Dziś koncert życzeń, tyle osób prosiło mnie o : relację z wejścia na górę, relację z wrażeń afrykańskich, wieści z Bieszczadów, że zakasuję rękawy zanim tematów naskłada się więcej niż kiedykolwiek będę w stanie przerobić.
Nie będę pisać szczegółowo jak tam się wchodzi - w internecie jest bardzo dużo na ten temat. Napiszę o tym czego mnie, wejście na Kilimandżaro nauczyło. Bo nauczyło.
Pierwsze dwa dni podejścia to była masakra, czułam się, jakby góra z każdą chwilą odbierała mi energię i siły. Było coraz gorzej, chcę tutaj podziękować najserdeczniej Krystynie, która widząc moje zmagania, pomagała jak mogła i wreszcie zadała pytanie: co się dzieje? No właśnie! Sama bym to chciała wiedzieć. Nie było wyjścia, musiałam sobie samej na nie odpowiedzieć.
To było spotkanie mnie ze mną. Sprawa wewnętrzna, problem mieścił się w głowie. Wyjście na przeciw własnym, przez życie całe wyhodowanym na piersi demonom. Spotkanie bolesne i - jeśli chciałam iść dalej - nieuniknione. Każdy takie spotkanie chociaż raz w życiu powinien odbyć, lub jeśli tego zrobić nie chce - nie powinien od życia żądać zbyt wiele.
Mnie się udało, dałam radę. I teraz wiem, że dam radę wszystkiemu. Wejście na górę to nie była kwestia treningu, kondycji, odpowiednio wyćwiczonego ciała. To była kwestia wewnętrznej harmonii lub jej braku.
Wierzcie mi, ostatni odcinek, ponad tysiąc metrów w górę, pokonywałam nocą, od dwóch dni już prawie nic nie jadłam bo jedzenie było delikatnie mówiąc nie świeże, byłam niewyspana, wymęczona dotychczasową drogą, zziębnięta i do oddychania miałam tylko połowę tlenu jaką powietrze zawiera na wysokości poziomu morza. Nie miałam już sił od dawna, szłam całą noc na "pustym baku" i - doszłam! A przecież realnie na to patrząc - nie powinnam.
Jestem bardzo szczęśliwa z tego powodu,że się tam wybrałam.
Tej nocy była pełnia, było tak jasno, że nie musiałam używać latarki. Marzłam, strasznie wiało ale było ... no właśnie, jak? Niesamowicie! Odłączyłam się od grupy, poszłam przodem bo lubię w górach chodzić sama. Jednak na Kilimandżaro na każdym kroku widać informację: "nigdzie nie chodź sam". Przewodnik przydzielił mi do opieki jednego z tragarzy. I tym sposobem spotkałam najprawdziwszego Anioła w dodatku czarnego. Bo tylko Anioł tam i wtedy - wierzyłby tak nieugięcie we mnie, że wlezę. A on wierzył i nie chcąc go zawieść, wlazłam!
Anioł nazywał się Hassan i - to jedyne co o nim wiem na pewno, ponieważ ja zdecydowanie więcej znałam słów w suahili niż on po angielsku. Nie przeszkadzało nam to jednak by przez wiele godzin kłapać dziobami. Może mam nie po kolei ale wtedy myślałam, że wszystko rozumiem. I przyszedł moment gdy dotarliśmy na górę, do szczytu było jeszcze jakieś półtorej godziny ale miałam już widok na krater wewnątrz i - niewiarygodnie piękny wschód słońca! Anioł stanął twarzą do jaśniejącej przed nami doliny i wyśpiewał hymn do góry, słońca i Afryki w jednym. To było porażająco prawdziwe, piękne i pełne pierwotnej więzi z naturą, organicznie szczere, spontaniczne i wielkie. Była w tym radość, miłość i dobro w czystej postaci.
Myślę, że mam wiele szczęścia, że dane mi było zobaczyć i przeżyć ten mistyczny spektakl ot tak! po prostu. Tego typu atrakcje nie należą do programu, nie dostanie się ich za żadne pieniądze. Cieszę się, że życie przygotowało mnie do tego i umiem to docenić, że od razu, tam na miejscu rozumiałam co się dzieje. W jednej chwili poukładało mi się w głowie więcej niż przez ostatnie kilka lat.
Cała góra pokryta jest wulkaniczną lawą:
Po zejściu z góry byłam tak zmęczona, że zgubiłam kartę na której miałam ponad pięćset zdjęć. Mogłabym oczywiście rwać włosy z głowy ale co by mi to dało. Dzięki wspomnianej już Krystynie, właścicielce biura podróży, które zorganizowało nasz wyjazd, mam trochę zdjęć - bo mi przysłała własne, mało tego, pozwoliła kilka z nich pokazać tutaj. Dziękuję Krystyna!!!!
Poniżej, z Aniołem na górze i kilka obrazków z trasy:
Nie chcę powtarzać truizmów o odmienności Afryki. Mnie uderzyło, właściwie - waliło po głowie co chwilę, wiele, wiele rzeczy. Na pewno jestem pod wielkim wrażeniem piękna i ciepła tanzańskich kobiet. Nie mogłam się na nie napatrzeć, były tak bezpośrednie, przyjazne i ciepłe, że przy każdej okazji po prostu wymieniałyśmy serdeczności. Kobiety to wielki skarb Afryki, jestem o tym przekonana. Trzeba jeszcze pamiętać, że w Europie, nawet ci żyjący najskromniej - tarzają się i pławią w luksusach w porównaniu z przeciętnym mieszkańcem Afryki.
Ludzie:
Masajskie wioski:
Jedzenie:
Rośliny:
Afryka nauczyła mnie także by się nie upierać na siłę.
Podróż do Tanzanii w moim przypadku trwała trzy doby. Z Bieszczadów musiałam przemieścić się do Przemyśla, stamtąd kultowym pociągiem relacji Przemyśl- Szczecin, kilka godzin przerwy w Szczecinie i hyc do Berlina, potem samolot do Istambułu, kilka godzin przerwy i kolejny samolot do Nairobi (Kenia), potem kilka bardzo ciężkich godzin nocnych (trzecia doba bez snu) oczekiwania na transport do Tanzanii. Kilka godzin jazdy i -huraaa!
W drodze powrotnej bardzo chciałyśmy uniknąć tych męczących przerw w podróży, zatem mocno upierałyśmy się by do Nairobi jechać nocą, co skróciłoby podróż. Im bardziej nam ten pomysł próbowano wyperswadować tym mocniej byłyśmy uparte. Na pięć blondynek nikt nie wymyślił metody, zatem pojechałyśmy nocą.
No i się okazało, że lepiej było posłuchać mądrzejszych. Konflikty na terenach przygranicznych powodują, że przemieszczanie się tam nocą, graniczy z szaleństwem. Przez wiele godzin czułyśmy się jak bohaterki sensacyjnego filmu, tyle jednak w nas niewdzięczności, że wielokrotne kontrole jakiś niewiadomych formacji wojskowo/cywilnych, wielokrotne robienie z siebie kompletnych idiotek na przeciw wycelowanym w nas karabinom - kompletnie nas nie bawiły!
Tak! Po tak potężnej dawce Afryki nareszcie Bieszczady!
Jak widać nasze pieski mają się dobrze. Jeszcze lepiej ma się Kićka, która rządzi domem twardą ręką, wychowuje nas jak matka rodzona. Wszyscy mamy na jej punkcie fioła a Bury to nawet przy Kićce odmłodniał!
Niestety zrobienie ostrego zdjęcia Kićce jest niemożliwe. Młoda jest tak czarna, że pochłania całe światło jak czarna dziura.
No i Bury:
Na koniec informacja: za dni kilka ukaże się nowy numer Werandy Country a w nim zdjęcia z pięknej chaty, blogowej koleżanki Joli. Wraz z fotografem, Michałem Mrowcem odwiedziliśmy to gościnne miejsce w październiku. Ja zajmowałam się stylizacją i napisałam tekst. Rezultat - niebawem. Pokażę kilka zdjęć, które w czasopiśmie się nie ukażą bo są mojego autorstwa:
Wybaczcie proszę, ale przygotowanie tego posta trwało tak długo, że nie dam rady już nic więcej.
Pragnę podziękować wszystkim, którzy przesłali mi życzenia, dobre słowa, prezenty. Powoli się ogarniam zaległościami spowodowanymi wyjazdem oraz końcem życia naszego komputera. Wcześniej nie nadążałam. Życzę Wam wszystkim tyle szczęścia ile dacie radę udźwignąć!!!
Piekna wyprawa, cudne zdjecia i pieknie napisane, podziwiam Twoja odwage, ale musze jeszcze dodac , ze u Ciebie w Bieszczadach tak pieknie, sielsko...ach slow mi brak, pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńGratuluję Magodo, przeogromnie dzielna z Ciebie kobieta, i zazdroszczę strasznie może nie tyle tej wspinaczki bo ja nie dałabym rady ale tego, że podziwiałaś Afrykę bo nie ma co ukrywać Afryka jest piękna !
OdpowiedzUsuńPozdrowionka
Niesamowite zdjęcia! Co tu dużo gadać- dzielna z Ciebie dziewczyna! Blondynki poradzą sobie wszędzie :-)
OdpowiedzUsuń"Gdzie diabeł nie może, tam kobietę poślij" ;)
OdpowiedzUsuńPięknie się spisałaś, tylko pozazdrościć.
Zdjęcia super.
pozdrawiam serdecznie :)
Cudownie było przeczytać twój post i pooglądać zdjęcia .Życie jest piękne gdy ma się pasje , gdy drepcze się swoimi ścieżkami dążąc do celu szybszym tempem albo troszkę wolniej , z górki czy pod , najwazniejsze aby w zgodzie z samym sobą . Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPani Jagodo jeszcze raz gratuluje zdobycia góry. Sama muszę się na niąkiedys wybrać.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że zgineła karta czekałam na Pani spojrzenie na Afrykę. No ale coż moze tak miało być.
No i gratuluje coraz doskonlaszych zdjęć. Te zimowe są perfekcyjne a zwłaszcza ten z karmnikiem.
A i z czarną dziurą Kicią widzę radzi sobie Pani doskonale.
Pozdrawiam z wiosennego juz Dublina
Nareszcie!!! Szybko przeczytałam, a teraz się spokojnie pogapię :)
OdpowiedzUsuńBARDZO MNIE WZRUSZYŁ TEN POST,,,,A JACY CUDNI LUDZIE:))) GRATULUJĘ CI ZDANEGO EGZAMINU Z ŻYCIA:)))POZDRAWIAM
OdpowiedzUsuńDziecię kwili a ja wyrodna matka Ciebie czytam i czytam, Teraz tylko szybko napisze GRATULACJE i piękne wszystko i dziękuje za relacje i lece do obowiazków.
OdpowiedzUsuńBuziole
Wspaniała wyprawa i ile nowych doświadczeń. Ale patrząc na Wasz dom, to można spokojnie powiedzieć, że "Wszędzie dobrze..." Pozdrawiam cieplutko Aśka:)
OdpowiedzUsuńgratulacje!!!- przypuszczałam,ze to będzie WYCZYN i wiedziałam,ze się uda:)I Afryka i Bieszczady piękne a na ralację z pobytu u Joli czekam z niecierpliwoscią.serdecznie pozdrawiam
OdpowiedzUsuńzdjecia połknęłam jednym tchem..i wciąz nie mogę sie napatrzec..kobieto szczęsliwa..oby tak dalej, oby w nowym roku nowa ,piekna przygoda Cie spotkała :) Pozdrawiam z Podlasia :)
OdpowiedzUsuńPiękna relacja z podróży. Gratuluję odwagi!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło,
Ania
i tak oto oczami wyobraźni za sprawa twojego posta odbyłam podróż do Afryki :o), gratuluję serdecznie wyczynu, godne pozazdroszczenia, silna z Ciebie kobietka
OdpowiedzUsuńAfryka piękna ale .... Bieszczady jej nie ustępują!!!
OdpowiedzUsuńJagodo, gratuluje!!! Wiem, ze ja bym sie nigdy nie odwazyla, jestem pewna, ze nie udalo by mi sie wejsc na szczyt... Jestes wspaniala Kobieta i chyba nic Ci juz w zyciu teraz nie moze byc straszne :)
OdpowiedzUsuńMimo straconych zdjec, najwazniejsze jest to, co zostalo w sercu i w pamieci, to przeciez zdecydowanie bezcenne. A to co piszesz o Kobietach z Tanzanii jest bardzo prawdziwe - znam ich kilka i wszystkie sa naprawde niesamowite :)
Pozdrawiam Cie bardzo serdecznie i zycze rownie wspanialych wrazen w Nowym Roku! :)
Jagódko,cieszę się bardzo,że wyprawa Ci się udała,ale jeszcze bardziej cieszy mnie Twój powrót! Może częściej coś tu napiszesz.Ja czekam na to niecierpliwie.Pozdrawiam z wiosennej Ziemii Lubuskiej.
OdpowiedzUsuńA ja jeszcze raz gratuluję Ci ' wczerepania ' się na szczyt...
OdpowiedzUsuńwidzę, że Twój anioł też był szczęśliwy z tego faktu...
a foty ... no cóż - wspaniałe !!!
Bardzo cieszę się,że Ci się udało.Potwierdza to moją opinię o Tobie,że mimo iż wyglądasz krucho jesteś silną kobietą. Dalszych sukcesów życzy Ala
OdpowiedzUsuńgratuluje samozaparcia !
OdpowiedzUsuńAfryka -ladna,najbardziej podoba mi sie zdjecie dziewczyny z bananami na glowie.
ale Bieszczady-CUDNE! jestescie szczesciarzami :)
pozdrawiam
Aska
Cieszę się, że już jesteś :) i oczywiście gratuluję wyprawy. A zdjęcia fantastyczne- rozwijają wyobraźnię...
OdpowiedzUsuńzdecydowanie bliższa mi jest część bieszczadzka posta, wspinaczka, Afryka, to nie moje klimaty no może oprócz tych ananasów ;)
OdpowiedzUsuńale ciesze się, ze Ty się cieszysz :)
ja dochodzę do siebie po moim "Kilimandżaro", było dużo mniej spektakularnie choć mogło źle się skończyć :/
pozdrawiam
Prawdziwy Koncert Zyczeń - w tym
OdpowiedzUsuńpoście było prawie wszystko.
Dziękuję i jeszcze raz gratuluję.
Teresa
Świetna relacja, gdzie diabeł nie może, tam Jagodę posłać, dziękuję za piękny tekst do WC i odwiedziny, ślę buziaki takie mroźne i zimowe :)
OdpowiedzUsuńpo przeczytaniu tego wpisu jedno mi się w głowie kołaczy- że mam nadzieję, iż kiedyś będę tak spełnioną życiowo osobą jak Ty :)
OdpowiedzUsuńpodziwiam Twój hart ducha, siłę fizyczną i psychiczną do spełniania marzeń i życia zgodnie z własnym sumieniem
jesteś moją IDOLKĄ :D
fotki piękne, ale wrażenia pewnie jeszcze piękniejsze :)
buziaki
Kasia
aaa
i bym zapomniała
wszystkiego najlepszego z okazji urodzin :)
Wspaniała fotorelacja! :) Zazdroszczę takiej 'wycieczki' :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! M.
Oczywiście Afryka jest cudowna ale wasze Bieszczady mają dodatkowo magię:) A koza w niebieskim oknie jest genialna:))) Pozdrawiam ciepło Sylwia
OdpowiedzUsuńdziękuję
OdpowiedzUsuńDroga Magodo!
OdpowiedzUsuńPiszę na gorąco,zanim jeszcze dotarło do mnie w pełni piękno tych wszystkich zdjęć i Twoich słów, pewnie przeczytam je jeszcze ze cztery razy, ale nie czekam,aż mi przyjdą do głowy stosowniejsze i zgrabniejsze słowa zachwytu, niż te,że wreszcie jesteś, cała i zdrowa!!!
Ja wiem, wróciłaś już jakiś czas temu, wciąż tu siedzę i na Ciebie czekam podczytując. Ale dopiero w tym poście poczułam Twoją obecność, taką bliską, otwartą. Nie dziwię się,że to musiało troszkę potrwać, by wrócić "do siebie".
Ta podróż to na pewno jakaś kolejna w Tobie przemiana. Tak jak piszesz - spotkałaś siebie i nie z górą się mierzyłaś jedynie.
Czy nie tak było z Bieszczadami na początku?
Tylko tu miałaś mniej czasu i mniej wsparcia bliskich. A poza tym tego właśnie chciałaś - sama, wręcz samotnie, poznać granice swoich możliwości.
Cóż, teraz już nie sądzę,lecz jestem pewna, że stać Cię na więcej :)))
Dziękuję za tę lekcję!
To, co piszesz o kobietach Afryki i naszych luksusach - wciąż nie zdajemy sobie tego sprawy, jak to cholernie dobrze urodzić się tu, a nie gdzieś tam, na Czarnym Lądzie czy w Indiach. Nie doceniamy i nie szanujemy tego, co nam dane dzięki pochodzeniu i warunkom życia, bo przecież mając to, co mamy jest dużo łatwiej postarać się o resztę.
Szkoda,że zdjęcia Ci przepadły, ale najważniejsze jest to, z czym wróciłaś, i że tego nie da się opowiedzieć słowami do końca.
Jestem z Ciebie dumna :))
Życzę szczęścia i harmonii wewnątrz i na zewnątrz, i pomiędzy:)))
Lewkonia
Jagodo!!!!! Rewelacja, te zdjęcia są obłędne.
OdpowiedzUsuńA wspinaczki - gratuluję!!!!
Jednak jak widać wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Fajnie, że już jesteś :))
Uściski :)
PS Link nie działa
Gratuluję nie wejścia na szczyt, ale wygranej walki z własnymi demonami. Pięknie zdjęcia.
OdpowiedzUsuńDumna jestem niesłychanie, że Ciebie znam, wiesz? A Ty powinnas być dumna niesłychanie z siebie, bo pokonałas samą siebie i swoje demony.
OdpowiedzUsuńAfryka przepiękna, dech zapiera!
I jakże cudownie jest wrócić z tej Afryki tutaj do Polski, na swoje miejsce na ziemi, prawda? Buziaki, Kochana!!! :))
Jesteś wielka, gratuluję zdobycia szczytu i spotkania ze sobą, u siebie, wewnątrz siebie. Zdjęcia z Afryki są wspaniałe ale jednak widzę jak mocno pasujesz do swojej Chaty. Wszędzie dobrze ale... w domu, wiadomo. I choć kocham podróże te bliskie i te dalekie to jestem właśnie o tym przekonana.
OdpowiedzUsuńpozdrowienia :-)
Jesteś wielka, gratuluję zdobycia szczytu i spotkania ze sobą, u siebie, wewnątrz siebie. Zdjęcia z Afryki są wspaniałe ale jednak widzę jak mocno pasujesz do swojej Chaty. Wszędzie dobrze ale... w domu, wiadomo. I choć kocham podróże te bliskie i te dalekie to jestem właśnie o tym przekonana.
OdpowiedzUsuńpozdrowienia :-)
Gratulacje wytrwałości, osiągnięcia celu i spełnienia. Zdjęcia przepiękne, Bieszczady pod śniegiem wyglądają jak z bajki. Pozdrawiam ciepło
OdpowiedzUsuńZrobiłaś mi ogromną przyjemność i radość tym wpisem. Dziękuję i jeszcze raz gratuluję, to co zrobiłaś i robisz jest niesamowite!
OdpowiedzUsuńZdjęcia piękne,te bieszczadzkie wspaniałe!
Jesteś absolutnie niesamowitą kobietą, podziwiam hart ducha i myślę, że to niesamowite te mistyczne przeżycia po drodze. Ludzie na zdjęciach są po prostu piękni i, pomimo wszystkich problemów, radośni. Chyba wróciłaś bogatsza o wiele przeżyć i cieszę się niezmiernie, że aż tyle ci to dało. W domu, jak zwykle, ciepło i pięknie... Kićka jest moją idolką!!!
OdpowiedzUsuńUściski
Mika
Pani Jagodo, taka wyprawa to wspaniala próba samego siebie; gratuluje serdecznie. Piekne zdjecia z Afryki i jak zawsze przecudne z Bieszczad. Goraco pozdrawiam, Jolanta
OdpowiedzUsuńPiękna przygoda życia ....
OdpowiedzUsuńPrzeżyłaś piękna przygodę,super fotki.Zazdroszczę odwagi. Ale w domu to chyba najlepiej.Cmokusie.
OdpowiedzUsuńwow....mogłabym czytać i oglądać bez końca! Wspaniałe zdjęcia, widoki...ach!
OdpowiedzUsuńPodziwiam raz jeszcze ;)
I dużo dobrych wibracji przesyłam ;D
wspaniale zdjecia, wspanialy Twoj Wyczyn, i pieknie na tym tle wygladaja Bieszczady! Dzieki za relacje z wspinaczki, czekalam na ten wpis! zdjecia Afrykanczykow niesamowite! piekne kolory ich ubiorow....wszystko mi sie bardzo podoba w Twojej relacji...usciski za to!
OdpowiedzUsuńkochana Jagodo:)
OdpowiedzUsuńwspaniale się czytało i oglądało to wszystko dziś u Ciebie:)Ja też byłam w Afryce dwa razy,ale wczasy w miejscowości turystycznej-to teraz widzę,że nie to samo :)
wszystkiego dobrego dla Was,pozdrawiam :)
Świat jest taki piękny!
OdpowiedzUsuńSzczesliwy człowiek, który to zauważa.
Z zainteresowaniem przeczytałam całą relację - opowieść .
O szczęśliwe życie trzeba walczyć tak jak Ty . Możesz być przykladem dla wszystkich blondynek i nie tylko :)
Gorąco pozdrawiam
Ania
Nie będę oryginalny. Post - relacja jak zawsze cudny,piękne zdjęcia i cudny opis. Czytałbym jak zawsze bez końca i to po kilka razy. Dziękuję za emocje i cuda, które emanują z Pani bloga. Gratuluje raz jeszcze wejścia. Mam nadzieję,że jakiś czas znów będę mógł,leżąc w szpitalu, jak zawsze z wypiekami na twarzy przeczytać kolejny cudny wpis. Wszystkiego najwspanialszego w Całym Nowym Roku. Pozdrawiam serdecznie,Grzegorz.
OdpowiedzUsuńJagódko wielkie dzięki!
OdpowiedzUsuńZ ogromnym wzruszeniem przeczytałam Twoja relację. Wiesz, myślę , że każdy ma swoje Kilimandżaro. Trzeba w życiu przeżyć to Coś, co jest trudne, ale potem dzięki temu przeżyciu wszystko widzimy mocniej, ostrzej, głębiej. Kurczę, chyba właśnie po to żyjemy tu i teraz, żeby pokonywać rzeczy trudne i wzrastać. Moja znajoma całe swoje życie jet właśnie w drodze na Kilimandżaro... Wierzę, że kiedyś będzie mogła spojrzeć w dół i za siebie i złapać równomierny, spokojny oddech. Takie dziwne jest to nasze wędrowanie i nieodgadnione. Cudownie, że spotykamy czasem na szlaku ludzi, którzy nas pociągają za sobą, dają siłę.
Moje Kilimandżaro piętrzy się wciąż przede mną, choć czasem wydaje mi się , że przecież już jestem blisko szczytu...
Dziękuję Ci.
Pozdrawiam serdecznie i z niecierpliwością wyczekują Jolinkowa w Werandzie country!
Kasia K.
Wyczekiwałam tego posta niecierpliwie:) i jak zwykle napisałaś tak pięknie i mądrze, że brak mi odpowiednich słów, którymi mogłabym to skomentować. Dziękuję Ci za ten opis i cudne zdjęcia - dzięki nim czuję jakbyś spełniając swoje marzenia spełniała przy okazji moje:)
OdpowiedzUsuńAfryka wydaje się odległa i bajkowa, ale Twoje Bieszczady - to jest dopiero bajka!
Gratuluję! Gratuluję wszystkiego: pięknych widoków, wygranej w walce ze sobą, mądrych doświadczeń i szczęśliwego powrotu do domu! I dziękuję za wszystko, o czym opowiedziałaś i co pokazałaś!
OdpowiedzUsuńGratuluję! Gratuluję wszystkiego: pięknych widoków, wygranej w walce ze sobą, mądrych doświadczeń i szczęśliwego powrotu do domu! I dziękuję za wszystko, o czym opowiedziałaś i co pokazałaś!
OdpowiedzUsuńPasjonujący post. Dzięki.
OdpowiedzUsuńPzdr.
Od dawna podczytuję Twojego bloga i oczywiście zaliczam się do grona wielbicieli Twoich opowieści, klimatycznych zdjęć i świata, który tu kreujesz. Lubię oderwać się od rzeczywistości, przysiąść z herbatką i zagłębić się w lekturze historii z Chaty Magody. Dziękuję Ci za te chwile:))
OdpowiedzUsuńNajbardziej co mnie uderzyło to dwa zupełnie inne światy,piękni ludzie,przyroda,zwierzęta i te szalone kobiety ,które coś gna na szczyt.Ale nie dziwię się,po pochłonięciu zdjęć wiem,że warto było.A potem dom i tak inne widoki ,zwierzaki.Pewnie jest to do czego się wraca z najdalszych zakątków świata a wspomnienia i pamięć pozostaje w sercu.Cieszę się ,że dałaś radę .Pozdrawiam najserdeczniej ,głaskanka dla zwierzyńca,doskonale wiem co potrafią urocze zwierzaki i jak nas sobie urabiają,a mój Szocik to jak myślicie,kto u nas jest rozpuszczony jak dziadowski bicz,bo przeciesz nie ja.Iga z Szocikiem.
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńPodczytuję cichutko i podziwiam Autorkę, Jej dokonania na każdej niwie i mądre słowa...Nieustająco odnoszę wrażenie, że wiele bym straciła, gdybym kiedyś przypadkiem nie trafiła do Chaty Magoda.
Dziękuję.
Serdeczności - Małgorzata
Jagoda,
OdpowiedzUsuńbardzo Cie dziekuje za tego posta.
Piekny, piekny tekst!!
Pozdrawiam,Kasia z A.
Gratuluję! Cudowny post ...czytam, oglądam fotki i nadziwić się nie mogę...i jeszcze raz.Niesamowite doświadczenie!
OdpowiedzUsuńWspaniała lektura! Podziwiam i... nie zazdroszczę; osobiście wolałabym np. w Bieszczady. Kićka urocza!
OdpowiedzUsuńWejścia na szczyt chyba już gratulowałam, ale co tam! Gratuluję jeszcze raz!
Ninka.
Czasami w życiu trzeba przerobic swoja karmę i spotkać się z tym o czy w codzienności nie myślimy, wtedy oczyszczeni wracamy do domu, jeżeli to się stało, to pokonałaś samą siebie i jestes silniejsza,tak zrozumiałam Twój wpis
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
j
Dziękuję Ci za relację, z przyjemnością przeczytałam.
OdpowiedzUsuńMAGODO JESTEŚ WIELKA !
Witam:) Bardzo dziękuję za tą podróż:) I za Bieszczady. Po prostu - dziękuję.
OdpowiedzUsuńPiękna, podróż, piękne zdjęcia, piękna relacja z wyprawy... Czasem trzeba gdzieś wyjechać, doświadczyć trudu i niewygody, aby móc wrócić do domu i docenić na nowo jak szczęśliwym człowiekiem się jest.
OdpowiedzUsuńDziękuję za tą publikację.
Pozdrawiam serdecznie
Chciałoby się powiedzieć: 'Każdy ma swoje Kilimandżaro!'... ważne, by go pokonać, gratuluję, że Ci się udało!
OdpowiedzUsuńnieświeże
OdpowiedzUsuńGratuluje!
OdpowiedzUsuńWiedziałam ,że będzie trudno , nawet dla Ciebie , ale byłam pewna ,że dasz radę .
Dzięki za relację , fantastyczna przygoda .
Pozdrawiam Yrsa
Zazdroszczę wyprawy. Piesków też, domu też...ach. Pięknie u Ciebie!
OdpowiedzUsuńWspaniała fotorelacja. Żałuję tej zgubionej karty, bo jestem fanką Twojego spojrzenia. Podziwiam przy tym mądrość, jaką dla siebie znalazłaś w tej wyprawie. Szkoda, że nie każdy z nas potrafi zdobyć swoje Kilimandżaro. Pozdrawiam - monika b.
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo dziękuję, że podzieliłaś się z nami swoimi radościami, smutkami i innymi emocjami. Dla mnie to jest bardzo ważny post. Pozdrawiam ciepło i jeszcze raz dziękuję.
OdpowiedzUsuńgratulacje i podziwiam za Afrykę, ale ja wybieram Bieszczady :)
OdpowiedzUsuńBardzo pięknie dziękuję za zdjęcia i opowieść. Twoje słowa daję i mnie trochę tej siły, którą Ty musiałaś mieć żeby pokonać własne słabości.
OdpowiedzUsuńTak się cieszę, że spełniłaś swoje marzenia, teraz i mnie łatwiej o tym pomyśleć.
Jakże pięknie u Ciebie a zwierzaki cudowne jak zawsze. Serdeczności. Zuza
Jagódko po przeczytaniu wszystkiego tyle myśli kłębi się w głowie, że potrzeba trochę czasu, aby wszystko się przemyślało i ułożyło.
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że wjedziesz, bo kto by wszedł jak nie TY. Po raz kolejny dowiodłaś, że siła kobiety tkwi nie w ciele, mięśniach, zręczności. Duch nasz, on nas pcha, gdy nogi iść już nie mogą.
Chciałabym napisać do Ciebie maila w sprawie Tosi.
Moc serdeczności posyłam.
bardzo wzruszajacy wpis. wszystkie zdjecia po prostu piekne, a najpiekniejsze takie jedno psie;-) serdecznie pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOliwier potrzebuje pomocy
OdpowiedzUsuńhttp://oliwier-przybek.blogspot.com/search?updated-min=2012-01-01T00:00:00%2B01:00&updated-max=2013-01-01T00:00:00%2B01:00&max-results=28
Jagodo, ciepło pozdrawiam z Poznania, mam nadzieję, że mrozy - choć okrutne - nie dają się Wam za mocno we znaki. Dziękuję za piękną opowieść, zdjęcia i to, co zawsze otrzymuję na Twoim blogu - dużo pozytywnej energii.
OdpowiedzUsuńCudowne miejsce - cieszę się, że znów tu jestem, a jeszcze bardziej, że miałam zaszczyt osobiście poznać Gospodarzy :)) Podziwiam Twą wytrwałość, Jagodo! Opis wejścia na Kilimanżaro - przejmujący... zadroszczę, też bym chciała :) Przepiękne zdjęcia: i te użyczone, i te bieszczadzkie - własne. Świetnie prowadzisz swój blog!! W Bieszczadach dziś podobno minus 37 stopni... Mam nadzieję, że w Waszym domu wciąż ciepło i bezpiecznie :)) Serdecznie pozdrawiam! Aldona
OdpowiedzUsuńTo miałaś niesamowita podroż pełną przygód. A wspinaczka w górach to dobry sprawdzian dla ciebie i to nie tylko fizyczny ale psychiczny. I ty go zdałaś wyróżniająco.Puchową pierzynkę macie grubszą niż u nas.
OdpowiedzUsuńŚnieg padał tutaj tylko wczoraj. Ale jest bardzo zimno.
Pozdrawiam Cie ciepło.
Essi
Bardzo się cieszę , że wyprawa się udała :):) Zdjęcia piękne i wspomnienia cudowne ... zabawne , ale do Afryki mi bliżej niż w Bieszczady :):):) Bardzo się cieszę , że wróciłaś i pozdrawiam ciepło :):):)
OdpowiedzUsuńAleż ja za Tobą tęskniłam! Z całego serca gratuluje wytrwałości i... cichutko zazdroszcze :D
OdpowiedzUsuńkatarzyna
Ależ mi Ciebei brakowało! Z całego serca gratuluje wytrałości i ..cichutko zazdroszcze wyprawy :D
OdpowiedzUsuńWitam cie serdecznie..jestem na twoim blogu po raz pierwszy i jestem nim zachwycona :-) Zdjęcia z Afryki cudne ))).. Ale Bieszczady tez bardzo piękne i mam zamiar niedługo je odwiedzić...
OdpowiedzUsuńWitam. Wiem, że Pani już nie zagląda tu tak często i brakuje czasu na wszystko, ale chciałam tylko nadmienić, że Wyróżniłam Pani bloga na swoim blogu, tak więc jeśli miałaby Pani ochotę to zapraszam :)Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńWitaj, moje "Kilimandżaro" jest w Lutowiskach :). Tak jak inni lubię podróżować po świecie, tak ja uwielbiam podróże po naszej ojczyźnie. Jej piękno nie da się z niczym porównać. Wiem, co mówię, bo trochę świata widziałam. Od Bieszczad dzieli mnie grubo ponad 600 km i może dlatego tam jeszcze nie dotarłam. To biała plama na mapie moich podróży. Ale są one moim najbliższym celem :).
OdpowiedzUsuńA moja Miśka to starsza wersja Kićki i również nie da się jej sfotografować.
Gratuluję wyczynu :) i serdecznie pozdrawiam.
Buuu, zjadło mój wpis.
OdpowiedzUsuńTo może następnym razem.
Pozdrawiam jednak bardzo serdecznie i szczerze gratuluję.
Witaj,
OdpowiedzUsuńjestem po raz pierwszy na Twoim blogu, ale mam zamiar zaglądać częściej. To prawdziwa przyjemność oglądać zdjęcia zarówno te z podróży jak i z Twojego najbliższego otoczenia. Oglądając zdjęcia Twoich psiaków, odnoszę wrażenie jakbym patrzyła na moją sunię. Też goldenkę.
Bieszczady i chaty przepiękne.
Pozdrawiam serdecznie.
oh, to ogromna przyjemność przebyć choć wirtualnie wraz z Tobą Magodo, tę wyprawę. Tym bardziej dziękuję, że dałaś radę napisać! :) ..Afryka cudna! Ale Wasze Bieszczady równie mocno zachwycają!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Wszytskiego Dobrego z okazji Dnia Kobiet:D
OdpowiedzUsuńWszystkiego najlepszego, spełnienia marzeń i jeszcze wielu wspaniałych podroży i ekscytujących przygód. Pozdrawiam serdecznie, Grzegorz.
OdpowiedzUsuńCo dobrego u Was. Jagódko napisz chociaż kilka słów. Zaglądam codziennie z nadzieją, a tu pusto i smutno.... ILA
OdpowiedzUsuń