*
22 listopada
"Zima sprawiła, że wszystko co żyje - wali do domu, do ciepła. Z każdego prawie kąta słyszę charakterystyczne drapanie. Wczoraj w pewnej chwili, zobaczyłam siedzącą na środku kuchni mysz. Oczywiście oba koty spały słodko w tej samej kuchni, niczym się nie przejmując. Rzuciłam Niuniusiem w mysz. Trzeba przyznać, że zareagował błyskawicznie - złapał ją bez trudu.
Potem zaczęło się najlepsze: ja usiłowałam gotować obiad a na podłodze rozgrywała się nierówna walka myszy o życie. Bury siedział pod krzesłem i patrzył z nieziemskim zachwytem jak Niuniuś podrzuca mysz na wysokość metra po to aby złapawszy ją, zrobić jednocześnie półtora obrotu. Myślę, że te barbarzyńskie piruety należą do programu obowiązkowego i nic ich nie może przerwać lub skończyć przed czasem. Dziś sytuacja powtórzyła się.
Tak więc sobie żyję pomiędzy górami, potykając się o mysie trupy.
Mam wrażenie, że wszystko teraz dzieje się w moim życiu po raz pierwszy. Żadne z dotychczasowych doświadczeń nie przydaje się".
Poniżej Bury dziecięciem
*
Pięknie opowiadasz , czytam sobie wieczorem jak bajkę przed snem .Dobranoc.
OdpowiedzUsuńP.S. zagłosowałam na Chatę Magoda -powodzenia!
O, jaki fajny, klimatyczny blog. Dopiero teraz do ciebie trafilam, ale bede nadrabiac zaleglosci;). Pozdrowienia:).
OdpowiedzUsuńEch, no i dlaczego ja dopiero teraz do Ciebie trafiłam?
OdpowiedzUsuńBieszczady miały być i moim miejscem na ziemi, ale widać nie na pewno, bo mieszkam w Warszawie, co lubię ;)
Czasami jednak wyobrażamy sobie z mężem nasze alternatywne bieszczadzkie życie, bo spędziliśmy tam sporo czasu... W Lutowiskach zawsze robiłam zakupy na naszą bazę - prowadziliśmy przez kilka lat studenckie bazy namiotowe w Pszczelinach, pod Magurą i w Starym Siole (Wetlina). Otryt z kolei zaliczałam zawsze przy okazji studenckich rajdów...
Pozdrawiam serdecznie
An-na
Yrsa - dziękuję!
OdpowiedzUsuńLena, An-na dzięki za miłe słowa!
O Jezu, w sumie rzadko ludziom zazdroszczę, ale jak tu zawitałam, to niemal z zazdrości się popłakałam :(. Zazdroszczę Ci, że mogłaś podjąć taką decyzję i że ją podjęłaś! Tak świetnie to rozumiem. Tęsknię do czystego powietrza, do zapachu trawy o poranku i tego chłodu o wschodzie słońca, do piania kogutów, tłustego, krowiego mleka i zapachu kóz, który uwielbiam (no, tak mam :) ). Nade wszystko - do ciszy; hałas miasta męczy mnie coraz bardziej. Co jakiś czas biję się z myślami, czy nie sprzedać domu i nie wyjechać - w góry, na wieś, do lasu... Mogłabym tak żyć. Trzymają mnie tu gdzie jestem właściwie wyłącznie dzieci, korzenie, które tu mają - szkoła, koledzy, dziadkowie... Ale może tak sobie tylko maskuję brak odwagi?
OdpowiedzUsuńTwój (Wasz) dom jest cudny, a widoki, ech...
Będę zaglądać codziennie i czytać kolejne odsłony pamiętnika, bo jest fascynujący. Pozdrawiam bardzo ciepło:), Paulina