*
Wiele razy pisałam o tym, że samochód w Bieszczadach to artykuł pierwszej potrzeby, funkcjonowanie bez auta przy prowadzeniu kuchni dla wielu osób jest niemożliwe.
Ot i życie pozwala mi sprawdzić prawdziwość tej tezy - od pewnego czasu auta nie mam. Dygam zatem z zakupami, z siatami i tobołami. Na nogach.
Moja szczecińska przyjaciółka powiedziała mi kiedyś, że jestem jak kot: zawsze spadam na cztery łapy. Wtedy trudno było mi się z nią zgodzić ale dzisiaj pomyślałam, że wiele prawdy w tym się zawiera. Obecna sytuacja wymuszająca noszenie wszystkiego sobą, z pewnością sprawi, że rączki wyciągną mi się do kostek. Jak będę miała trochę szczęścia - to nawet dalej, ręce będę ciągać za sobą po podłożu. Zdobędę dzięki temu nowe zajęcie; otworzy się możliwość kariery cyrkowej. Będę się pokazywać razem z kobietą z brodą!
Drugim plusem biegania na nóżkach jest możliwość podziwiania tego co zazwyczaj mijałam jadąc autem. Wczoraj wzięłam ze sobą aparat i pstrykałam po drodze mijane atrakcje.
Jak wychodzę z domu to mam widok na pierwsze kwiatki, te na zdjęciu dostałam w zeszłym roku od Elizy z bloga Utkane z marzeń. Popatrz Elizka jak kwitną! Jeszcze raz dziękuję!
Wychodzę na drogę odprowadzana wzrokiem przez kozy. Jak widać nadal się nie rozwiązały. Zaczynam podejrzewać, że z tą ciążą to ściema.
A tutaj, po drodze mijam Maćka, który przenosi dla sąsiadów bojkowską chatkę. Machamy do siebie i idę dalej.
Na grecko - katolickim cmentarzu rozkwita powoli pierwiosnkowy dywan:
Kilka kroków i dywan z kaczeńców:
Wierzby puszczają już nieśmiało listki. W tle nasz potok. Dzisiaj przy nim zawarłam znajomość z rudym kotkiem, który głośno utyskiwał na rzeczywistość. Udało mi się go uciszyć puszką, którą targałam dla Buby.
Przyleciał już pierwszy bocian! Z namaszczeniem porządkuje gniazdo i czeka na drugą połowę. Mam nadzieję, że się doczeka.
Dalej już jest sklep. Nie będę pokazywać bo każdy w swym życiu już sklep jakiś widział.
W domu produkuję przemysłowe ilości wianków z rdestu. Mam go tyle, że mogłabym wysyłać potrzebującym.
Ponieważ nie ma jeszcze świeżego badziewia, wianki dekoruję czym tam wymyślę. Temu dałam kwiatki zerżnięte od Llooki:
Inny również jajowaty wianek. Okrągłe też robię ale nie robiłam im zdjęć bo wyglądają banalnie.
Rozczochrany wianek ozdobiłam sercem otrzymanym od Elle:
We wszystkim dzielnie pomagają mi domowe zwierzątka:
Z ostatniej chwili: Maciek powiedział, że Mańce przesunął się brzuch (cokolwiek to znaczy), zatem chyba będzie jakieś koźlątko. Chyba, żeby nie było...
*
Trzymam kciuki za kozy. Chyba mają biedne tremę, bo są najbardziej obserwowanymi kozami w ciąży w całej Polsce :)
OdpowiedzUsuńWianki świetne!
Widoków zazdroszczę, a braku auta nie:)
OdpowiedzUsuńWspółczuję, bo wiem jak łatwo się do samochodu przyzwyczaić, ale gorzej z odzwyczajeniem.
Życzę by ten stan nie trwał długo, choc mówią, że co nas nie zabije.....
Pozdrawiam!
MG
Jeśli aparat zabierasz - bądź co bądź to dodatkowy balast ;-), nie jest jeszcze tak źle :-D
OdpowiedzUsuńNacieszysz chwilowo oko innymi cudownymi widokami (choć na dobrą sprawę masz już je nie wychodząc za płot swojego cudownego domu).
pozdrowienia
aga
Jagódko, współczuję ogromnie z samochodem, ale wiesz co? Ja wiedziałam, że Ty nie będziesz z tych co to narzekają i marudzą, tylko że znajdziesz coś w tym dobrego. Strasznie to w Tobie lubię :*
OdpowiedzUsuńI ucałuj zwierzaczki od nas - ach jak tęsknimy, a przyjechać nie możemy na razie. Nic to, potęsknimy i potem tym bardziej będziemy się cieszyć, gdy już przyjedziemy :)
Ściskam Was cieplutko :*
Piękne Bieszczady! Z jednej strony nie dobrze ,że samochód się zepsół ale z drugiej... spacerek dobrze zrobi dla zdrowia i kondycji. Wianki cudne, zwłaszcza ten rozczochrany.Trzymam kciuki za kozy:).Pozdrawiam serdecznie i miłego dnia Ci życzę:)
OdpowiedzUsuńOd Elizy dostałaś pierwiosnki, to one zakwitły przed domem, a Twoje przylaszczki to... również pierwiosnki ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam wiosennie,
Zboczeniec biologiczny.
ja stale Cie podziwiam- teraz też- jesteś nastawiona tak optymistycznie do swoich "zajęć", że mimo kłopotów z samochodem- wybrałaś wersję "wiosenną" podziwiając naturę i dzielisz się tym z nami- Wanda
OdpowiedzUsuńPrzecudne zdjęcia!!!
OdpowiedzUsuńMieszkasz w naprawdę wspaniałym miejscu, o którym tak świetnie opowiadasz....
Pozdrawiam serdecznie :-)
Może Twoje kozy wiedzą,żepół Polski czeka na rozwiązanie i jakoś im nie poręcznie?hi hi!!!Buba i Bury śpiacy obok siebie-SŁODZIAKI!!
OdpowiedzUsuńDzięki, że dźwigasz jeszcze aparat. Wszystko takie świeże wokół Ciebie, najbardziej podobają mi się, te przydrożne kwiaty. Niesamowite są te wiosenne piękności. Dziś usłyszałam, że do Polski sprowadzane są kwiaty z Afryki i to "nie byle jakie" bo żonkile i tulipany /chyba z Kenii, psują się na lotniskach z powodu pyłu wulkanu/. Co do dźwigania mogę Cię pocieszyć że zawsze masz na parter, ja tak dźwigam na 4 piętro bez windy. A samochód z mężem w pracy! żartuję ale te widoki.., no chyba że pada lub wieje. I tak tam piękniej u Ciebie. Masz też do towarzystwa czterołapych - chyba,ze ucinają sobie drzemkę j/w . Życzę powrotu do auta - kręgosłup też trzeba oszczędzać.!marzycielka
OdpowiedzUsuńDźwiganie to nie problem podobno,chodzę teraz na rehabilitację i dr powiedziała,że mogę dźwigać ile tylko dam radę natomiast problem ze słabymi mięsniami brzucha stąd te dyskopatie i inne przypadłości.Cudownie masz w tym otoczeniu i na blogu.To pierwszy blog,który mnie zainteresował:)))od tej pory czytam pasjami i oglądam , jest mi bardzo miło:)))))))
OdpowiedzUsuńNatura bierze się do życia jak nic. Cudne zdjęcia! I wianuszki świetne Ci wyszły!
OdpowiedzUsuńZnam to targanie siat z autopsji, może nie z takie odległości, ale jednak. Mijam często pewną elegancką panią z walizeczką na kółkach. Myślę sobie, no ma kobieta szacunek do swojego kręgosłupa i rączek... Nie żebym coś sugerowała;)
Pozdrawiam cieplutko
Llooka
Piękne zdjęcia i otoczenie, ale kręgosłupa szkoda, wiem bo sama targam zakupy:)
OdpowiedzUsuńA ja mam małą,wielką prośbę-gdyby ta choinka ze zdjęcia głównego mogła tak już zniknąć w archiwum?....jakoś psuje mi to widok na te pierwiosnki:)proszę..
OdpowiedzUsuńChoinka rzeczywiście i mnie uwiera...
OdpowiedzUsuńAle nie myśl sobie,że się czepiam. Tylko jej czas już przeminął.
Wianki są niezwykle urocze.
Kozy,bierzcie się za rody!
Nie zazdroszczę tego biegania z siatami, ale widoki to masz przepiękne.
OdpowiedzUsuńWianki urocze!!!!!!!!!
Jagódko Droga...ja najmocniej Cię przepraszam, że miast Ci współczuć ten post czytając...to ja się od śmiechu powstrzymać nie mogłam...:)Ale to Twoja "wina", bo tak uciążliwą czynność jak targanie zakupów ubarwiłaś tak humorystycznym językiem...a już przy zdjęciu zwierzątek, które Ci tak "dzielnie" pomagają, to...:))))))
OdpowiedzUsuńNo a teraz mi wstyd...bo wyobrażam sobie, ileż wysiłku musi Cię to kosztować? Mam tylko nadzieję, że ten "stan przejściowy" minie jak najszybciej i powrócisz do zmotoryzowanego trybu życia:)?
Widoczki bieszczadzkie jak zwykle cudne...a wianki pleciesz śliczne:)Serdeczności moc ku Chacie Magoda posyłam, Ewa:)!
Witam serdecznie!
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam całego bloga!
Zajęło mi to 4 wieczory i teraz czuję niedosyt!
Pozdrawiam i miłego wieczoru życzę!
Uwielbiam czytac/ogladac Twoj blog! Po beznadziejnym dniu widok Buby i Burego sprawil, ze wreszcie sie usmiecham! Dziekuje!
OdpowiedzUsuńJagódko,poproś Maćka by Ci wystrugał drewnany mini wóz drabiniasty na zakupy:)
OdpowiedzUsuńJeszcze dwa tygodniu tam na Haliczu wędrowałam ...och...
Kozy robią furorę, mam nadzieję, że będzie przychówek, Twój blog jest lepszy od najlepszego kabaretu. A pierwiosnki przepiękne :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło
Eugenia
No to ja zacznę tak... odkąd mam prawo jazdy i moje szanowne 4 litery wożę wszędzie, to owe litery urosły mi i to znacznie. Tak więć teraz kiedy jest już ciepło zobowiązałam samą siebie do jak największej ilości chodzenia, a nie jeżdżenia, targanie zakupów w to wliczając. Obiecałam sobie że skoro Ty też dźwigasz to od teraz kiedy będę szła obładowana jak wielbłąd kolejnymi siatami to nie będę już mamrotać pod nosem przekleństw, dzięki czemu przynajmniej ludzie nie będą się pukali na mój widok w czoło. Jest mi raźniej że nie dźwigam sama ;) Widoki jakie masz po drodze do sklepu PIĘKNE.... jak też mam całkiem całkiem ale dzięki Tobie dopiero dotarło do mnie że idąc powinnam się porozglądać a wtedy te chodzenie może okazać się całkiem przyjemną czynnością ;) I jeszcze jedno.... jak popatrzyłam na Twoich "pomocników".... no cóż ja mam takich samych.... nie dość że nie pomogą to jeszcze dowalą czasami roboty ale i tak je kocham za te futra i mruczenie :))) Pozdrawiam serdecznie Gaba B.
OdpowiedzUsuńPS. Pogadajcie z kozami poważnie bo u mnie się procenty studzą w lodówce na oblanie przychówku ;))))
Z jednej strony to współczuję tego dźwigania zakupów z daleka, ale z drugiej.... maszeruj, maszeruj i dostarczaj nam TAKICH widoków :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
PS. Cudne wianki!
Ale to prawda: to rzeczywiscie nie przylaszczki... I tez sie nie chce czepiac ;)
OdpowiedzUsuńPrawdzie trza zadosc uczynic...
.... a te przydrozne kwiatki to barwinek ...
OdpowiedzUsuńjestem Tobą zachwycona !!!!!
Uśmiałam się przy pomagających zwierzakach... :D Serdeczności.
OdpowiedzUsuńMagódko, daj znać, jak tylko będzie Was więcej ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Wesoly post,posmialam sie troszke.
OdpowiedzUsuńWidoki piekne.
A wianek z uszytymi kwiatuszkami cudny,masz zdolne raczki.
Pozdrawiam wszystkich.
Jagodo!
OdpowiedzUsuńJa oczywiście zaglądam :) ale zazwyczaj czasu brak na napisanie czegokolwiek.
Bardzo u Ciebie swojsko. Jesteśmy związani z Bieszczadami - mój mąż jest ratownikiem bieszczadzkiej grupy GOPR, mamy w Bieszczady rzut mokrym beretem :)i jak tu do Ciebie zaglądam, to mi po prostu fajnie i dobrze :) I czuję, że ktoś czuje to co ja.
Jak widzę zdjęcia Maćka przy chałupie bojkowskiej - to mogłabym zamieścić takie mojego Bartka - i być może nikt nie zauważyłby różnicy :)
Dziś wygospodarowałam chwilę na napisanie komantarza, bo często myślę o Tobie, jak walczę tu z naszą drogą, błotem naokoło, chałupą i w ogóle.
I nie wiem czy Ty też się zgodzisz z "prawdą" zasłyszaną ostatnio:
"Wiesz o czym marzy kobieta w Bieszczadach? O ciężarówce żwiru!"
Nie wiem jak Ty, ale ja, pomimo, że w Bieszczady mam jeszcze kawałek, to ja MARZĘ o ciężarówce żwiru :) a może i o dwóch! I trzech!
Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę wszystkiego dobrego,
Zuzia
http://images.google.pl/images?hl=pl&q=przylaszczki&lr=&um=1&ie=UTF-8&sa=N&tab=wi
OdpowiedzUsuńPrzylaszczki wyglądają jak wyżej:)
Na Twoich zdjęciach (różowe i żółte) są pierwiosnki, dwie rożne odmiany, a te niebieskie na niżej to barwinek:)
zalatana M.
Wszystkim za pierwiosnkowo - przylaszczkowe wyjaśnienia serdecznie dziękuję! Macie rację oczywiście, doznałam widać mózgowego zaćmienia pisząc to. Już poprawiam!
OdpowiedzUsuńCo do kóz - stresu u nich nie widzę, zatem to chyba nie trema je wstrzymuje. Sama nie wiem...
Tili - my też tęsknimy i pozdrawiamy!
Llooko - dziękuję! Za inspiracje, za wizytę i słowo dobre!
Amber - mówisz - masz! Jak będę miała czas to zmienię banerek.
Ewo - jak miło, że wpadłaś. Dziękuję za Twoje słowa! Pozdrawiam!
Gaba.B. - tak jest! Dźwigające na całym świecie - łączmy się! :)))
Elle - jeszcze raz dziękuję za serduszko i piękne woreczki! Uściski!
Zuziu - ja też marzę o żwirze. Co roku pchamy w drogę i parking kilka ciężarówek i zawsze jest za mało. Pozdrawiam cieplutko!
Pozdrawiam wszystkie pozostałe osoby i dziękuję za wizyty!
Nowe otwarcie bloga Bubowo nostalgiczne. Widok że aż oddycham głęboko.Wydaje mi się,ze czuję zapachy ziemi, kwiatów, dymu z komina...marzycielka
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKariery cyrkowej Ci nie życzę ,za to po Twoich opowieściach wyobraźnie podsunęła mi kilka obrazków z których uśmiałam się do łez .
OdpowiedzUsuńWidoczki z wycieczki do sklepu urokliwe ,póki co może skombinuj jakiś wózek na zakupy bo wizja Twoich powyciąganych kończyn górnych mnie wykończy!
Pozdrawiam cieplutko.
Widoki wyjątkowe, jak nigdzie. Za to jak patrzę na te chmurki na banerku, to przypomina mi się wers jakiegoś wiersza wyrażającego radość, "że to samo niebo jest nade mną i Tobą" :)
OdpowiedzUsuńZabrałaś nas na przepiękną, wiosenną wycieczkę. Jak widać, pomoc zwierzaków jest konieczna i nieoceniona ;) Powodzenia z kozami i kózkami!
OdpowiedzUsuńMój Piotr zaśpiewałby: wiła wianki i rzucała je do falującej wody... Oczywiście trzyma kciuki za kozy, bo od czasu kiedy je doił, czuje do nich ogromny sentyment!!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy wiosennie :-))
greckokatolicki - sorry, ale tak lepiej :)
OdpowiedzUsuńpozdr
P
Ita - uściski!
OdpowiedzUsuńNelo, Zulko - pozdrawiam!
Kinga - dzięki i pozdrów Piotra!
P - stosowane są obie formy (jak nie wierzysz to sprawdź), ja wolę tę z myślnikiem, bo jest "łatwiej czytelna". Sorry :)) Pozdrawiam.
Pięknie... Jak zawsze, zresztą..
OdpowiedzUsuńPozdrawiam wiosennie :-)
Kasia
Jak patrzę na bieszczadzki krajobraz, to czuję, że ,moje marzenia są coraz bliższe spełnienia. Choć na razie jedynie za lekko uchylonym oknem w "blokowej wiosce" słychać poranny śpiew ptaków, to wierzę,że wkrótce będę mógł wyjść przed swój dom i nie tylko posłuchać ile i popatrzeć na tych cudnych śpiewaków:)) Pozdrawiam i niech się koła jak najszybciej zaczną kręcić:)
OdpowiedzUsuńTo byl bardzo miły poranny spacer dla mnie :):) Pięknie zielono się robi , aż chce się wędrować coraz dalej :) Widzę , że Twoje zwierzątka są równie pomocne jak moje :):):):) Już niedługo lato ...i w góry pora ruszać , ja już tym żyję :):):)Pozdrawiam ciepło :):)
OdpowiedzUsuńZ prawdziwą przyjemnością czytam Twego bloga. Znalazłam go w marcu po powrocie z sanatorium w Polańczyku. Szukałam czegoś na temat Adama Ginczewskiego. Byłam na jego wieczorze w "Zakapiorze".Ty kiedyś pisałaś o bieszczadzkich ludziach i tak po nitce do kłębka ... Zdjęcia fantastyczne, aż chce się tam być ... ech może latem zawitam w Bieszczady
OdpowiedzUsuń(ale wtedy będzie pewnie tłoczno na szlakach i to nie będzie to co teraz )
Dzieki Magoda za kalejoskop swojskich obrazkow. Wszedzie ladnie, ale przychodza momenty, ze sie jednak teskni..
OdpowiedzUsuńNie było mnie kilka dni, bo wyjeżdżałam, współczuję braku samochodu przy wielu osobach do wyżywienia, mam nadzieje ,że sie uda naprawić abyś ominęła cyr4k "Braci Staniewskich" bo masz co robić i bez tego. Kozy cudne a co w brzuchach zobaczymy skoro się przesuwa, widoki też, ale już nie bierz aparatu bo i siaty i aparat to droga do cierpienia kręgosłupowego, filar nasz główny szczególnie ważny prezy Twoich gościach!
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam
Witaj Jagodo jak zwykle dużo gości tu u Ciebie. Dawno się nie odzywałam, chociaż czytam co u was słychać. Postanowiłam napisać bo poczułam że wypełnia Cię zgoda na to wszystko co się dzieje mimo, że nie jest Ci lekko czasami funkcjonować w rzeczywistości którą sobie stworzyliście. Chciałabym wiedzieć Jagodo czy coś takiego taki rodzaj pokory, zgoda na to co jest przychodzi z czasem? czy to wynik pracy nad sobą? Katiuszka
OdpowiedzUsuńAleż tam pięknie u Ciebie! Co dzień zaglądałam, bo nie mogłam się już doczekać na nowy wpis:)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia ze słonecznego Krakowa
Podziwiam, podziwiam, podziwiam
OdpowiedzUsuńże w każdej sytuacji znajdujesz "promyczek słoneczka"
ale w trosce o swoje zdrowie pomysl o torbie na kółkach albo wózku
pozdrawiam