*
Kiedy pierwszy raz oglądaliśmy ziemię, na której teraz mieszkamy, widzieliśmy bojkowską chatę nie opodal. Należała do innego właściciela i była w takim stanie (a przynajmniej tak nam się wtedy wydawało), że nie przyszło nam do głowy zainteresować się nią. Kiedy jednak stanęliśmy przed perspektywą mieszkania do końca budowy domu - w samochodzie (taki był plan!), Maciek usłyszał, że bojkowska jest do kupienia. Byłam wtedy jeszcze w Szczecinie, sprzedawałam szczeciński dom. Zadzwoniłam do właściciela chaty i po minucie, dogadaliśmy się.
Dopiero potem dowiedzieliśmy się, że to był cud jakiś, ponieważ chata do sprzedaży wystawiona, stała cztery lata, chętnych do jej kupna było wielu, do dziś ciągle spotykamy kogoś, kto z żalem w głosie mówi nam, że ją próbował kupić. Jednak z wielu powodów do transakcji nie dochodziło. Jakby czekała na nas!
Dzięki chacie przeżyliśmy najtrudniejszy czas. Już widzę jak w trzaskające mrozy w tym aucie sobie mieszkam... Głupi ma szczęście i tyle!
Część mieszkalna chaty była maleńka. Ściany były mocno nieszczelne, podłoga spróchniała, rury dziurawe. Przez cztery lata zamieszkiwały ją myszy, popielice i pająki. Spokój miały, czuły się dobrze. Musieliśmy się z nimi jakoś dogadać, bo dobrowolnie nie chciały oddać nam swego terytorium. Zaczęłam od pająków. Z sufitu zwisały firany pajęczyn, ich twórcy odpasieni byli i dorodni. Szmatą na kiju ściągałam te frąfle, pająki spadały mi na twarz. Stadami. Na szczęście nie boję się pająków co nie znaczy, że za nimi przepadam. Jakoś wytrzymałam.
Z myszami było łatwo, bo Niuniuś okazał się mistrzem świata w ich łapaniu. Jednak przez pierwsze noce i tak biegały po nas. Maciek trzymał przy łóżku drewnianego chodaka, którym rzucał na oślep i przez chwilę mieliśmy spokój. Popielice wyprowadziły się dopiero po roku.
Całości dopełniała niebieściutka i łuszcząca się płatami farba, którą pokryte były ściany i sufit. Z sufitu odpadała zawsze do talerzy. W kuchni do garnków - oczywiście.
Kiedy przyszły mrozy i wiatr, chata stała się schronieniem w sensie tylko symbolicznym. Piec działał jak chciał, dymił, nie lubił się rozpalać a w dodatku był bardziej krzywy niż wieża w Pizie. Przez szpary w belkach wiatr rozwiewał nam włosy. Kiedy padał deszcz to poruszanie po domu przypominało slalom pomiędzy porozstawianymi garnkami na deszczówkę. Historię łazienki ( bo w chatach przecież łazienek nie było) już na blogu opisywałam. W kuchni nie miałam odpływu wody, naczynia myłam w misce wychlupując potem wodę przez okno...
Przypomniała mi się teraz pewna historia: mieszkaliśmy w Bieszczadach dopiero dwa tygodnie, jeszcze nie posprzątałam wszystkiego, nie poustawiałam, nie rozpakowałam. Nasze "mieszkanko" wyglądało jakbyśmy należeli do marginesu społecznego. Złożyła nam wizytę studentka socjologii Uniwersytetu Wrocławskiego, z ankietą. Pytania dotyczyły warunków bytowych w Bieszczadach. Pamiętam twarz tej miłej dziewczyny, patrzącej jak myję naczynia w tej misce i wychlupam, kiedy na pytanie jaki sprzęt AGD posiadamy wymieniłam zmywarkę. Inne pytanie brzmiało: "czy widział/a Pan/Pani tramwaj?"
Z czasem jednak zagospodarowaliśmy się i pomimo niedogodności, mieszkało się w chacie nadspodziewanie miło. Paraskewia mieszkająca w chacie przed nami, była dzielną i dobrą kobietą. Wszyscy we wsi wspominają ją z sentymentem. Wszędzie wisiały wianki z suszonych kwiatów - kwiaty kochała. Czuło się dobrą energię.
Dziś to już dla nas historia. Pokażę kilka takich "historycznych" zdjęć, z góry przepraszając za ich jakość - skanowałam je, a fotki są już mocno zdewastowane.
Tak wyglądała bojkowska kiedy widzieliśmy ją po raz pierwszy:
Utykaliśmy szpary czym się dało, niestety nie wiele to pomogło, kot Bury na swym ulubionym miejscu - na drzwiach:
Niuniuś zadomowił się natychmiast:
Ta pokraczna postać na kupie kamieni to ja, tak próbowałam rozsypywać żwir na drodze do chaty. Obok auto, w którym chcieliśmy mieszkać:
W jego miejscu stoi teraz kominek. To już druga wersja. Poprzedni Maciek musiał rozebrać - nie podobał się...
Zmagam się z kuchnią. Garnek w prawym rogu zdjęcia był koniecznością, z rury ciekło na potęgę.
Kilka zdjęć z ptasiego pokoju:
Zdjęcia wczorajsze. Mam nadzieję, że również historyczne. Dziś śniegu było trochę mniej.
Buba z Synusiem. Jest dla niego idolką. Synuś robi wszystko tak samo jak ona:
Dwa pieski pilnują bojkowskiej chaty.
Mój Boże, to musiała być niezła lekcja życia... i pokory... Człowiekowi w takich sytuacjach oczy się otwierają na to co tak naprawde ważne. Podziwiam was Jagodo i Maćku, jesteście wielcy:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Tak jesteście wielcy .I macie ta miłoś ws obie żeby przetrwać /
OdpowiedzUsuńPiękne to..
Cokolwiek zrobicie ,albo nie, to nić czarodziejska was będzie oplatac.
Dzisiaj doszłam do wniosku, że jestem uzależniona od Twojego bloga! Jak tylko zobaczę, że dodałaś nowy wpis, zostawiam wszystko (nie liczy się, jak ważne wykonuję akurat zajęcie ;)) i zaczytuję się do granic możliwości!
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci, Jagodo za Twój optymizm, pogodę ducha i za Bubę, którą kocham miłością bezgraniczną! :)
Pozdrawiam i ściskam serdecznie,
Galaxia
to prawdziwa lekcja historii, myślę, że wiele razy będę wracać do tego szczególnego wątku.
OdpowiedzUsuńPatrze na tą starą chatę i myślę, czy są ludzie na tym świecie którzy nie mają marzeń?
Pozdrawiam serdecznie ;-)
Niezwykła historia.
OdpowiedzUsuńWzruszyłam się..............
Jak juz wczesniej napisalam, JESTESCIE NIESAMOWICI!!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie
magdalena
Kawał dobrej roboty zrobiliście. Ten wasz hart ducha, ta moc, siła jest powalająca :) Tak trzymać! Pozdrawiam wraz z wiosennym słoneczkiem i z bezśnieżnego już mazowsza :)
OdpowiedzUsuńZdjęcie chałupy przed zamieszkaniem wstrząsnęło mną! Jak zwykle pomyślałam - tu się nie da zamieszkać! A jednak...
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie zdjęcia z cyklu "przed" i "po".
A w Warszawie dziś buro, ale ciepło. Za oknem poruszenie - kot podgląda sroki...
Cieplutko pozdrawiam :)
Jesteś najlepszym przykładem na to , że jeśli człowiek chce spełnić swoje marzenia zniesie wszystko- nawet mieszkanie z pająkami. Jestem pod ogromnym wrażeniem odbudowy chaty. Pięknie.
OdpowiedzUsuńI widzę , że pomysł na "szafki kuchenne" mam taki sam.
Pozdrawiam serdecznie :)
Podziwiam zapał, samozaparcie i siły ducha. Niewiele osób psychicznie wytrzymałoby taki "spartański' czas....
OdpowiedzUsuńI znowu odzyly we mnie obrazy z tamtych dni...dziekuje za chwile wspomnien :)
OdpowiedzUsuńZastanawiam się, ile razy rezygnujemy z marzeń, bo jakieś drobne przeszkody stają nam na drodze, albo nawet ze zwykłego lenistwa. Podziwiam Waszą siłę i moc Waszego marzenia. Jak widać "chcieć to móc". Zostawcie te zdjęcia i pilnujcie ich jak oka w głowie, bo wspomnienia mają wagę złota.
OdpowiedzUsuńU mnie już wiosna, na szczęście.
A Buba z Synusiem cudne, jak zwykle.
Piękna jest zima w Bieszczadach. Pamiętam swoje wyjazdy, kiedy gdzie indziej było "czarno, albo szaro", w Bieszczadach śnieg był po kolana, a miejscami po pas:) Przyroda jest niesamowita:)
OdpowiedzUsuńCo do mieszkania w pierwszej chacie - to musi w tym być wielkie chcenie, pasja, zamiłowania do tego co się robi. Z resztą inaczej by Was tam nie było, prawda?;)I chyba nawet nie pokorę trzeba mieć, ale miłość do siebie, pająków i wszystkiego co nas otacza w każdej chwili. Miłość oczyszcza. Zanim doczytałem do odpowiedniego fragmentu, zastanawiałem się, kto mieszkał wcześniej w chacie. Bo to ważne. Każdy zostawię część siebie w miejscu, w którym długo żył. Cieszę się, że trafiliście na dobrą kobietę, której dobrą energią dało się nawet wyczuć w domu. Bo dom staje się przecież częścią ludzi, którzy w nim żyją. Jest albo ciepły, albo zimy, ale nie ciepłem z pieca, ale płynącym z ludzkich serc. Pozdrawiam i być może do zobaczenia kiedyś, bo nigdy nie wiem, co mnie czeka za następnym zakrętem:))
Piotr - odkrywca
http://takchcezyc.pl
Jestescie WIELCY !!!!, stare chałupy niestety to widok nędzy i rozpaczy, ale później po remontach potrafią "przytulić i utulić", wiem co mówię bo nasza stała pusta prawie 10 lat. Pozdrawiam ciepło, Gośka
OdpowiedzUsuńna ten blog trafiłam przez przypadek-ale teraz zaglądam stale- jestem pod tak wielkim wrażeniem, ze nie znajduję odpowiednich słów-podziwiam, Was za wytrwałość w realizacji swych marzeń i za wszystko co czynicie-/nie cierpię pająków/Efekty Waszej pracy są imponujące-w pełni zasługujecie na słowa WIELCY - sami dobrze wiecie ile to kosztowało trudu i samozaparcia-należy się Wam uznanie-
OdpowiedzUsuńChylę czoła Wanda
Ja też jestem uzależniona od tego bloga. Może spełniacie moje marzenia... Podziwiam Was i szanuję. marzycielka
OdpowiedzUsuńuwielbiam historie "przed i po" a stare chałupy i ich przywracanie do życia-za to powinno się nominować do nagrody NAJDZIELNIEJSZY BUDOWNICZY OPTYMISTA
OdpowiedzUsuńJagodo i Maćku, często tu do Was zaglądam, z naszej Przystani nie jest do Was tak daleko jak do Szczecina - mieszkamy w pięknych Beskidach. Każde góry mają swój klimat, swoją magię, swój mikroklimat. Dla mnie Bieszczady pozostaną pierwsze, bo zanim trafiłam w Beskidy, najpierw penetrowałam Bieszczady. Podziwiam wasze niezłomne dążenie do spełnienia pięknego życiowego celu. A warunki, o których piszesz... Wasze niełatwe początki zapewne odstraszyłyby niejednych pionierów. Mamy poza sobą powódź i po trosze utożsamiam się z Wasza walką o swoje miejsce na ziemi. My straciliśmy wszystko, ale nie cały świat, bo mamy siebie. Trafiłam do Ciebie prze Olę, Bobe Majse. Cieszę się. Jest to miejsce, do którego lubię zaglądać, by się wzruszyć, pośmiać, pomarzyć, porozkoszować widokiem Waszej arkadii. Piękne to. Życzę Wam wszystkiego dobrego. :)
OdpowiedzUsuńNo ubawiła mnie ta historia z pająkami spadającymi na twarz stadami... Nieźle to Pani ubrała w słowa, bardzo obrazowo! Podobnie jak poprzedniczki ja też zauważyłam, że jestem od Pani bloga uzależniona, codziennie zaglądam, czy nie ma czegoś nowego. Zdjęcia robi Pani po prostu rewelacyjne ;) Pozdrawiam, Natalia
OdpowiedzUsuńWitam
OdpowiedzUsuńWidać jaki ogrom pracy włożyliście w tą chatę by stała się waszym domem i jak dużą musieliście mieć wiare by urzeczywistnić marzenia i wierzyć że się uda ! Zazdroszę tej wiary, tej odwagi i tej radości..
pozdrawiam
Dziękuję wszystkim za wizytę i miłe słowa! Witam nowych czytelników bloga. Za oknem zaczyna się wiosna, zatem pozdrawiam wiosennie i ciepło!
OdpowiedzUsuńSzkoła życia i przetrwania.
OdpowiedzUsuńTe słowa przyszły mi do głowy jako pierwsze.
Podziwiam Was, bardzo!
Jesteście wzorem do naśladowania dla wielu ludzi. Pokazujecie, że człowiek może dokonać wszystkiego. Wystarczy, że ma cel, dwie "prawe" ręce i ukochaną osobę przy swoim boku :)
....NIESAMOWITE JAGODO NIESAMOWITE...CHYLE GLOWE...ZA TRUD...ZA WYTRWALOSC...ZA POSWIECENIE...ZA WALKE DUCHA.PODZIWIAM Z SZACUNKIEM...WASZE OSOBISTOSCI I WNETRZA BEZ KTORYCH NIE BYLO BY TEGO WSZYSTKIEGO...POZDRAWIAM
OdpowiedzUsuńWhat a changing! It seems like a miracle!!!
OdpowiedzUsuńAnd I love the dog-photos (but I wish you that spring will come soon ;o))
Hugs from Austria, Traude
I kolejna, pięknie opowiedziana historia z Waszego życia Jagodo:)Masz niezwykłą zdolność "ubierania" w odpowiednie słowa tych swoich opowieści...A kto raz Cię "przeczyta" będzie tu wracał i wracał:)
OdpowiedzUsuńA te zdjęcia chaty...chwała Wam za to, że umieliście dojrzeć tkwiące w niej możliwości i że umieliście sensownie przeliczyć sobie zamiary na "siły"...a niejeden pewnie mógłby się w takich "obliczeniach" pogubić:)
I już nie mogę się doczekać dnia, kiedy wstawisz pierwsze zdjęcia z gotowych, urządzonych pokoi:) To dopiero będzie święto!:)
Pozdrawiam najserdeczniej, Ewa:)!
Podziwiać i jeszcze raz podziwiać !!!!
OdpowiedzUsuńśJa bym chyba umarła jak ktoś kazałby mi sprzątać te pająki...
Magodo,
OdpowiedzUsuńPająki, i inne rzeczy pozwoliły spojrzeć na świat jakby z innej perspektywy, już wiemy co jest potrzebne do życia? najbardziej dwoje ludzi, którzy chcą ze sobą być i pomimo wszystkich trudności bo łączy ich pasja, chęć do życia i pokonywanie coraz to nowych wyzwań, zatem czapka z głowy po raz nie wiem który. Jesteście przykładem ludzi, którzy wiedzą czego chcą. Pozdrawiam
Jagodo kiedy czytałam o tym że chata jakby czekała na Was przypomniało mi się jak sama przechodziłam przez długie lata obok mojej obecnej chatynki i marzyłam że jest nasza... długo na nią czekałam ale się doczekałam. Dom który śnił mi się po nocach jest NASZ i jestem z tego powodu najszczęśliwszych człowiekiem na świecie. My też mieliśmy piec a raczej "kozę" co swój charakter miała ;) Pierwszej zimy było bardzo wesoło bo w jednej części domu grzaliśmy właśnie "kozą" w drugiej piecami kaflowymi, które uwielbiam, ale korytarz przecinający cały dom na pół był nie ogrzewany. Gnaliśmy przez niego kurc galopkiem tylko przy wielkiej konieczności ;) I zgadzam się w pełni z Piotrem że nasze domy przejmują energię ludzi którzy w nich mieszkają. W Waszej chacie mieszkała dobra Paraskewia w naszym domku mieszkali bardzo dobrzy ludzie którzy go zbudowali... potem ich dzieci... ich wnuki... i czujemy ich dobrą energię i dobre myśli cały czas, czytamy stare pożółkłe listy które zostały na strychu, pamiętniki... i łza w oku się kręci za tamtym czasem i tamtymi ludźmi jak gdybyśmy znali ich osobiście... I jeszcze coś Jagodo... uwielbiam Twój blog nie tylko dlatego że wiele rzeczy mogę podpatrzeć ale przede wszystkim dlatego że będąc poniekąd blogiem "wnętrzarskim" jest też blogiem który dają tyle przemyśleń i refleksji których na co dzień zagonieni nie mamy okazji "przetrawić". Pozdrawiam Cię gorąco, ucałuj odemnie Bubę Burego i Syniusia. Gabriela B.
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu postu zadałam sobie sprawę jak silną kobietą jesteś Jagodo :) Patrząc na historyczne zdjęcia i opis przeszłości widać że początki nie były łatwe a jednak mimo to nie poddaliście się, piękne to i daje wiarę, że warto być wiernym własnym marzeniom!
OdpowiedzUsuńUściski silna kobieto!
Dziękuję Wam!
OdpowiedzUsuńIko siła u mnie wynika z potwornego uporu, który raczej zaletą nie jest. Wiele razu w życiu upierałam się przy sprawach nie wartych takiego wysiłku. Chyba mam to w genach, bo nie muszę się starać...
Pozdrawiam najserdeczniej wszystkich!!
Niesamowicie zmieniło sie to miejsce!
OdpowiedzUsuńWspaniale opisane to,przez co przeszliście,żeby doprowadzić to miejsce do obecnego wyglądu.
Świetne zdjęcia!Są wspaniałą pamiątkA i zarazem dowodem na to,jak było PRZED...
Fajnie by było nakręcić taki film,coś w stylu "Pod słońcem Toskanii" ;)
Filmik mnie zachwycil,Wasz dom mnie zachwycil:)
OdpowiedzUsuńa potem ta historia...znalezliscie swoj kawalek raju na ziemi,podziwiam za trudy,ktore pokonaliscie,zeby to miejsce tak wlasnie wygladalo,podziwiam za trudy,ktore pokonujecie pewnie kazdego dnia...:)
"czy widziala Pani tramwaj?"...;)
jestem tu pierwszy raz,ale bede zagladac,zakochalam sie w Waszej chacie,kotach i piesach!
Ogromną przyjemnością jest dla mnie czytanie i oglądanie Waszej historii. Piękna i "budująca" opowieść o ludziach z pasją realizujących swoje marzenia. To co robicie wymaga niesamowitej determinacji, talentu i ogromnej pracy. Ale efekty są niesamowite. Bardzo mnie mobilizujesz bo też ciągle szukam "mojego miejsce na ziemi" i to, w którym teraz funkcjonuję też wymagało i ciągle potrzebuje mnóstwa pracy i nie tylko. Ja zmagam się głównie z sadem, warzywnikiem, ogrodem ozdobnym ale dom i inne zabudowania też były w kiepskim stanie i jeszcze czeka mnie wiele lat pracy. Nigdy w życiu mieszkając w mieście się nie nudziłam ale teraz każdy dzień niezależnie od pory stawia tyle nowych wyzwań, że nawet chętnie zdublowałabym dobę, żeby się "wyrabiać".
OdpowiedzUsuńZakupy meblowe rewelacyjne a fotel postawiłabym w takim miejscu żeby zawsze móc na niego zawsze spoglądać, ogromnie mi się podoba. Czy spełnia również funkcje użytkowe?
Mam jeszcze pytanie związane z dobrymi duchami miejsca, nie znałam bliżej poprzednich właścicieli mego miejsca ale z pale na podstawie skąpych informacji sądzę a nawet jestem pewna, że nie funkcjonowali szczęśliwie. Bardzo się przejęłam Twoimi (i nie tylko) uwagami dot. wpływu poprzednich mieszkańców na nasze samopoczucie, czy można to jakoś "odczarować" ? Zuza
Zuza, to taki "niepolityczny" w dzisiejszym pragmatycznym świecie temat. Ale coś w tym jest. Ja nieszczęście, chorobę - wyczuwam po zapachu.
OdpowiedzUsuńKiedyś uniknęłam ataku szaleńca bo kiedy bezszelestnie czaił się za moimi plecami ów zapach wokół siebie wyczułam...
W jednym z domów w którym mieszkałam, zapach choroby i cierpienia "wisiał" w powietrzu, sama też nie czułam się najlepiej. Ktoś mądry poradził mi, aby cały dom okadzić. Przez kilka dni, wszędzie paliłam kadzidełka - sandał jest najlepszy. Są oczywiście polskie zioła ale mieszkałam wtedy w mieście i nie miałam dostępu. A najważniejsze to wypełnić SOBĄ przestrzeń, myśleć pozytywnie i aura się zmienia. Da radę!
Ktoś tu zapewne za chwilę napisze, że mi odbiło, ale ja naprawdę czuję chorobę. Ma specyficzny zapach, który utrzymuje się bardzo długo i nic na to nie poradzę.
Co do fotela - kilka osób pytało, po prostu go wyszoruję, podkleję w dwóch miejscach i przybiję dwa małe gwoździki. Cała renowacja. Jest w dobrym stanie, stabilny i można w nim siedzieć bez narażania się na kontuzje :)))
Pozdrawiam!!!!
Your Blog is so wonderfull,fantastik.
OdpowiedzUsuńAnd the pictures are so beautifull.
Fantasik Land and house.The Dog picture are so nice.
Have a nice day.Best regards,
Moni,die Waldfee
Szkoda, że to nie ja byłam studetką z ankietą! Rzeczywiście, UWr wysyłał swoich studentów na wakacyjne praktyki w Bieszczady, ja też się załapałam. Mieszkaliśmy w PTTKu w Wetlinie (o ile mnie pamięć nie myli) i spędziliśmy tam wspaniałe dwa tygodnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Basia:).
Jednak czuje, że powinnam to dodać. Chodzi o determinację itd. w spełnianiu marzen, do której odnosi się tu wiele osób. Czy nie jest tak, że to, co nam przeszkadza w ich spełnaniu najbardziej, to lenistwo? To psychiczne (łatwiej jest marudzić i powtarzać, że sie nie uda) i to bardziej fizyczne (nie chce mi się wstawać rano, zeby: przygotować się do tego bardzo ważnego egzaminu, biegać, nie chce mi się męczyć w chacie bez prądu i tym podobne)? Chyba tak. Podziwiam, ale i rozumiem. Walczę z moim lenistwem każdego dnia. Lekko nie jest, ale za to po mojemu. Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie, B.
OdpowiedzUsuńZdaje sobie sprawe ile pracy wymaga taki remont domu, jestescie po prostu niesamowici a Wasza chata bojkowska przeurocza...! M
OdpowiedzUsuńJagodo, takie to oczywiste - nie ważne gdzie, ważne z kim, prawda ? Gdy przeczytałam, że byłaś gotowa mieszkać zimą w samochodzie , zastanowiłam się, czemu. Wydaje mi się, że znam odpowiedź, bo sama byłabym zdolna. Chata
OdpowiedzUsuńbyła wybawieniem , furda pająki :)
Pozdrawiam serdecznie, tula.
P.s.
A liczba 27 ( kiedyś pisałam, moja ulubiona )
związana jest z moją mamą, ot, żadna tajemnica, chociaż ma dalszy ciąg :)
Przeczytałam, z zapartym tchem, czytałam nocami, zła że muszę położyć się spać, zła że w dzień nie było czasu na czytanie, ale skończyłam i powiem jedno - NIESAMOWITA KOBIETA! Pani Jagodo, gratuluje! wytrwałości, odwagi, pracowitości i życzę wszystkiego najlepszego :)
OdpowiedzUsuńBuba i jej kompan na sniegu wspaniale wygladaja..
OdpowiedzUsuńa opowiesc fascynujaca, szczegolnie, ze wiadomo, ze wszystko poszlo w dobra strone:-)))
wtedy pewnie bylo Wam trudno choc wyobrazenie tego przyszlego, swojego miejsca i PEWNOSC, ze to wszystko uda sie zrobic na pewno motywowalo i pomagalo. serdecznie pozdrawiam
Darów, które może przynieść wiosna w Bieszczadach pewnie nie sposób wyliczyć, więc... nie pokuszę się o to. Napiszę krótko: niech przyniesie wszystko, co najlepsze.
OdpowiedzUsuń