
28 października
"Przez kilka miesięcy jedliśmy prawie wyłącznie placki ziemniaczane z sosami warzywnymi na różne sposoby. W ogródku ziemniaki obrodziły. Jestem specjalistką od placków na światową skalę. Lubię placki ale bez przesady! Zrobię sobie dłuuugą przerwę.

Do domu wprowadziliśmy się miesiąc temu. Mam podgrzewaną podłogę w łazience, szczelne ściany. Bajka!
Na razie z grubsza wykończone jest nasze małe mieszkanko, reszta to jeszcze plac budowy. Bieszczadzkie realia dają nam w kość. Wczoraj kupowaliśmy rurki do łazienek. Jechaliśmy przed siebie i po drodze pytaliśmy we wszystkich sklepach budowlanych. Takie rurki, jakich potrzebowaliśmy pojawiły się po 146 kilometrach.

Koty z zaciekawieniem zwiedzają nowy dom. Postanowiły w nim zamieszkać natychmiast, gdy zorientowały się, że my w nim zostajemy. Teraz stąpają ostrożnie wyciągając pyszczki i wąchają każdy kąt. Niuniuś codziennie idzie na obchód naszej posesji (ponad hektar), robi inspekcję w chacie Paraskewii i wraca. Obowiązek przede wszystkim!

Dom jest duży - ok. 300 metrów kwadratowych powierzchni. Jest w nim nasze mieszkanie, kuchnia, salon dla gości (60 m2), na górze 4 pokoje gościnne i pralnia. Acha! Maciek wykopał piwniczkę do której mogę wchodzić z kuchni! Będę miała gdzie składać słoiki z dżemami, które produkuję z tego co wyrosło w ogródku. Są to zatem konfitury z cukinii, marchewki, dyni. W ciężkich chwilach wymyślałam przepisy aby się czymś zająć."

Zanim się wprowadziliśmy do "nowego" domu mieszkaliśmy w bojkowskiej chyży - chatce Paraskewii. Paraskewia dożyła w niej pięknego wieku 94 lat, do końca zachowując siły - mimo, że miała kran w domu, wodę nosiła wiadrami ze studni. Po jej śmierci dom stał 4 lata pusty aż do chwili kiedy go kupiliśmy. Przemieszkaliśmy w nim półtora roku, mimo braku wygód i niepewnego jutra - z pewnością był to najpiękniejszy czas w moim życiu! Żal było opuszczać chatkę.

Przenosząc się na wieś wiedzieliśmy, że musimy coś wymyślić by mieć z czego żyć. Mamy zatem Gospodarstwo Agroturystyczne. Nazwę: Chata Magoda wymyślili nasi przyjaciele Holendrzy od kilkunastu lat mieszkający w Bieszczadach. Magoda to Maciek i Jagoda razem. Po prostu.
Z "naszymi" Holendrami wiąże się pewna opowieść...
Byliśmy z Maćkiem w Holandii. Nieopodal Haarlemu siedzieliśmy na plaży i planowaliśmy wyjazd w Bieszczady. Przed nami huczało Morze Północne, za plecami mieliśmy jakieś domki. Zrobiliśmy kilka zdjęć. Przenieśliśmy się w Bieszczady, poznaliśmy "naszych" Holendrów. Kiedyś wspólnie oglądaliśmy zdjęcia... to jest nasz domek! tu właśnie mieszkamy w Holandii - zawołali. Bieszczadzkie życie wymyśliliśmy siedząc przed ich domem, aby ich poznać musieliśmy zrealizować te plany!
I jeszcze inna historia: pierwsi goście przyjechali do nas 14 lutego - w Walentynki. Przez pierwszy miesiąc odwiedziły naszą chatę 22 osoby.... wszyscy byli Holendrami!
Ja nie wierzę w przypadki.
