Mam ze sobą duży problem - z własnej nieprzymuszonej woli biorę sobie na głowę wszystko co wydaje mi się fajne. Jestem obowiązkowa, zatem nie odpuszczam niczego, tylko staram się jak najlepiej wypełniać... Wolę mam silną - zazwyczaj daję radę. Jednak gdy patrzę na swoje życie to widzę niekończące się pasmo wyzwań i mozolnych realizacji. Niekończące się. Przeklinam chwilę w której na coś tam się zdecydowałam, bo ledwo ciągnę, i tylko gdy zakończy się jedno natychmiast pakuję się drugie.
Tak jest z wyprawą na Kilimandżaro. Mam tyle zajęć, że porządne przygotowanie do wyprawy nie wchodzi w rachubę. Umiem krytycznie patrzeć na siebie i widzę wyraźnie, że będzie ciężko. Lat mi nie ubywa. Przez blisko pół roku "trenuję" z doskoku, nieskutecznie bo niesystematycznie. Kondycji nie mam wcale, co mogłam stwierdzić ostatnio - zaczęłam biegać. Dysząc jak ryba wyrzucona na brzeg, dorabiałam się przez ostatnie tygodnie potężnych zakwasów. Psy biegają ze mną, Buba patrzy na mnie z niepokojem i nie odstępuje nawet na krok, w każdej chwili gotowa do wykonania profesjonalnej reanimacji.
Wygląda na to, że na Górę wejdę, jak zwykle uruchamiając najgłębsze pokłady wewnętrznej mocy.
Będę się jak zawsze: zmuszać, poganiać, zaciskać zęby, wściekać na siebie. Dojść dojdę. Ale ile to mnie będzie kosztować wysiłku!
Wyjścia już nie mam, wpłaciłam pierwszą ratę na wyprawę. Bezzwrotną. Jechać zatem muszę. Chcę!
Nie będę o tym myśleć na razie.
"Człowiek, który nie wierzy w siebie, gotów uwierzyć we wszystko."
Władysław Grzeszczyk
Ma to oczywiście swoje dobre strony - przeżyłam, widziałam, nauczyłam się i zrobiłam więcej niż kilka innych osób razem przez całe życie.A tyle jeszcze rzeczy, których dotąd nie spróbowałam... Mówiłam, że to się nie kończy?
Byliśmy nie dawno w sanockim skansenie. Odbywa się tam rekonstrukcja dachu siedemnastowiecznej, drewnianej synagogi z Gwoźdźca. Więcej informacji o synagodze tutaj .
Projekt ten realizują cieśle, którzy zjechali z całego świata (nawet z Japonii), posługują się wyłącznie ręcznymi narzędziami (zero maszyn), tradycyjnymi metodami, wszystko jak przed wieloma laty. Nie mogliśmy opuścić takiej okazji!
Maciek zawarł wiele znajomości, rozmawiał, oglądał i - przysięgam! - świecił od środka z radości. To niespotykana okazja by na własne oczy zobaczyć pracę najlepszych, uczyć się od nich, poznawać nieznane dotychczas narzędzia.
Makieta:
Ciosanie bali jak przed wiekami:
Fragmenty konstrukcji:
Ręcznie ciosane kołki. Drzyjcie wampiry!
Cięcie zamków (to łączenia w drewnianych konstrukcjach) odbywa się za pomocą japońskich pił:
To narzędzie zachwyciło Maćka:
A to spodobało się mnie:
Synagoga zostanie przewieziona do Warszawy i stanie w Muzeum Historii Żydów Polskich. więcej tutaj
Na koniec fotki rynku galicyjskiego w skansenie - niedługo będzie gotowy!!!
Pragnę się pochwalić, że dostałam właśnie ostatnią partię Tosiowych, patchworkowych narzut, do kolejnego pokoju. Teraz, w pokoju mieszkają goście, nie mogę zatem wejść i porobić zdjęć w docelowym otoczeniu, nie wytrzymałam jednakowoż i wytargałam narzuty na taras - tyz piknie. Tosiu, dziękuję! Powtórzę po raz tysięczny: jesteś Wielka!
Narzuta jedna:
Druga:
I obie razem:
Kilka dni temu mieliśmy suche burze - to zjawisko często się u nas zdarza. Nie udało mi się zrobić zdjęcia przeszywającego niebo pioruna - a latały we wszystkie strony skubane - w dół, z prawa w lewo i z lewa na prawo, jednak światło i kolory nieba były tak niesamowite, wręcz nierealne, że mimo mizernej jakości fotek pokazuję:
Maciek od kilku tygodni stawia drewniany dom dla naszej znajomej, nie ma go zatem po całych dniach, wieczorami z doskoku obrabia drewno na zimę z czynną pomocą niezastąpionych pracownic:
A to robią pieski gdy nie pracują, odpoczywają:
Pozują - kolejna fotka z cyklu "oczy szeroko zamknięte":
I uśmiechają się:
Dzisiaj ukazała się książka "Miastowi. Slow food i aronia losu", Anna Kamińska rozmawia w niej z byłymi miastowymi, między innymi z nami. Wywiad z autorką książki odbył się jakieś dwa lata temu, potem na amen zapomnieliśmy o sprawie, a tu - proszę: nawet w Merlinie książkę mają, a tam widzę na okładce - moje zdjęcie!. Co jest w środku - nie wiemy, nie pamiętamy nawet co przed laty gadaliśmy do miłej pani. Zamówiłam sobie, jak przyślą to się dowiem.
Za dwa tygodnie ukaże się kolejny numer Werandy Country z materiałem o naszej bojkowskiej chacie. Zdjęcia zrobił Michał Mrowiec, stylizowała i tekst napisała Green Canoe. W tym samym numerze polecam również artykuł o łemkowskiej biżuterii - krywulkach, zdjęcia są autorstwa Karoliny Migurskiej, tekst - mój.
Tyle jeszcze różnych fajnych rzeczy się dzieje, trwają i odchodzą. Nie mam czasu by o nich napisać. Może zimą jak wrócę z Kilimandżaro? O ile nie wymyślę sobie czegoś kolejnego...
Jeszcze słówko do Smoczycy - popatrz kochana - róża od Ciebie już kwitnie!!!!
Co ja się dziś uszarpałam z bloggerem! Jest coraz gorzej, czy ktoś nad tym panuje?
Pozdrawiam wszystkich serdecznie i wakacyjnie!
Dasz rade! Jestes inspiracja dla tak wielu kobiet. Bardzo zazdroszcze ci projektu Kilimandzaro, a forma sie nie przejmuj, musisz ja miec, bo ciezko pracujesz.
OdpowiedzUsuńCudowne jest miejsce w ktorym mieszkasz!
Pozdrawiam i wytrwalosci w treningach zycze:)
Jesteś silna. Kto, jak nie Ty?
OdpowiedzUsuńCałuję Was
Jesteś wspaniałą kobietą i dajesz nam wszystkim doskonały przykład bycia dobrą, gospodarną, oczytaną, pogodzoną z życiem...Niesamowita kobieto, wierzę że wejdziesz na szczyt Kilimandżaro, a potem opiszesz, pokażesz nam zdjęcia,a nam głupio będzie ,że ludzie czynią cuda ze swoim życiem. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKOCHANA NA PEWNO COŚ NOWEGO WYMYŚLISZ...BO JAKŻE BY INACZEJ???? NARZUTA PIERWSZ MNIE POWALIŁA NA KOLANA..IDEALNA DLA MNIE!!!!TE KOLORKI!!!!1 A PSINKI..CUDNE..WIDZĘ ,ŻE FISKARS PRZEZ MACKA NIEŹLE ZUŻYTY-POZDRAWIAM
OdpowiedzUsuńJesteś niesamowita! Długo czekałam na wpis, ale warto było. Myślałam,że balujecie w podróży poślubnej, a tu praca, praca.. Werandę prenumeruję, pooglądam.Pieski niezawodne!
OdpowiedzUsuńNa pewno wejdziesz na Kilimandżaro. jestem tego pewna.Wspaniale rzeczy się tam u Was dzieją. Ciekawa ta budowa synagogi , nie widziałam jeszcze takich narzędzi, chociaż mój mąż ma tego od groma, bo to jego hobby. Jeśli dostanę tę książkę to koniecznie przeczytam. A zdjęcia są jak zwykle fantastyczne, szczególnie te z burzowym niebem Pozdrowienia,
OdpowiedzUsuńEssi
Myślę sobie, że chyba jesteś teraz w tak zwanym " końskim wieku" i ciągniesz, co się da podpiąć. Jednak co warte byłoby życie, gdyby nie wyzwania i próby sprostania. Widzę, że cały czas sprawdzasz siebie. Fajnie, że daje to Tobie wiele radości. Przez to życie staje się barwne i bogate. Życzę, abyś dotarła na luzie na szczyt Kilimandżaro. A kapy są przepiękne i ździebko zazdroszczę, bo sama na łóżkach mam na razie namiastki kap. Ale w przyszłym roku będzie lepiej. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńoczywiscie,ze wejdziesz :)
OdpowiedzUsuńmusisz dla nas wszystkich tam wejsc.
:)))
i zejsc.i wrocic do swojego wspanialego domu i nam wszystkim o tym napisac.
Werande Country prenumeruje dla mnie mama -do mnie dociera z opoznieniem,ale i tak nic nie traci na wartosci
pozdrawiam
Aska
Oj kobieto, tytanie. Trzymam wszystkie kciuki siedząc na kanapie o obżerając się czereśniami.
OdpowiedzUsuńPsiaki cudowne, kochane oczka.
ps-Mój idol pali?
buziole w noch
Jesteś niesamowita!!! Kilimandżaro??? No zatkało mnie z wrażenia:DDD Rewelacja!!! Będę trzymać kciuki, żebyś wyszła i zeszła bezpiecznie. Werandę kupię na pewno. Zdjęcia są tak piękne, że zaraz spakowałabym swój leniwy tyłek i pojechała oglądać ten skansen... Dzięki za relację, bo już czekałam co tam u Was:DDD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:DDD
Znam to o czym piszesz.Też czasami czuję ,że nie dam rady.Ale jakoś idzie...
OdpowiedzUsuńMusisz wejść! będę szła z Tobą.W myślach.
Powodzenia!
Byłam w tym skansenie kilka dobrych lat temu. Sucha burza zjawiskowa a fotki wcale nie są marnej jakości. Podziwiam i powodzenia życzę podczas wyprawy na Kilimandżaro!!!
OdpowiedzUsuńOj tak dłuuuuuuugo kazałaś czekac na nowy wpis :-) A człek zagląda , ciekawski jak diabli :-)
OdpowiedzUsuńPiękne niebo w trakcie tych burz, a uśmiech piesków - bezcenny !
Pozdrawiam i wytrwałosci życzę C.
Jagódko, Ty nie wejdziesz? to niemożliwe, przecież my z Toba będziemy szli, wszyscy i dasz radę, a że orzesz jak chłop pracujesz ciężko nic Ciebie nie złamie, patchworki super, psy bardzo pomocne, jak zwykle, a zycie? warte wielu wyrzeczeń, i jak wiesz im mniej czasu tym lepiej jest wykorzystany, serdeczności dla Was przesyłam z Warszawy,
OdpowiedzUsuńwww.okiemjadwigi.pl
Jaka wspaniała mieszanka tematów! Kompletny zastrzyk witaminowy. Już się nie mogę doczekać... :D
OdpowiedzUsuńJagódko ja bym Cię tak mogła czytać i słuchać i czytać i słuchać... Wszystko piękne u Ciebie jak zawsze:) A wiesz, że ja też tak mam - robię tyle rzeczy i jeszcze więcej bym chciała..., a doba jest zbyt krótka... Będę trzymać kciuki z Kilimandżaro!
OdpowiedzUsuńTęskiłam!
OdpowiedzUsuńDo powyższych oczywistości i zachwytów nad Tobą i pięknym jak zwykle Magodowym tłem dopisuję: ciarki mnie przeszły na widok tej dłubaniny przy rekonstrukcji synagogi. Co bym poczuła będąc tam na miejscu...? Na pewno byłoby to pomieszanie uczuć od podziwu dla tej pracy, pomysłu i misji, do wciąż powracającego żalu i zadumy po Nich- nieobecnych.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za wszystkie Twoje wyczyny :)Pozdrawiam :)
Mimo, że wpis po długiej przerwie, ale jaki czasochłonny.
OdpowiedzUsuńJak potrafisz o tym wszystkim pomyśleć i napisać, to już świadczy o wielkim zorganizowaniu.
Podziwiam pomysły. Cóż, do odważnych świat należy!
Jagodko, dzieki Tobie, wiem ze mozna tyle samemu osiagnac, gdy sie chce.
OdpowiedzUsuńDziekuje!
Kasia z A.
Bardzo bogaty post! Napiszę tylko, że ściskam Was serdecznie, a Bubę i Bezę targam bez umiarkowania - piękne są i takie szczęśliwe!
OdpowiedzUsuńZaglądam do Ciebie i ja, dodajesz wiary i sił nie tylko mnie zapewne. Zbieram się jakoś, bo widzę Wasze dokonania, jak Wy dajecie radę to i ja się spinam.
OdpowiedzUsuńMam zdrowe ręce i chęć do pracy, przyjdzie czas na efekty.
Przepraszam za tę osobistą refleksję - tak prawdziwie piszesz o dokonaniach, osiągnięciach, ale i o wątpliwościach, rozsterkach, zwyczajnych i nadzwyczajnych kobiecych odczuciach, że zapewne dla wielu jesteś przyjaciółką, choć zapewne dla większości wirtualną.
Pozdrawiam serdecznie - jolanda
PS. Rzucasz serce za przeszkodę, dlatego ze wszystkim dasz radę!
Po pierwsze, piękne zdjęcia, a już "suchej" burzy, ależ kolory!! u nas na odmianę było wczoraj wściekle żółto- zielono
OdpowiedzUsuńtakie chmury przyszły i słońce zachodziło więc dawało po oczach nieźle :)), Twój opis - tym razem kondycji jak zawsze wywrócił mnie z krzesłem, ja to się już nadawałam do reanimacji po wniesieniu 3 kołder do schowka na pietro, jakbym się nie daj Boże wybrała na przebieżkę to nie byłoby co reanimować, ale! Twoje zapędy wspinaczkowe na pewno zdziałały jedno w mojej głowinie - jest możliwe wiele, trzeba tylko to sobie wymyślić i nie odpuszczać na krok :)
wiele dobrego na pewno tym postem uczyniłaś co poniektórym czytającym, a już na pewno mnie, mniej rozczulania, więcej samozaparcia, bo ważne jest to co po nas dobrego zostanie dla innych :)
Narzutka jest bosssska !
pozdrawiamy Was z Kalbarkiem najmocniej na świecie :))
Nareszcie! tak się smutno w polskiej blogosferze zrobiło jak zniknęłyście razem z Green Canoe, że z żalu przeszłam do amerykańskiej:)
OdpowiedzUsuńzacytuję krótko Marka Twaina: "człowiek żałuje tylko tych rzeczy, których nie zrobił". i tego sie trzymaj:)
pzodrawiam,
Asia
Nie rozumiem tego pojęcia "Polscy Żydzi" jak np. Polak mieszka na Litwie ,to jest Litewski Polak?
OdpowiedzUsuńWydaje mi się,że Żyd,to Żyd,a Polak to Polak .
Trzymam kciuki za Kilimandżaro i na pewno dasz radę!!!! Synagoga to wyzwanie ale jak będzie gotowa!!!! Świetna sprawa!!!
OdpowiedzUsuńale u Ciebie się dzieje, aż nie wiem co miałam napisać.
OdpowiedzUsuńAcha zazdroszczę Ci tego Kilimandżaro, bo ja geograf jestem i kocham góry.
Szokiem jest dla mnie jak Maciek wciągnął się w te drewniane prace i jak tym żyje, kurcze człowiek nigdy nei wie w co się może wkręcić:-)
Oczywiście jak zwykle cudne zdjęcia. Czekam już z wypiekami na twarzy na zdjęcia z wyprawy. Pozdrawiam gorąco
Nie wierzę w Twój brak kondycji! Przy goldenach kondycja sama przychodzi nie wiadomo skąd :-) Wiem, bo kasuję miastowych kondycją, gdy wbiegam po schodach w bloku bez zadyszki. Że o Izerach nie wspomnę, choć gdzież im do Kilimandżaro.
OdpowiedzUsuńNarzuty są piękne. Jedna z moich "gościówek" pokazała mi, jak robi się je ręcznie, to może też się takiej własnoręcznej dorobię.
całusy :-*
Pozdrowienia z życzeniami radosnej twórczości przesyła Grzegorz z Polski.
OdpowiedzUsuńNo to dzieję się u Was...oj dzieje.. podoba mi się ten skansen w Sanoku.. domyślam się że gdzieś niedaleko mieszkacie.. wspominam o tym, bo pod koniec sierpnia planujemy zorganizować koncert kabaretowy w Jaśle..może macie ochotę się wybrać? daj znać a z przyjemnością Was zaproszę... A te fotografie burzowe ..niesamowitej urody..a tkaniny Tosi - jak zwykle urocze.. Tez jestem szczęśliwą posiadaczką jednej z tkanin i obecnie czekam na drugą.. :) no dobra zmykam..uważaj na siebie i trzymam kciuki za treningi:)))
OdpowiedzUsuńWierzę ,że Ci się uda , bardzo chcesz ? zależy Ci ? to dasz radę .
OdpowiedzUsuńZdjęcia piękne , przyroda jeszcze piękniejsza , a psy kochane .
Patchwork od p.Antoniny bardzo mi się podoba , super zestawienie tkanin i wykonanie .
Pozdrawiam serdecznie -Yrsa
Miło znowu dowiedzieć się co u was słychać. Piękny projekt synagogi. Jak zwykle zapracowani z Was pasjonaci, bardzo to inspirujące również dla takich czasami leniuszków jak ja co to wolą popatrzeć, poleżeć, poczytać, podumać. Natychmiast znajduję jakieś zaległości do wykonania. Przepiękne zdjęcia burzy i beżowowłosych, psich piękności.Czy te cudne patchworki można nabyć, uwielbiam te zielenie.
OdpowiedzUsuńKobieto wejdź i zejdź z tej góry w doskonałym zdrowiu. Też będę z Tobą. A może nie musisz tam się wdrapywać, byłabym spokojniejsza.Zuza
Dziękuję za przepiękne zdjęcia, za tyle ciekawych informacji! Po lekturze tego wpisu nawet brak wakacji mi już nie doskwiera. Samo czytanie i oglądanie tych zdjęć, to jak wycieczka w nowe, nieznane miejsce.
OdpowiedzUsuńŻyczę wytrwałości i siły w treningach przed Kilimandżaro.
Serdecznie pozdrawiam
Konwaliowe Pole
Trzymam kciuki za wszystkie TWOJE PLANY ktore czekaja na realizacje.Absolutnie daje wiarę ze podołasz i nie mam wątpliwosci.
OdpowiedzUsuńWspaniale fotki i wspaniałe się czyta o wszystkim co napiszesz.
Same komentarze z zachwytami swiadczą o Tym ze jesteś wspaniała kobietą silną i ambitną.
Patchworki jak ja to mowie fiu fiu cos pieknego i pożadanego.::))
Pozdrawiam serdecznie.
Kciuki za plany !
OdpowiedzUsuńNie ma to jak młodość...
Jakie piękne patchworki, cudowne...
Magodo, to ty zimą na to Kilimandżaro??? W takim razie dużo siły i wytrwałości życzę, bo będą ci potrzebne. A mąż zazdrości :)
OdpowiedzUsuńBoszsz, jak mi wstyd, jeszcze nie wysłałąm Ci tego materiału... Przepraszam!!! Tyle się dzieje, że przestaję nad tym panować i takie są pożałowania godne efekty.
OdpowiedzUsuńObiecuję, że się poprawię, a narzuty masz od Tosi PRZE-ŚLI-CZNE!
Kurczę, zazdroszczę Ci powera, u mnie już nie jest tak różowo. Muszę chyba poczytać Cię uważnie jeszcze raz, może wtedy motywacja mi wzrośnie i zawstydzę się całkiem? Buziaki, Kochana!!!
Jagódko Droga, jesteś niezwykle silną kobietą i w dodatku dajesz siłę innym, motywujesz, dajesz "kopa", nawet jeśli nie robisz tego w sposób zamierzony. Pozdrawiam Cię więc ciepło, serdecznie i pozostaję w nadziei , że kiedyś poznamy się osobiście.
OdpowiedzUsuńWitaj Jagódko, nie wyrabiam sie na zakrętach z obowiązkami przy mojej malutkiej Calineczce, ale jak już zajrzę do Ciebie, to czuję taki spokój i znów mam ochotę do pracy. Macierzyństwo jest bardzo trudne, szczególnie jak sie ma 35 lat, ale cieszy każda malutka zmiana i każdy uśmieszek na buziaku. Pozdrówka! pędzę na taras, bo Marcelka się budzi ....
OdpowiedzUsuńJuż jestesmy w domu, ale wspomnienia pozostaną.
OdpowiedzUsuńByło wspaniale, szkoda tylko, ze tak szybko mija czas.
Cieszę się , że mogliśmy Magodę zobaczyc na własne oczy :) i poznać Ciebie i Maćka.
Teraz czeka nas wyjazd do Paryża i Amsterdamu ale Magody nic nie "pokona" . Ten spokój, ta cisza, te widoki......
A Kilimandżaro ...jestem pewna , ze dla Ciebie to pestka :)
Podrawiam
Ania
Jagódko, trzymam kciuki za Twoje plany i projekty. Na pewno dasz radę :) A na Werandę z Waszą chatą już czekam :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam mocno :)
Ada
Trzmam kciuki i pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie po Wyróżnienie !
OdpowiedzUsuńDasz radę z wszystkim tego Ci życzę.
OdpowiedzUsuńZapraszam po wyróżnienie. Cmokusie.
Łza mi się w oku zakręciła widząc rekonstrukcję budynku z Gwoźdźca ... to tylko kilka kilometrów od miejsca gdzie urodziła się i mieszkała moja babcia Emilka, która później musiała wsiąść do wagonów towarowych i ruszyć na zachód w poszukiwaniu nowego miejsca ... Dziękuję ci kochana za tą reminescencję!
OdpowiedzUsuńKOCHANI ...PANI JAGÓDKO, PANIE Maćku..DZIĘKUJĘ, CAŁYM SERCEM DZIĘKUJĘ za umieszczenie mojego " KRZYKU WRĘCZ" o POMOC , wsparcia PROJEKTU celem wydania książki jakże różnej tematycznie, od tych cudownych treści, widoków na Waszym blogu...PUKAM do WSZYSTKICH ANIOŁÓW, pokonuję poczucie wstydu prosząc...To takie trudne...Jednak w walce o dziecko wszystko staje gdzieś z boku...KOCHAM WAS BARDZO...Kubutek oczyma dziecka z AUTYZMEM narysuje obrazek tylko dla WAS...oczywiście książka na Państwa ręce z dedykacją i wpisem na jej kartach, kto mnie wspierał..
OdpowiedzUsuńDZIĘKUJĘ..
Małgorzata Klemczak...babcia AUTYSTYCZNEGO KUBUSIA...
Jagódko napiszę tu, bo pod postem z 1 sierpnia nie potrafię.
OdpowiedzUsuńJaguś BĄDŹ, tu.
Czytam Twoje blogi bez ustanku, podobają mi się szalenie. Podziwiam Cię we wszystkim co robisz, oprócz tej wyprawy do Afryki. Po co kusić los, jak masz tak fajnie i dobrze. Jesteś dla mnie inspiracją i przykładem i nie wyobrażam sobie, żebyś nie pisała bloga. Napisz coś chociaż raz na miesiąc. Prosimy.Ada
OdpowiedzUsuńWitam. Chata Magoda to jedyny w sieci blog, który czytam od deski, do deski i mi się bardzo podoba. Niech Pani dalej pisze, bo czekamy.Marianna
OdpowiedzUsuńOglądałam Bojkowską w Werandzie, czytałam artykuł o biżuterii - GRATULUJĘ!!!!!!
OdpowiedzUsuń