka.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą - nie ma tam jakiegoś pustostanu w pobliżu? :)
Ciekawość mnie zżera ...co będzie dalej ?!!!!
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Pauliną, to samo pomyślałam - Jesteś WIELKA :)
OdpowiedzUsuńPodziwiam!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Ech, potworna historia, którą da się czytać jedynie po czasie, wiedząc, że ostatecznie Wam się udało... O braku pracowników w rejonach bezrobocia mówią wszyscy, którzy się na budowę domu zdecydowali. Współczuję, podziwiam tym bardziej i czekam na dalsze odcinki :)
OdpowiedzUsuńTak kształtują się charaktery ;)
OdpowiedzUsuńI doświadczeń nazbieraliście ogromnie dużo...
Ja też podziwiam :))
Podziwiam Waszą odwagę i determinację. Urocze miejsce i przepiękne widoki. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńWitaj Magoda! - w końcu i ja do Ciebie trafiłam. Jestem pełna podziwu,zdecydowałaś się na to o czym ja myślę od jakiegoś czasu, ale chyba będę jeszcze musiała trochę poczekać,aż młode się usamodzielnią:( Marzę o takich widokach, o ciszy i spokoju, o paru hektarach ziemi,żeby był prawdziwy sad i warzywnik,żeby zwierzęta miały więcej miejsca,hmmm...rozmarzyłam się, patrząc na Twój piękny dom i okolice.
OdpowiedzUsuńSerdecznie Cię pozdrawiam
Pustostany owszem są.
OdpowiedzUsuńDziewczyny nie przesadzajcie! W pamiętniku pisałam o kłopotach, codzienność tu jest piękna i radosna. Wielka! ja mam tylko półtora metra :-). Raczej uparta jak osioł!
Dzięki za zainteresowanie!
normalnie dreszcz mnie przeszedł czytając tą historię! Niesamowici jesteście! Ech, też mam podobne marzenia, tak bardzo chciałabym założyć pensjonat w górach. Dzięki Wam wiem, że to się może udać :) Będę tu wpadała :)
OdpowiedzUsuń