*
Ponieważ post ten zawiera treści drastyczne, osoby nieletnie proszone są o zaprzestanie jego lektury.
Tak. Dzisiaj będzie jazda. O kozach napiszę. Bo dawno nie pisałam. A dzieje się!
Z kozami mi niespecjalnie po drodze. Lubię popatrzeć, czasem mnie śmieszą. Niestety nie pokochałam jak Bubę na ten przykład. Jak mi żrą roślinki ukochane to wręcz nie lubię!
Maciek wprost przeciwnie. Wszystko przy kozach robi - tej roboty za nic w świecie z rąk sobie wyrwać nie da. Mówi, że lubi. Musi wstawać przed szóstą właśnie ze względu na kozy i nie skarży się. Jak ja zaczynam: na co nam te szkodniki?! to się denerwuje i mówi, że on mi bloga nie zabrania a też dużo czasu mi zabiera. Ale argument!
Kozy przypominam są wspólne - kupiliśmy je razem z sąsiadami. Miało być tak, że u nas więcej łąki to całe lato spędzą z nami a jesienią - na zimę sąsiedzi zabiorą je do siebie. I otóż wcale nie! Maciek tak zakręcił wszystkimi i tak zamotał, że proszę - mamy kozy na rok cały! Mnie już od dawna nikt o zdanie nie pyta.
Trzeba było koziarni na zimę? No to nasza drewutnia stała się koziarnią! Drewno na deszczu moknie a kózki mają ekstra mieszkanko! Z ławeczką! Bo każda koza musi być wyżej niż. Musi mieć coś na co może wskoczyć i postać. Jak nie ma to jest smutna - tak twierdzi Maciek.
Drewutnię przerobioną na koziarnię przebolałam bo palenie w kominkach to też Maćka obowiązek i niech się sam martwi jak brak drewutni rozwiązać. Ale zaczęło mnie niepokoić kiedy po skończeniu koziarni Maciek zaczął szukać płynu do szyb. Ponieważ okna w domu myję ja - na początek się zdziwiłam - a na cóż ci płyn ów - pytam? I co usłyszałam????
- Okno w koziarni trzeba umyć, żeby miały czysto!!!!
Jak się weźmie pod uwagę, że koza to stworzenie durne i potrafi robić bobki do wiadra z którego pije wodę, mycie okien dla ich dobrego samopoczucia odebrałam jako przejaw szaleństwa.
To niestety był początek.
Potem usłyszałam, że tyle w domu szmat, może bym dała jakieś firanki to by się w koziarni zawiesiło. Boję się. I mam czego!
Po tygodniach spiskowania poza moimi plecami, wczoraj znienacka Maciek z sąsiadami przywiózł capa. Cap to kozi facet, trudniący się w swym życiu wyłącznie produkcją małych kózek. Czasem też coś je. Mleka nie daje.
Nie bez znaczenia jest też fakt, że śmierdzi przeokropnie! Przysięgam. Podobno wszystkie capy tak mają.
No i my teraz mamy tego capa. Kombinacje nastąpiły przealpejskie, ponieważ ten śmierdziuch kupiony został w kolejnej spółce z jeszcze jednym takim. Kozy mamy z sąsiadami, capa mamy z sąsiadami i tym kimś trzecim. Zaczynam się gubić.
Oczywiście cap jest nie do ozdoby tylko po to by zrobić dzieci naszym kozom.
Z czego ewidentnie wynika, że będzie kóz więcej!
Jak cap zrobi to, czego się po nim oczekuje to powędruje do tego kogoś trzeciego, co też go ma. Podobno u nas nie zostanie. Tyle dobrego!
Zatem w lutym, może na początku marca będziemy mieli małe kózki! A mieć je będziemy na bank bo kozie towarzystwo jest sobą nawzajem żywotnie zainteresowane. Chyba się sobie podobają choć ja osobiście nie cieszyłabym się na ich miejscu takimi zalotami. Cóż, życie jest bogate w treść a i w formy niebiedne, że zacytuję nieodżałowanego Edwarda Stachurę.
A! Na czas pobytu tego koziego Romeła, najmłodsza Ramona jest izolowana, by nie stać się ofiarą koziej pedofilii. Mówiłam, że będzie drastycznie.
Kiedyś zapytałam Maćka dlaczego on ze mną wytrzymuje (łatwo ze mną nie ma), odpowiedział, iż ze mną ma gwarancję, że nigdy nie będzie się nudził. Wygląda na to, że ja na nudy szansy już też nie mam.
No i może dobrze?
Pokażę to całe nasze kozie plemię.
Ruda - ją najbardziej lubię. Ma charakter.
Oczywiście zawsze musi stać wyżej niż.
Jeszcze raz Ruda
I jeszcze raz
Mańka i Ramona czyli matka i córka. Obie głupie.
Tutaj wszystkie razem
Wklejając kozie zdjęcia chciałabym zwrócić uwagę na obecną kolorystykę. Uważam, że jest pięknie pomimo braku liści i żywych kolorów. Te zgaszone zielenie, brązy, szarości i złamane błękity - osobiście uwielbiam! Pejzaż jest surowy ale wydobyły się wszelkie faktury. Niedługo wszystko pokryje śnieg. Gapię się póki mogę.
Koziarnia co drewutnią była.
Okno przez Maćka wymyte
Koziarnia w środku. Jest ławeczka, jest paśnik jeden...
Tu paśnik drugi.
Romeło oczywiście na ławeczce.
Portret ojca naszych nienarodzonych
Drewno z drewutni
Na koniec nieco jesiennej kolorystyki
*
Oczywiście zawsze musi stać wyżej niż.
Jeszcze raz Ruda
I jeszcze raz
Mańka i Ramona czyli matka i córka. Obie głupie.
Tutaj wszystkie razem
Wklejając kozie zdjęcia chciałabym zwrócić uwagę na obecną kolorystykę. Uważam, że jest pięknie pomimo braku liści i żywych kolorów. Te zgaszone zielenie, brązy, szarości i złamane błękity - osobiście uwielbiam! Pejzaż jest surowy ale wydobyły się wszelkie faktury. Niedługo wszystko pokryje śnieg. Gapię się póki mogę.
Koziarnia co drewutnią była.
Okno przez Maćka wymyte
Koziarnia w środku. Jest ławeczka, jest paśnik jeden...
Tu paśnik drugi.
Romeło oczywiście na ławeczce.
Portret ojca naszych nienarodzonych
Drewno z drewutni
Na koniec nieco jesiennej kolorystyki
*
Jagodo masz dar pisania. Popłakałam się ze smiechu ;) Trzymam kciuki za ładne kozie potomstwo i niezbyt liczny miot ;)
OdpowiedzUsuńTen Romeło, to nawet przystojny ;)))))
OdpowiedzUsuńAle nie o tym chciałam. Podobają mi się Bieszczady, zawsze je lubiłam, ale dzięki Pani fotografiom zaczyna je kochać i inaczej patrzę przez okno, umiejscowione u podnórza Bieszczadów. Pozdrawiam bardzo serdecznie. Dorota GP
Jagodo!!! super piszesz!!! wielką radość wniosłaś w mój piękny, słoneczny dzionek, dziękuję
OdpowiedzUsuńteraz to pewnie pokochasz te maluchy=kozuchy, które wam się porodzą :D
pozdrawiam serdecznie i życzę miłego dnia i weekendu
ps. cudne widoki!!! dzięki Ci za zdjęcia :)
Piękny mamy dzisiaj dzień , nie dosyć , że słońce po tak długiej nieobecności w końcu zagościło to jeszcze Twoja opowieść , rozweseliła mnie do łez i ucałuj proszę Maćka za
OdpowiedzUsuńfiranki w czystych oknach dla tych nieznośnych futrzaków :))) Pozdrawiam Was gorąco
Jak tam u Ciebie pięknie ... jejku zawsze piszę u Ciebie, Tobie, Ty ... ale nie jestem pewna, czy to nie zbytnia poufałość ... mam nadzieję, że wybaczysz :), bo tak Pani jakoś mi do Ciebie :) nie pasuje ... :)))) Myślę, że jak już się te małe koźlątka porodzą, to z pewnością je polubisz ... ba pokochasz może ... na pewno :) Twoje historie czytam z zapartym tchem i zawsze z niecierpliwością czekam na kolejną porcję ... znowu się nie zawiodłam :) I zdjęcia ... no ale to akurat to nic trudnego, bo jak wokoło ma się takie widoki, to jak nie zrobić dobrej fotki? ... ha, ha, ha ... Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńP.S. śliczne okiennnice mają kozy w swojej koziarni :)
ha! sliczna historia piekne kolory , no a zdjecia to nie wiem czym robisz ale aparat ma "wpisane" nasycenie idealne
OdpowiedzUsuńhttp://klamocia.blogspot.com
No i znowu zdecydowanie poprawiłaś mi humor. Kozy urocze. Wiem, wiem, że głupie, ale to nie znaczy, że urodą nie grzeszą. Zdecydowanie rozumiem Maćkową sympatię do nich i za to serdecznie go pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJagodo,proszę pisz, pisz....
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło.
Obśmiałam się jak norka i jeszcze koledze linka rzuciłam, bo nie rozumiał dlaczego ryczę ze śmiechu :)
OdpowiedzUsuńMiłego dnia :)
P.S. Też bym się cieszyła że tego drewna mokrego sama nie muszę tachać do domu ;)
Fajnie masz z tymi kozami :).
OdpowiedzUsuńNa wieszanie firanek w koźlarni to pewnie bym nie wpadła. No chyba, że one potrzebne są coby zgorszenia nie siać, w końcu ten Romeło nie na darmo przybył, a panie kozy mogą być nieśmiałe.
No i masz "babo" kozy.....ha,ha,ha.
OdpowiedzUsuńHistoria na mój smutny dzień jak znalazł.
Wiesz Jagódko,każdy ma swoje dziwactwa,dobrze,że Maciek ma tylko takie,a nawet więcej napiszę,dowiedziałaś się Dziewczyno,że Twój Romeo potrafi myć okna bez sprzeciwu....szkoda,że robi to kózkom,a nie Tobie.
Pozdrawiam Was serdecznie i życze pogodnego weekendu,
Basia
Dziękuję Ci Jagodo. Popłakałam się ze śmiechu czytając. A kózki ...fajne są...jak się je na zdjęciach widzi...gorzej posiadać. Romeło też niczego sobie ;). Przy firankach w koźlarni poległam. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńNa Śląsku słowa "capi" używa się,aby powiedzieć,że coś śmierdzi.
OdpowiedzUsuńNa szczęście ze zdjęcia nie czuć ;) więc spokojnie można podziwiać urodę Romeła :) Będziecie mieć piękne koźlątka :)
Historia z firankami bardzo mnie rozbawiła ale też rozczuliła ... gdzie TAKI facet się uchował ???
Zdjęcia jak zwykle cudne :)
Pozdrawiam, Klaudia.
Oj prawie się popłakałam z tych firanek ;))
OdpowiedzUsuńJagódko, jak widać Ty z Maćkiem też się nie nudzisz :)
pozdrawiam serdecznie,
skibi
Dziękuję za śmiech serdeczny i piękne widoki! Usciski z Krakowa (gdzie mu tam do Bieszczad, ale przynajmniej cieplo:)
OdpowiedzUsuńBobe Majse
A ja Maćka rozumiem ;)) I popieram ;)) I daj mu te firanki, proszę ;))
OdpowiedzUsuńNo wiem, wiem ... Nie czuję capa, nie moje roślinki zjadają kozy i nie ja będę przejmować się maluszkami...
Czy jak zwolni się koziarnia, to mogę tam zamieszkać? Drewno na opał nie będzie mi przeszkadzać ;))
Ściskam Was gorąco i dziekuję za dzisiejsze piękne pejzaże :)
Jagodo, powinnaś się zastanowić nad wydaniem książki-albumu o Waszych Bieszczadach.
OdpowiedzUsuńZ zapartym tchem czekam na dalsze doniesienia o rozwoju koziego stadka :)
Ha ha niezla historyjka,usmialam sie na calego.
OdpowiedzUsuńNajbardziej podobaja mi sie Manka i Ramona obie glupiue haha.
Jagodko naprawde pieknie ubierasz w slowa swe mysli,pozdrawiam cieplutko. Aneta
No to od dzisiaj wiem, dlaczego "capić" znaczy w moich rodzinnych stronach "śmierdzieć" :) Więcej, rozumiem już teraz głębię porównania "śmierdzieć jak cap"! Tekst jak zwykle świetnie napisany, a już po zdaniu "Mańka i Ramona czyli matka i córka. Obie głupie." powodziłam sobie oczami dla przyjemności kilka razy :) No i te widoki!... M.
OdpowiedzUsuńTeż chciałam napisać o wyrazie "capić", ale widzę, że mnie dziewczyny wyprzedziły :-)
OdpowiedzUsuńMiałam kozy, więc trochę się orientuję jak to jest. Kochałam je i nienawidziłam jednocześnie, hihi.
A firanek nie radzę, bo jak sięgną to zeżrą.
JAGODO
OdpowiedzUsuń:::))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))):::)))))))))))))))))))))))))))))BOMBA POST KABARET "ANI MRU MRU" ZOSTAJE W TYLE.POZDRAWIAM
Cudowna ta Wasza bieszczadzka rzeczywistość, ale jeszcze wspanialsza Twoja opowieść o niej...
OdpowiedzUsuńMie miala baba klopotu, koze sobie kupila:D
OdpowiedzUsuńP.S. Pięknie dziękuję za wizytę! Podziękowałam już u siebie, ale kłaniam się w pas i tu :)
OdpowiedzUsuńPiekne te kozy z Romelem na czele.
OdpowiedzUsuńA jak swietnie komponuja sie kolorystycznie ze swoim srodowiskim (zarowno drewutniowym jak i krajobrazowym :D).
Tylko tych zapowiadanych w temacie firanek ja cos to nie widze :D
Przylaczam sie do rechoczacych :)
Grazyna
Pozdrawiam (Macka i kozy rowniez :D)
Firanka, koniecznie dziewiętnastowieczna ręcznie robiona, tylko taka do tego cud piękności okna pasuje! Juz tam wiem, że wynajdziesz Magodo jakiś rarytas wprost z huculskiej skrzyni! A propos mycia okna, lepiej może myć środkami ekologicznymi, skoro tam jest matka przy nadziei. Opary chemikaliów mogą jej zaszkodzić, poczytajcie fora ciążowe.
OdpowiedzUsuńCo do Mańki i Ramony - może i głupie, ale piękne, a to wszak konfiguracja najlepsza w świecie! Godna pozazdroszczenia!
A ten Romeło na piedestale - samo życie.
Nie wiem czy kozy sa glupie , z opowiesci mojej niezyjacej Babci kozy sa bardzo cwane i czasem glupie udawac im wygodniej. NIe wiem tez czy firanka to dobry pomysl ;) Koza mojej babci zezarla sasiadce suknie slubna , ktora zostala wywieszona do wywietrzenia... cala suknie... cud ze sie zwierzatko nie pochorowalo ,bo sasiadka sie pochorowala - z nerwów. Wiec moze jak juz to z jakiegos naturalnego materialu coby im nie zaszkodzilo? ;) Capy naprawde smierdza przeokrutnie, wiem z doswiadczenia, ( kozy to niejako tradycja tej czesci mojej rodziny, ktora mieszka na wsi ) i szczerze wspolczuje :)
OdpowiedzUsuńUpłakana i uchachana jednocześnie pozbyłam się makijażu bez mleczka, ekologicznie bo łzami!
OdpowiedzUsuńCudny Maciek, cudne owce, cudne ich domostwo!
Firankę może by tak utkać z jakiś roślinek? jakieś strąki, łęty, gałązki..... Bo zeżrą wszystko. To niech im nie zaszkodzi. Albo można wymalować gwiazdki na oknie pastą do zębów!
Dobrze, że rolety nie wymyślił Maciek!
Magodo, uściski za porcję donośnego śmiechu!
A w życiu bym nie pomyślała, że u Was może być nudno :)))
OdpowiedzUsuńA teraz to jeszcze wiem, skąd się wzięło powiedzenie, że "coś capi" ;)
Pozdrawiam serdecznie :)
Piękne fotki jak zwykle!
Soo cute!
OdpowiedzUsuńlove the things you used as planters!
I just can't get enough of your house and landscape!! I fall in love everytime i come here!
Happy wk,
Rosa
Przebiłaś Magodo wszystkie kabarety,a Maciek z tymi firankami powalił mnie na blat :D
OdpowiedzUsuńTeż zaoszczędziłam na chusteczkach do demakijażu !:D
Ciągle nie mogę wyjść z podziwu, SKĄD SIĘ BIORĄ TACY MEŻCZYŹNI?
Ostrzegam, że cap "capi" tak okrutnie, że tego smrodu nie można się długo pozbyć.., ale skądś się te kózki muszą brać.
No to teraz mam kilka miesięcy czekania na te maluszki..
Kolorki ma zdjęciach przepiękne.
Całusy ślę !
MACIEJU JESTEŚ WIELKI!
Eugenia
"portret ojca nienarodzonych" hehe :) dobre! ale się uśmiałam :D i jaką mają chatę te kozy! :)
OdpowiedzUsuńale Wam wesoło ;)
Pozdrawiam :)
oj, macie tam wesoło ;)
OdpowiedzUsuńa wszystko wskazuje na to, że będzie jeszcze weselej ;)
Drzewa bez liści też są piękne. To czas na podziwianie labiryntu gałęzi, konarów ...
Po dzisiejszym poście , przypomniała mi się pewna historia (oczywiście z kozą w roli głównej)Kiedy byłam jeszcze małą dziewczynką i powiedzmy , nie mieszkałam w zatłoczonym mieście ...pewnej sąsiadce, znajomy (musiał ją bardzo lubieć , bo i bardzo się postarał)podarował małą kozę(do tej pory ,mam przed oczami widok kózki paradującej na sznurku z wielką, czerwoną kokardą u szyji)Oczywiście sąsiadka zachwycona nie była i koza stała się kozuchą podwórkową -wspólną . Przywiązała się do nas bardzo ...nazywała sie Marietta i wędrowała za dziećmi po łąkach niczym najwierniejszy pies...( mam przebłyski ,że z wielka namiętnością podgryzala mi sznurówki)
OdpowiedzUsuń...takie to oto wspomnienia Magodo , obudziłaś we mnie ,w ten piątkowy wieczor
...a firanek w koziarni jak nie było, tak nie ma... ;) Świetny wpis! :)
OdpowiedzUsuńMagodo...ciekawam , jakie jednak "szmaty " zawiesiłaś...
OdpowiedzUsuńłzy mi po plecach kapią od tej opowieści,
no i jak tu do Ciebie nie zaglądać...
pozdrawiam serdecznie...;-)))
Witaj Jagodo!
OdpowiedzUsuńDziękuje za tego posta , uśmiałam się , ale wiem ,że chwilami Tobie raczej nie jest do śmiechu .O capach też coś wiem , bo mój sąsiad jakiś czas temu był zafascynowany kozami , potem koniem , teraz kurami , jeszcze wcześniej psami ,a cały czas namiętnie kolekcjonuje złom i stare samochody .Niestety mojemu sąsiadowi obce jest poczucie obowiązku i każde jego hobby to nasze kolejne utrapienie . Maciek jest zupełnie z innej bajki , dobry i mądry człowiek ,miłośnik zwierząt , pracowity ,obowiązkowy , dusza człowiek i złota rączka ...wcale się nie zdziwię , jak cap-Romeo postanowi zamieszkać u Was na stałe .
Twoje Bieszczady są piękne o każdej porze roku a jesienią szczególnie .Pozdrawiam Yrsa
Nic nie powiem, bo słów znaleźć nie mogę, za dużo na raz chciałabym powiedzieć - pozdrawiam zatem z Dolnego Śląska,
OdpowiedzUsuńikroopka - miłosniczka Bieszczadów;)
o mamuśku,ocieram łzy po przeczytaniu Twojego pasta :))))))
OdpowiedzUsuńale śię uśmiałam,fajna komedia :))
cały czas się z Tobą solidaryzowałam,aż do chwili,gdy zobaczyłam te kózki :)) wybacz ,ale one są słodkie ,haha :)) ale nie powiem tego Twojemu Maćkowi,solidarność jajników ponad wszystko :)
pozdrawiam :)
Ładnie to się śmiać??
OdpowiedzUsuńDoroto GP - proszę nie nazywaj mnie Panią bo się czuję jakbym miała trzysta lat. Pozdrawiam!
Joanno - ja mu te firanki dałam tylko zdjęcia wcześniej robiłam. Jak Ci nie przeszkadza zapach - to zapraszam do koziarni... Uściski!
Ollu - fora ciążowe? A są takie? Bo Maciek bardzo się zainteresował! Pozdrawiam !
Yrso ja Maćkowi tego co o nim napisałaś nie przeczytam bo mu się w głowie przewróci! Serdeczności!
Równie serdecznie pozdrawiam wszystkich tu zaglądających!
Przystojny ten kandydat na ojca, dobrze jednak, że net nie przekazuje zapachów-pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTo się uśmiałam.Firaneczki do koziarni rozwaliły mnie zupełnie!!
OdpowiedzUsuńMieszkanko kóżki mają pierwsza klasa!
Pozdrawiam
Droga Magodo,
OdpowiedzUsuńpowiedz , nie robisz serka z koziego mleka?
kozy sliczne i gdy tak czytam to zabawne...przynajmniej sie nie nudzisz.Samo zycie!...co do tych firanek to przeciez zjedza...
hahaha
Pozdrawiam
Magdalena/Color Sepia
Uśmiałam się setnie przy tym kozim poście :)
OdpowiedzUsuńA już szczególnie przy Mańce i Ramonie, które są podobno takie głupie... Ale zaraz potem żal mi się ich zrobiło, przecież jakbym miała takie imię, jak któraś z nich, to też bym z pewnością była durna jak but z lewej nogi. Może jakby je przemianować, to by zmądrzały ;-)
No ale się uśmiałam:))))Chylę czoła przed Maćkiem!!!Boski jest i ja go tam dobrze rozumiem:) Ale kozy to chyba firanki zjedzą, więc może lepiej ich jednak nie wieszać? Proponowałabym jako alternatywę drewniane okiennice umieszczone pomiędzy szybkami! Co Wy na to? I dlaczego obrażasz Mańkę i Ramonę? może i zbyt inteligentnie im z oczu nie patrzy, ale za to ile gracji i wdzięku maja w sobie! Cudowne są :))))Wycałowałabym te kosmate mordki!
OdpowiedzUsuńPięknie u Ciebie i zdjęcia takie nastrojowe, moc buziaków przesyłam
opwieśc o kozach mnie rozczuliła, a szczególnie fakt że Gospodarz Magody z takim pietyzmem i dbałością o szczegóły, przygotowuje kozom "gniazdko"... Romantyk z Niego:), bo faktycznie który mężczyzna pomyślałby o firankach :)?
OdpowiedzUsuńKozy przecudnej urody,ze nie wspomnę o przyszłym ojcu!, wiec nie dziwię się, ze mozna dla nich głowe stracić:)
a gdyby potrzebny był jakis mały witrazyk, zeby zrobić dodatkowy nastrój w kozim i nie tylko kozim domku (kolorowe refleksy światła na ścianach) to zapraszam :)
Pozdrawiam ciepło mieszkanców Magody
i już nie mogę się doczekac na zdjęcia malenstw!
Kozy może i swoje za uszami mają, ale kózki będą z pewnością słodkie. A swoją drogą to zaloty będą w iście romełowskim stylu;) Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńja nie wiem zupełnie o co cała afera.... przecież normalne, że koza też człowiek i chciałaby mieć ładną firaneczkę ;-) poza tym jak już cap jest, to i atmosfera będzie bardziej intymna...;-P
OdpowiedzUsuńA te firanki to moga zaśmiardnąc od zapachu tego capa i kóz i to będzie dopiero aromat:) przecież masz te firanki bawełniane, a w to wsiąknie zapach jak nic, ja bym pogoniła męża i żadnych firanek nie dała :)
OdpowiedzUsuńJak stadko się powiększy to będzie roboty z tym dojeniem i upłynnieniem sera. Chyba bym zaczeła jakoś w piwnicy ser przechowywac na taki super dojrzewający. We Francji to rarytas, to dlaczego w Bieszczadach ma taki przepyszny nie wyjść ;) Trzymam kciuki :)
A co do drewna, to ono jak widze leży na ziemi, to chyba źle jest. Oglądałam taki program ogrodniczy "Maja w Ogrodzie" i tam polecali, żeby drewno kłaśc nie bezpośrednio na ziemi, tylko na paletach, a na wierzch jakaś plandeką przykryć. Nie znam się, nei wiem, tylko pisze co usłyszałam.
Pozdrawiam mocno i ściskam gorąco
An z Chatki
Mado jasne, że witrażyk by się nadał - dzięki za pomysł!!
OdpowiedzUsuńYadis - ja tych imion kozom nie wymyślałam. Jednak myślę, że imię nie ma żadnego wpływu na ich inteligencję. Uściski!
An - dzięki za rady, masz rację. Buziaki!
Pozdrawiam Wszystkich!
Uwielbiam czytać Twoje posty! Uśmiecham się do siebie i tak sobie myślę, że stareńka firaneczka będzie idealna do tego rustykalnego okienka ...a i kozom będzie przyjemniej:))))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam wieczornie
Jagódko:)
OdpowiedzUsuńa ja się śmiać nie będę!za te kwiatki-rabatki zjedzone!marnotrawczynie jedne,ale powiem Ci,że Romeło przystojny cap ,że ho ho!
nie mam pojęcia jak śmierdzą kozy,w życiu miałam jedynie do czynienia z dzikim kogutem,który skoczył mi do gardła i z nutriami,które 30 lat hodował mój dziadziuś-i tez wstawał o 5:30 robić obrządek,a one czekały na niego stojąc na tylnych łapkach..takich ludzi już nie ma:( dlatego podziwiam Maćka za tą Jego obowiązkowość!
pozdrawiam Cię serdecznie i gorąco tulę!
Droga Magodko,
OdpowiedzUsuńU Bobe Majse czeka na Ciebie serducho wraz z uzasadnieniem:
Za Jej piękne życie, charakter, lekkie pióro, talenta śliczne i rozliczne, fotografie. Jej "plan zdjęciowy" to mariaż natury i kreatywności Autorki.
Serdecznie,
Ola - Bobe Majse
A stoliczek i filiżanki, żeby sobie kozy południową herbatkę wypiły, w towarzystwie kawalera, naturalnie i kulturalnie...?
OdpowiedzUsuńCzytałam posta głośno mojemu Mężowi i Siostrze. Wszyscy nieźle się uśmialiśmy...
Pozdrawiamy Was i stado ;)
Zapraszam serdecznie do siebie na malutką chwilkę.
OdpowiedzUsuń~ela1963.blox.pl~
Jagodo piszesz świetnie.
OdpowiedzUsuńZabawę miałam czytając tego posta,śmiałam się w głos.
Pozdrawiam serdecznie i czekam na jeszcze.
Jagodo :))) zgoda, od dziś jestem na "Ty", ale proszę ..... wybacz mi to podnóże przez "rz" z wcześniejszego komentarza. Tak mi wsyd ..... :( Dorota GP
OdpowiedzUsuńWspaniale opisane :-). Jestem pełna podziwu i uznania, że mimo tylu obowiązków, znajdujesz czas na pisanie tego bloga. Chwała Ci za to i pisz jak najwięcej.
OdpowiedzUsuńStała czytelniczka Anula
PS. Mieszkam na Podkarpaciu od 8 lat, (wcześnej centrum Polski)ale w Krośnie, natomiast w okolicy Dukli remontujemy sobie starą chatę z bali i Wasze pierwsze zmagania dodają nam otuchy na wsparcie rodziny nie liczymy, uznali nas za dziwaków.
Pozdrawiam serdecznie
Jagoda, ale musisz przyznać, że Romeo wielkiej urody jest :))) Oby chłopaki się nie trafiły w miocie, bo wygląda na to, że przez miłość Maćka do tych stworzeń będziecie mieli stadko darmozjadów (jak mniemam nie odda nikomu z obawy, że źle trafią)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :))
Każdy ma swojego bzika, a kózki to taki fajny bzik, choć prawda, że roślinek żal :) Za to te sery wspaniałe i to zadowolenie Maćka i pewnie jeszcze więcej plusów by się znalazło, prawda Jagódko :) I jak szyjesz firanki? :)
OdpowiedzUsuńBuziak dla Was wszystkich :*
Ale się uśmiałam :)
OdpowiedzUsuńHa ha dobre. Czytam Cię jednym tchem. Pisz jak najwięcej, bo masz dar! Pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńoho! widze ze na blogu gwiazdkowo sie zrobilo - zmienilas glowne zdjecie! bardzo ladnie wyglada :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam ze szwecji
E.
Piękny ten nowy "szyld" Chaty i Ty piękna...
OdpowiedzUsuńSerdecznie,
Ola - Bobe Majse
Elu - dziękuję! Niestety nie mogę zostawić komentarza na Twoim blogu. Ppozdrawiam!
OdpowiedzUsuńAnula - zajrzałam do Twojej chaty. Powodzenia życzę!
An-no stoliczek i filiżnki zainspirowały Maćka. Buziaki!
W imieniu kóz dziękuję wszystkim za dobre słowa!
Magódko, i znowu się uśmiałam :))
OdpowiedzUsuńMacie wesoło przyznaję, i nie ukrywam, że Wasze kozy są malowniczo pięknymi istotkami :)
Przeczytałam i zrobiłam długie eeech..Bo doskonale rozumiem Twój ból, ja to też przeszłam ,ale zamieniłam kozy na kurki i jestem szczęsliwa.Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńWitam,To jest trochę dziwne ponieważ mamy 2 kozy Kunie i Pisankę,i w tym roku przez przypadek kupiliśmy capa Maćka,który mimo ze zrobił swoja już robotę to wogule nie śmierdzi,Właśnie tak się zastanawiam czy moze ktoś wie dlaczego tak się dzieje,proszę pisać jak ktos cos wie na ten temat,pozdrawiam
OdpowiedzUsuńromekbomba@o2.pl
A mnie przykro, że ktoś tak po prostu może nazwać zwierzęta głupimi...
OdpowiedzUsuń