Jestem zwyczajną kobietą, która kiedyś tam, zaczęła pisać bloga. Nie umiałam przewidzieć, wyobrazić sobie, przeczuć co taka prosta czynność jak prowadzenie w sieci zapisków z codzienności, może spowodować. Czytając Wasze wypowiedzi, nie raz i nie dwa czułam ogromne wzruszenie, wdzięczność, szacunek, więź, radość i smutek jednocześnie. Ale i zakłopotanie bo nie uważam, żebym na większość tych słów zasługiwała. Tyle pochwał, komplementów i oczekiwań ... przerasta mnie.
Dziękuję po prostu za nie. Dziękuję też za słowa akceptacji i zrozumienia. Po dłuższej przerwie w pisaniu bloga, wiem na pewno, że nie będę już pisać systematycznie. Nie skasuję bloga - o to pytało sporo osób, ale też nie planuję nowych wpisów. Na pewno skrobnę coś po powrocie z dużej góry, bo obiecałam to kilku miłym paniom. Czy coś jeszcze, kiedyś? Jeśli nauczę się robić fajne zdjęcia, może założę foto bloga? Nie wiem.
Postanowiłam, zrobić to, przed czym zazwyczaj się broniłam - nigdy nie dawałam rad, przepisów, recept na życie. Ale tak wiele z Was powtórzyło niemal tak samo: " zapiski na tym blogu pozwalały mi uwierzyć, że moje marzenia mogą się spełnić, dodawały sił w chwilach zwątpienia".
Napiszę dziś o tym, co pozwala mi realizować swoje marzenia. W punktach.
Na początek wyznanie: jestem straszliwie leniwa. Tak! Gdybym pozwoliła sobie robić tylko to, na co mam ochotę, to całymi dniami leżałabym czytając i opychając się czekoladą. I nie czyniłabym absolutnie nic innego. Na leżenie i czekoladę miałabym pewnie środki pochodzące z renty inwalidzkiej bo po kilku latach takiego życia, jeśli dla jakiejś odmiany chciałabym wyjść z domu, trzeba by mnie było wyciągać dźwigiem przez największy w domu otwór.
Zatem po pierwsze: wszystko co w życiu zrobiłam, co robię i co robić będę, jest wynikiem niewolniczego poganiania samej siebie, bez litości i pardonu. Ja się po prostu zmuszam! Każdego dnia, w każdej sekundzie! Najpierw wymyślam, potem się jak sadystyczny ekonom poganiam, mentalnym pejczykiem, do realizacji. W trudzie i znoju! I cały czas marzę o tym leżeniu...
Po drugie: jak już sobie wymyślę jakiś cel i zmuszę do uczynienia pierwszego kroku to niezwykle pomaga mi pewien defekt mózgu jaki posiadam: nie potrafię realnie postrzegać sytuacji - nie przychodzi mi do głowy żadna wątpliwość, nie widzę przeszkód, kiedy się pojawiają - jestem zdziwiona. Jest już jednak za późno by się wycofać, zatem poganiam się i zmuszam do rozwiązywania problemów i zazwyczaj daję radę. Oczywiście kosztem upiornej pracy i zmęczenia...
Po trzecie: jestem upierdliwa w szczegółach bo w moim chorym widzeniu świata, na owych szczegółach opiera się efekt końcowy. Po tym padole chodzi parę osób, które miały ze mną do czynienia w pracy - z pewnością nie wspominają mnie czule i na myśl o spotkaniu ze mną chętnie uciekałyby z krzykiem. Daleko.
Dlaczego Maciek ze mną wytrzymuje, mimo wysiłków, nie udało mi się zrozumieć. Wytłumaczenie, że też nie jest normalny, wydaje się zbyt proste.
Po czwarte: jestem nieludzko konsekwentna. Gotowa jestem dojść do celu po własnym trupie. Wymyślona ostatnio wyprawa na Kilimandżaro wymaga kondycji. Jako wieloletnia palaczka na wejście nie miałam szans. Rzuciłam zatem palenie. Już trzeci tydzień męczę się jak potępiona , mam zawroty głowy, gorączkę, dreszcze, łapy mi latają, wytłukłam już połowę zastawy stołowej, mam problemy z artykulacją najprostszych przekazów słownych, telepię się i nerwy mnie zżerają. Wykończę się. Ale nie zapalę!
Po piąte: straszliwy upór! Jak się na coś uprę to wbrew rozsądkowi, porządkowi tego świata i wszystkiemu co żyje, prę jak taran do przodu. Uciążliwe jest to sakramencko, męczące i - co tu dużo mówić - nieatrakcyjne towarzysko. Nie dopuszczam do siebie żadnej innej myśli, nie ma takiej opcji - fiksuję się
na jakiś temat i katorżniczo nad nim pracuję. Często w trakcie takiej pracy nie docierają do mnie bodźce zewnętrze jak mowa ludzka czy machanie ręką przed oczami. Mogę nawet w ostrej postaci tego stanu nie zauważyć tabliczki czekolady leżącej tuż przed moim nosem.
Po szóste: wierząc w siebie i własne marzenia kompletnie nie przejmuję się tak zwaną "ludzką opinią". Słowa krytyki spływają po mnie jak po kaczce. Jeśli ktoś chce dopiec mi złośliwym słowem to może się nie wysilać, wcale mnie to nie dotyka.Robię swoje.
Po siódme: zawsze dotrzymuję słowa, nawet wtedy gdy zmieniają się okoliczności i dotrzymanie zobowiązań kosztuje mnie więcej wysiłku, pieniędzy czy czasu. Nie wycofuję się. Słowo dane, koniec, kropka! Nie daję także nigdy do zrozumienia jak wiele dotrzymanie obietnicy mnie kosztowało. Kiedyś na przykład wyleciałam z pracy bo zrobiłam coś (obiecałam!) co nie podobało się mojemu szefowi. Wiedziałam, że się mu nie spodoba, byłam wtedy samotną matką i nie miałam innej pracy na oku, za to widmo głodu przed oczami. Ale obiecałam i poniosłam konsekwencje. Pani dla której to zrobiłam pewnie do dziś nie wie ile to mnie kosztowało. Do białej gorączki doprowadzają mnie ludzie, którzy raz się umówiwszy próbują zmieniać warunki umowy. Między ludźmi nie pieniądze są najważniejsze ale zaufanie, rzetelność i odpowiedzialność. Mnie takie podejście do sprawy w ostatecznym rozrachunku zawsze wychodziło na dobre. Jak mnie ten szef wyrzucił to się spięłam i założyłam własną firmę.
Po ósme: jestem naiwna i wierzę w dobre ludzkie intencje. Wierzę tak głęboko, że ich brak zaskakuje mnie za każdym razem i zadziwia. Kiedyś załatwiłam sprawę nie do załatwienia, w instytucji, która z definicji nie współpracuje z szarym obywatelem. Polazłam tam i każdemu napotkanemu człowiekowi gadałam to samo: potrzebuję pani/pana pomocy. I zadziałało! Kolejne napastowane przeze mnie osoby, przekazywały mnie następnym, rozszalało się piekło, rozdzwoniły telefony, uruchomiono nawet robocze zebranie z burzą mózgów - co ze mną zrobić. A ja siedziałam cichutko, jak w oku cyklonu i powtarzałam jak zdarta płyta: potrzebuję pani/pana pomocy.
Po paru godzinach zostałam odprowadzona z pełną celebrą do drzwi - z załatwioną sprawą, urzędnicy dumni i wzruszeni, machali mi ręką na pożegnanie. Wierzyłam, że jeśli tylko będą umieli pomóc - zrobią to. I zrobili!
Po dziewiąte: żyję w straszliwym mentalnym chaosie. Nie umiem i nie chcę być poukładana. Z chaosu tego, z gonitwy myśli wszelakich, wydobywają się na światło dzienne - pomysły. Potem już tylko pozostaje je zrealizować...
Po dziesiąte: mam dar. Każdy na świat przychodzi z jakimś darem, talentem. Jedni pięknie śpiewają inni bosko gotują, jeszcze inni odkrywają i myślą ogarniają zjawiska fizyczne, zasady matematyki i tak dalej. Mój dar to szczęście do ludzi. Na swej drodze spotykam wspaniałe osoby i obdarzana jestem ich przyjaźnią. Dzięki temu nigdy nie boję się niczego, bo mam przyjaciół, którzy mnie nigdy nie zawiedli.
Po jedenaste: coś o czym mnie się wypowiadać nie wolno - cierpliwość. Dopiero się uczę a najlepszą cierpliwości nauczycielką jest natura.
Po dwunaste: poczucie humoru i potężny dystans do siebie pozwala przetrwać najgorsze kataklizmy. Polecam!
Na koniec, zacytuję słowa, które przez lata były moją medytacją.
"Nawet jeśli wydaje się, że nasze starania przez całe lata nie przynoszą żadnego rezultatu, pewnego dnia światło, które jest w dokładnej proporcji do nich, przepełni naszą duszę."
Simone Weil
Spodziewam się, że tymi wyznaniami czynionymi z przymrużeniem oka, i tak udało mi się zrazić do siebie nawet najwytrwalsze i najżyczliwsze osoby.
Dla wszystkich przygotowałam trochę zdjęć, na początek nasze zwierzątka:
Kwiatki i roślinki wszelakie:
Przydomowe widoczki:
Zdjęcia pieczonego ostatnio kulebiaka. System wrzucił mi zdjęcia od końca, czyli gotowy kulebiak, potem surowy. Mimo wszystko smacznego! Przepisu nie podaję bo w internecie jest ich pełno.
Pozostając w kuchennych klimatach - jabłka obrodziły! Produkuję dżem jabłkowy z czekoladą w ilościach przemysłowych.
A teraz bomba!
Bardzo lubię gdy opowieść ma puentę, gdy historia spinana jest klamrą. Bardzo to lubię...
Ostatnio taka klamra dopięła wszystkie moje opowieści jakie snułam na blogu o bojkowskiej chacie. Niedawno w Werandzie Country ukazał się artykuł o naszej bojkowskiej, autorka Green Canoe wspomniała w nim o poprzedniej mieszkance chaty - Parskewii. Dzięki temu skontaktowała się ze mną Pani, która przed laty pisała reportaż o Lutowiskach. W trakcie zbierania materiałów do niego - trafiła do naszej Paraskewii! Rozmawiała z nią, zrobiła jej zdjęcie. My Paraskewii nie poznaliśmy, wprowadziliśmy się do bojkowskiej cztery lata po jej śmierci. Nigdy nie widzieliśmy nawet na zdjęciu jak wyglądała. Wyobraźcie sobie nasze wzruszenie i radość, kiedy wreszcie mogliśmy ją zobaczyć! Dziękujemy Pani Aldono z całego serca!!!
Proszę oto Paraskewia na tle bojkowskiej chaty, miała wtedy 93 lata!
Fot. Aldona Wiśniewska, pani Paraksewja (Prakseda), Lutowiska, maj 1999.
Nie pozostaje mi już nic innego jak jeszcze raz dziękując za tyle okazanego mi serca, życzliwości i uwagi, przepraszając, jeśli przez przeoczenie, lub brak czasu nie odpowiedziałam na wszystkie listy, pozdrawiając najserdeczniej każdą czytającą te słowa osobę, pożegnać się na dłużej - najpewniej do przyszłego roku.
Życzę Wam szczęścia, miłości i pogody ducha!
Jagodo z całego serca dziękujemy, że jesteś:) Po prostu:) Pozdrawiamy najserdeczniej z Łodzi i wkrótce wyślemy drobiazg z Łodzi dla Magody :)
OdpowiedzUsuńWitam serdecznie,
OdpowiedzUsuńJak wspaniale że się Pani odezwała.
Jak cudownie się czyta tak mądre słowa.
Jakże pięknie tam macie.
Życzę wszystkiego dobrego-oczywiście licząc na nowe wpisy.
Powodzenia przy zdobywaniu GÓRY!
Pozdrawiam Państwa serdecznie.
Aneta
To niesamowite, że historia zatoczyła znów jakieś koło.. Wasza chata, trud włożony w Jej odbudowę, artykuł, kontakt... aż w końcu zobaczyliście tę Panią na zdjęciu.. Taki ciąg zdarzeń, który zamyka ta fotografia... Aż mnie to poruszyło...
OdpowiedzUsuńZdjęcia piękne!!
Jagódko, dobrze, że się odezwałaś..
Pozdrawiam mocno..
Ada
miałam, mam wciąż nadzieję, że choć raz na jakiś czas napiszesz kilka słów... tak mądrych i dobrych jak te... dziękuję... Twoje podejście do świata wciąż mnie zachwyca, inspiruje, zachęca do zmian, by być lepszym, mądrzejszym, inaczej patrzeć na świat... dziękuję...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam z całego serca i życzę byście na Waszej drodze spotykali tylko dobrych ludzi...
Ania
Jagódko, nareszcie jesteś. Piękne Twoje słowa jak zawsze. Moc cmokusiów.
OdpowiedzUsuńTo prawda, historia pięknie zatoczyła koło i niespodzianie widzimy poprzednią mieszkankę tego urokliwego zakątka :)
OdpowiedzUsuńCzytanie Ciebie to wielka przyjemność i szkoda, że nie będą to już cykliczne blogowe wpisy.
Życzę, Magodo, pięknego spotkania ze szczytem, pogody, sił i zdrowia na górskiej ścieżce. Bedę czekała na relacje z wyprawy.
Pozdrawiam serdecznie z Wrocławia :)
Magodo,jak ja tesknie za Toba,czuje sie jak sierota...tak mi Ciebie brakuje!Az podskoczylam jak zobaczylam Twoj post i pisze ze lzami w oczach.Iwona
OdpowiedzUsuńJagoda...rozkoszuj sie swoim swiatem, piszesz tak zwyczajnie o sprawach niezwyczajnych.to zabrzmialo jak spowiedz..badz zawsze soba ale zlam od czasu do czasu swoja zasade i napisz do nas slow kilka..my bedziemy z uwaga sledzic kazdy Twoj wpis , jaki sie ukarze..Sliczne zdjecia, pozdrawiam i do nastepnego...)
OdpowiedzUsuńta notka to jak powrót po długiej podróży, oby były to częstsze powroty;)
OdpowiedzUsuńAleż się ucieszyłam z tego posta - z tego, że się jednak odezwałaś i będziesz odzywać chociaż rzadko!!!!
OdpowiedzUsuńPodziwiam Cię za Twoje motta życiowe!
A zdjęcia bajeczne jak zwykle:) Kicia wygrzewająca się na kamieniach, poczerwieniałe dzikie wino otulające drzwi do domu i ten piękny, ogromny bukiet wrzosów w domu! Cudowne!!!!
Pozdrawiam Cię serdecznie i do usłyszenia/zobaczenia w nowym roku:)
Jagodo, to najlepszy post jaki tu przeczytałam (chociaż pewnie masz inne zdanie). Niezwykle cenię ludzi, którzy potrafią się przyznać, że też mają takie cechy, które im przeszkadzają, ze mają wady, ze mogą się mylić. Nie ma nic gorszego niż czytać o idealnych paniach w idealnych domach, które zawsze mają rację. Co mi się w Tobie jeszcze podoba? To, ze masz w sobie dużo pokory.
OdpowiedzUsuńŻyczę wszystkiego dobrego, wracaj z tych obcych gór do naszych gór szcześliwa i zdrowa.
Spojrzałam na zdjęcie poprzedniej właścicielki, podobna do mojej babci, ona też ma 93 lata i też tak fajnie się trzyma. Obyśmy dożyli takich lat z zdrowiu i z bliskimi. PA
Wszystko, co napisałaś tylko zbliża do Ciebie, a nie oddala:)
OdpowiedzUsuńRzucenia palenia gratuluje i trzymam kciuki:)
Kiedy nauczę się robić ładne zdjęcia... jagódko, przecież Ty robisz piękne zdjęcia! Oglądając je byłam zachwycona... A przy Paraskewji się wzruszyłam. Niesamowita klamra...
Pozdrawiam Cię, Jagódko , mocno i życzę siły na wszystko i na Kilimandżaro(może się spotkamy...)
Skoro nie będzie postów, to ja bardzo czekam na fotobloga, jako ekwiwalent. Pozdrawiam i trzymam kciuki za wyprawę.
OdpowiedzUsuńJej, jak dobrze znów coś czytac na Twoim blogu. Tęskno będzie strasznie tak do nowego roku czekac :-(. Ale coś pozytywnego": Bury z brzuchem do góry mnie "rozłożył" :-)))))
OdpowiedzUsuńN.
Magoda, pokonaj ta Diabelska Gore, wroc i napisz, prosze chociaz jeden artykul..
OdpowiedzUsuńWytrwalosci, zelaznego zdrowia i powodzenia we wszystkim!
p.s. Nie zapomnij zabrac aparatu ze soba, zdjecia robisz wspaniale!
Zagladalam tu codziennie z nadzieja ze bedzie nowy wpis i jaka mila niespodzianka mnie spotkala dzisiaj. Przeczytalam wszystko uwaznie i ze zdziwieniem stwierdzilam ze opisujac siebie , opisalas takze mnie. Podobnie funkcjonujemy. Mimo iz sie nie znamy wiem ze dobry z Ciebie czlowiek , wkladasz serce w kazda rzecz , dlatego ten blog odniosl taki sukces,mam nadzieje ze nie pozostawisz nas na glodzie i czasami cos napiszesz. Naprawde Ci zycze wszystkiego dobrego.
OdpowiedzUsuńPowodzenia w realizowaniu marzen ! ( ja wlasnie zaczynam nauke na gitarze elektrycznej ) czemu nie.... sciskam cieplo z wietrznej i cieplej Prowansji
O! No i wszystko już napisano!
OdpowiedzUsuńFajnie, że się pokazujesz choć na chwilę!
Ninka.
Oj Jagodko kochana, nawet nie wiesz jak sciskasz za serce....tym, ze jestes...
OdpowiedzUsuńzapomnij że ktokolwiek się zrazi i kiedykowlwiek ;)), świetny tekst jak zawsze czytałam z wielką przyjemnością, oprócz palenia, to trochę jetem ja mam podobnie i z pracą i lenistwem, uporem charakterem, pisz kiedy chcesz nawet raz na pół roku ale pisz, cokolwiek a ja będę myślała o Tobie jak się wdrapujesz na górę plując płucami, bo wierzę że dasz radę, ostatecznie przecież jesteś upierdliwie uparta :)))
OdpowiedzUsuńWerandę mam, jakżeby inaczej fajnie ,że poznałaś chociaż ze zdjęcia właścicielkę swojej chaty :))
zdjęcia jak zwykle super a na jednym po prostu genialny bokeh w tle, to hortensja bodajże :))
pozdrawiam Cibie i Maćka ja i Kalbar
Jak wielu przede mną, czekałam na wieści. Gdybyś była leniwa, nigdy nie osiągnęłabyś, tego "stanu" w którym jesteś. W tym punkcie i tylko w tym nie zgadzam się z Tobą.
OdpowiedzUsuńPod pozostałymi punktami składam podpis! Słowo i obietnica, to wartości same w sobie.
Rozczuliło mnie zdjęcie poprzedniej właścicielki, coś niesamowitego!
Pięknie tam u Was, zwierzaki takie dorosłe. Pozdrawiam i cichutko czekam........
będę czekała na kolejne wpisy
OdpowiedzUsuńKonKata
Witaj
OdpowiedzUsuńszkoda, że tak późno zaczęłam blogować bo widzę, że dużo nas łączy ( oprócz lenistwa ...hihi )...nawet szczegóły z życia miałyśmy podobne;
co do Paraskiewy ...tak bardzo podobna do mojej babci ( zmarła z sześć lat temu mając 90 lat ), że aż mi w pięty poszło z wrażenia; imię też piękne genealogicznie - od B-stoku w dół mapy naszego kraju swego czasu dużo kobiet miało właśnie takie ' dziwne ' imiona ( np. moja jedna prababcia nazywała się Anisja );
ja tam jestem cierpliwa ...nawet bardzo i poczekam do Twojego powrotu; współczuję Ci z powodu niepalenia...bo ja to czynię i...jest mi z tym dobrze...hihi
także właś gdzie się da i ile się da, foć wszystko co napotkasz na drodze i...niech Ciebie/Was Anioł prowadzi szczęśliwie tam i z powrotem...
pozdrowionka smutasowe ale nadzieiste
do usłyszonka
Witam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńaż się lżej na duszy zrobiło i łezki polały:))
zdjęcia śliczne:)
z utęsknieniem czekam do nowego roku:)a może jednak wcześniej?
POZDROWIENIA DLA CAŁEJ ZAŁOGI MAGODY
Renata z Zabrza
I jest. I radość wielka, Tak jak do tej pory lubiłam zaglądać poczytać i pooglądać, tak czytając ten wpis polubiłam właścicielkę. Pozdrawiam Agnieszka. Że cierpliwie czekam na kolejne wpisy nikogo nie dziwi :-)
OdpowiedzUsuńNiespodzianka :) Dla nas ten post, a dla Ciebie zdjęcie Paraksewii. Niezwykłe! Ja też dostałam już niejednego takiego maila, niejedną taką wiadomość. Dobre fluidy krążą...
OdpowiedzUsuńobserwuję ten blog jest piękny z tymi fotografiami ja na swoim blogu jestem codziennie zapraszam
OdpowiedzUsuńDobry wieczór,byłem dzisiaj u mojej przyjaciółki Agaty,która czyta Pani bloga już dłuższy czas i jakoś tak powiedziała mi o nim.Ja zacząłem pisać swojego od niedawna.Agata opowiadała mi o dobru,nadzieji,rzyczliwości i cudnej energii płynącej ze słów,które zaklęła Pani w tych wszystkich postach.Bardzo żałuję,że tak póżno zaczołem tu zaglądać ale mam plan ;-).Przeczytan wszystkie posty od poczatku i z niecierpliwością bedę czekał na nowe po Pani powrocie.Serdecznie pozdrawiam,wszystkiego dobrego zycze i dziekuje za ta cudowną energię,która mnie otoczyła blaskiem przedziwnym ale jakże miłym,nieco nostalgicznym ale bardzo nastrojowo-radosnym.W czwartek muszę poraz kolejny połozyc snie w szpitalu na swojej terapii i aby nie mysleć o niewygodach,zapomne się w tym cudnym świecie Chaty Magody.Pozdrawiam,Grzegorz.
OdpowiedzUsuńPiszesz Jagodo, że lubisz jak opowieść, wydarzenia spinają się klamrą a więc opowiem Ci swoją historię :)Przez uwielbienie dywanów z naturalnych kokosowych, sizalowych włókien "wpadłam" na blog "Nowy dom w starym stylu" a tam na Twój blog. No i zaczęło się... stare marzenia o życiu na wsi odżyły we mnie z taką siłą, że odstawiłam tak zwany przez mojego męża "taniec hiszpański"(nie będę wyjaśniać na czym to polega ale zachowuję się wtedy...a szkoda gadać), a więc skutek jest taki,że dom który posiadamy jest już wystawiony na sprzedaż, działka na wsi kupiona, plan domu wybrany. Tu dobrnę do końca. Właściciel ziemi którą kupiliśmy miał matkę o imieniu Paraskiewia.Imię to rzadkie, u nas na Kaszubach pierwszy raz się z takim spotkałam. Dlatego uważam to za dobry znak. Dzięki Tobie Jagodo, odważyłam się na to o czym latami tylko marzyłam, no i te nasze Paraskiewie...niech czuwają nad nami :)
OdpowiedzUsuńI mnie moc Paraskewii zaczarowała, za co już dziękowałam - brnę dalej w mojej fascynacji, której zalążek został posiany w Waszych gościnnych progach, a jeszcze na wiele mnie stać!!! :-) Powodzenia podczas wyprawy i do szybkiego przeczytania - mam nadzieję :-)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, najdłuższy..:)Zdjęcia -bajka! Cieszę się ogromnie, że podjęłaś wyzwanie udziału w wyprawie bo przy okazji chcąc nie chcąc zrobisz coś dla swojego zdrowia..trzymam kciuki i ściskam mocno!:)
OdpowiedzUsuńPomyślałam wczoraj o Tobie, że tak bardzo chciałabym zobaczyć początki jesieni w Twoim obiektywie...poczytać Twoje słowa i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki dziś czytam Ciebie i oglądam zdjęcia:))Nawet nie wiesz jaka to dla mnie radość!i chciałabym więcej!więcej!tak mi przykro, że będziesz rzadziej:((jesteś Mądra Kobieta i tyle!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!
Cudownie Jagodo, że się do nas odezwałaś. Świat blogowy bardzo ucierpiał po ostatnim Twoim poście. Bez Magody nie ma już tamtego porannego czytania z kubkiem parującej kawy, więc jak zacząć dzień. Musiałam się przyzwyczaić do ciszy z twojej strony.
OdpowiedzUsuńJesteś silną kobietą, to wiedziałam, jednak zadziwiający jest motyw z nałogiem. Nie pasuje do Ciebie, ale i to można naprawić. Życzę wytrwałości w niepaleniu. Mnie się udało, czego i Tobie życzę.
Bardzo się ucieszyłam , że napisałaś :):) Moim zdaniem możesz już spokojnie założyć fotobloga ponieważ Twoje zdjęcia zachwycają :):) Będę trzymała kciuki za Twoje rzucanie palenia , bo wiem jak to jest . Sama mam to za sobą :):) Mówisz , żeś leniwa ... hmmm.. ja również , ale z drugiej strony świat mnie wciąż woła i kusi , nadal zachwyca , uspakaja i nie mogłabym tak sobie po prostu leżeć :):) Poza tym moja praca to moja pasja , więc cieszę się każdą chwilą spędzoną na pracy . Jesteś cudowną kobietą i człowiekiem ...Gdziekolwiek będziesz niech los Ci sprzyja i niech otaczają Cię same dobre duszki :):)
OdpowiedzUsuńHa!! No tak Jagodo, czyż Ty nie jesteś typowym Koziorożcem? :))) A zdjęcia, choćbyś ich nie umiała robić wcale, to i tak będą piękne, bo pięknie u Was przecież jest:)) Więc nie martw się o brak umiejętności:))) Serdecznie pozdrawiam, wspominając wspaniały pobyt w Magodzie:) Ania z Poznania:)
OdpowiedzUsuńDziękuję za tego posta i za zdjęcie Pani Praksedy,wzuszyłam się do łez! Zyczę takiego pieknego wieku Wam, nowym Mieszkańcom Bojkowskiej!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z Wrocławia
O Jagodo, Jagodo... jak Cię czytam, to mam wrażenie że rozumiem Cię tak dobrze, że aż jestem tym nieco przerażona.. masz wolność wyboru..nie musisz pisać systematycznie ale jeżeli tylko będziesz miała czasami potrzebę, to bądź z nami dalej.. niestety - a może właśnie stety - jesteś potrzebna ludziom.. potrzebna jest Twoja obecność, Twoja myśl, Twoja wiara i Twoje słowa. Zbyt mądrą jesteś kobietą, żeby nie wiedzieć jak ważne jest w życiu to, żeby czuć się komuś potrzebnym
OdpowiedzUsuńMam jednak wrażenie, że obecnie jesteś najzwyczajniej w życiu przemęczona i brakuje Ci czasu dla siebie. Idź spełnij się, wycisz, posłuchaj, znudź się sobą a potem jak będziesz się już nudzić, to napisz jak było.. ja z pewnością będę pamiętać Ciebie chociaż nigdy nie miałyśmy okazji się poznać.. ale stale podglądałam Twoje wpisy.. no przecież gdzieś muszę czerpać energię jak już nie daję rady:) ach i jeszcze jedno - za dużo od siebie wymagasz.. zwolnij siebie trochę z tej doskonałości.. to nieludzkie:)))
Ściskam Cię ciepło i życzę wytrwałości w walce z nałogiem nikotynowym - sama wiem sporo na ten temat:) z autopsji:)
Wybacz ten przydługi komentarz..ale idąc Twoim tropem..jaki post - taki komentarz (żart! lubię z Tobą rozmawiać chociaż jest to raczej monolog niż dialog)
Pozdrawiam:)
Góralko Kochana :-)(myślę ,że się nie obrazisz,ja też góralka jestem),czy Ci nie żal opuszczać Twej pięknej chaty,Twojego pięknego bloga i całej rzeszy czytających?
OdpowiedzUsuńUkochanych i oddanych zwierząt?
Bywam w Twoich gościnnych progach,wyobrażając sobie,że jesteś tam.Napawam się widokami pięknych fotek.To raj na ziemi,dokąd pędzisz Kochana ,nigdzie nie będzie tak pięknie i przytulnie ,jak u Ciebie.Nigdzie ptak nie zaśpiewa tak, jak na Twoich rosochatych drzewach przy domu.Już leję łzy za Tobą :-(( ,ale skoro musisz ,skoro chcesz,tak zdecydowałaś to......pędź na tą wymarzoną górę Kilimandżaro. I bądź nieludzko konsekwentna :-) a ja ( i pewnie cała reszta czytających) będę Cię wspierać , przesyłać pozytywne myśli i
czekać ....czekać na Ciebie.Jestem bardzo cierpliwa:-).
Odwzajemniam życzenia ,które pozostawiłaś na blogu dla nas, życząc szczęścia ,miłości i pogody ducha ,a Pani Prakseda niech czuwa nad Bojkowską Chatą. No i nad Wami....Powodzenia! :-)We wszystkim !
Ps.
Cieszę się, że przemogłam opory i wreszcie napisałam.Brzydko tak...
skradać się w gościnne progi cichcem.
Bardzo dziękuję, pani Magodo , że po raz kolejny uchyliła pani drzwi do swojej chaty i jej okolic....
OdpowiedzUsuńJa też właśnie rzucam palenie - ło matko z córką !!!! Trzymajmy się , pani Magodo, pozdrawiam serdecznie ze Szczecina w oczekiwaniu na - może???? - następny wpis
Ania B.
Wzruszyłam się,
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i mimo wszystko czekam na kolejne wpisy. ( dopiero co dodałam Twój blog do swoich inspiracji)
Popłakać sie też mozna????Tak bez słów???
OdpowiedzUsuńSamo sie dzieje!!!
...Bądz dzielna Kobieto...teraz i w zmaganiach górskich,życzę Ci wiary,nadziei,miłości i krzepkich sił Jagódko!!!!!
Sciskam mocno!!
Ten post bardzo mi się podoba,choć długi jest ooookrutnie...
OdpowiedzUsuńWidziałam Was i Waszą bojkowską w ostatniej Werandzie Country,ale zdjęcia na blogu bardziej mi się podobają.
Pozdrowienia!
wszystkiego dobrego :)
OdpowiedzUsuńNo i ja się wzruszyłam... Wiedziałam, że moje codzienne zaglądanie w końcu będzie nagrodzone! Bardzo się cieszę, że jesteś. Piszesz, że masz szczęście do ludzi. Ale wiesz, to działa w dwie strony, to my mamy szczęście do ciebie. To ty dajesz nam inspiracje, zachętę do zmian, chwilę oddechu w naszym zapędzonym życiu. I za to wszystko ci dziękuję. Cudowna historia z Paraskewią, teraz już na pewno będzie nad wami czuwała. Zdobywaj dzielnie tą wymarzoną górę i opowiedz nam o tym. Będę czekać cierpliwie, choć cierpliwość nie jest moją główną cechą charakteru. Gorące pozdrowienia dla całego gospodarstwa
OdpowiedzUsuńMika
Piszesz: "jednak coś złapało mnie mocno, przywlokło przed komputer i nakazuje: pisz!!!" To nasze myśli Cię ściągnęły :-) Było u nas w tym roku trochę turystów zapoznanych przez bloga- każdy zna Magodę, było też więc o czym gadać :-) Niech Ci nawet przez myśl nie przechodzi skasowanie bloga, bo mam plany posiedzieć wirtualnie w Waszych progach w długie zimowe wieczory. Buziaki ślę :-*
OdpowiedzUsuńNormalnie ryczeć mi się chce Pani jagodo!!!! Powodzenia!!! i proszę choć przez chwile pomyśleć o Kaśce..... Normalnie ryczę!!!!!
OdpowiedzUsuńKatarzyna.
Pani Jagodo, ciesze się widząc Pani literki, ja już sobie zaprenumrowałam czasopismo licząc że tam znajdę zdjęcia i słów parę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :))
napiszę tylko jedno słowo- dziękuję :)
OdpowiedzUsuńMoja cierpliwość została nagrodzona:). A zdjęciem Paraskewi po prostu się wzruszyłam.Powodzenia na Wielkiej Górze!
OdpowiedzUsuńależ się wzruszyłam tym zdjęciem tej staruszki na tle chaty. Pewnie byłaby szczęśliwa, ze uratowaliście tak pięknie chatę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę wspaniałej wyprawy w te góry
"Piszesz, że masz szczęście do ludzi. Ale wiesz, to działa w dwie strony, to my mamy szczęście do ciebie." - podpisuję się pod tymi słowami całym sercem i powiem więcej, że to my mamy największe szczęście, że osoby takie jak Ty prowadzą bloga tak dużo dając nam od siebie....dziękuję i pozdrawiam cieplutko
OdpowiedzUsuńPo tylu wcześniejszych wpisach ja już nic nowego nie jestem w stanie napisać :)
OdpowiedzUsuńDziekuję za przepiękny i jakże energetyczny post. Też zaglądałam do Ciebie codziennie ... i doczekałam się ... tylu mądrych słów, pięknych zdjęć ... szkoda, że będą musiały wystarczyć na tak długo.
Ale może za miesiąc znowy coś Ciebie przyciągnie do klawiatury :)
Trzymam kciuki za Ogromną Górę, i za lżejszy odwyk ... chyba bym tak samo się czuła gdybym odstawiła słodycze :)
Pozdrawiam
...będzie mi Pani bardzo brakowało...
OdpowiedzUsuńMarzy mi się, by te wszystkie cuda, przedstawiane na zdjęciach,zobaczyć "na żywo". Serdecznie pozdrawiam i powodzenia życzę, i żywię nadzieję, że spotkanie z Górą odmieni Pani postanowienie.
Cudowne zdjęcia, piękny post, mam ogromna nadzieja, ze nie ostatni, dopiero niedawno trafilam na tego bloga i ... podpisuje sie pod wszystkim co przeczytalam wyzej w komentarzach. Cudownie ze jest ktos taki jak Pani
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wróciłaś...
OdpowiedzUsuńDziękuję!
Może Pani straszyć, w stół pięścią walić i uroki rzucać, i tak będziemy tu zaglądać do skutku :) Cudowny blog i tak pozytywnie nastraja, szkoda że tak późno odkryłam
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Każdy potrzebuje jakąś chwile wytchnienia, zmian, zamknięcia i rozpoczecia nowego etapu życiowego, ale tak od razu palić za sobą mosty, to chyba zbyt ekstremalne. Przecież zawsze można zatęsknić za blogowymi ludźmi, ciepłymi słowami, których jest więcej w sieci niż w rzeczywistosci. A takie ciepłe wsparcie innych bardziej pomaga niż sama wola działania :)
OdpowiedzUsuńŻyczę wypoczynku, siły na Kilimandżaro - nie zapomnij o szczepieniach, oraz radości na co dzień :)
Pozdrawiam
An
Dziękuję pięknie za ten wpis, wiedziałam, że nie wytrzymasz, nie wytrzymasz do przyszłego roku, też to wiem, i pragnę aby tak było, bo czytanie tego bloga dla mnie jest energetyczne tu są same plusy dodatnie, wiem, że ciężko pracujecie, inaczej być nie może prowadząc to gospodarstwo agroturystyczne tak jest, ale tez wiem, że ten upór prowadzi Ciebie do celów, wielu celów, dlatego pokazywanie go, dzielenie sie z ludźmi jest dla wszystkich absolutnie konieczne, bo wiadomo, że tylko wtedy mozemy osiagnąć to co sobie założyliśmy, ale żeby inni to wiedzieli, co Ty wiesz, i wcielali to w ich życie, my bloggerzy a przede wszystkim TY Kobieto, powinnaś pisac, rozumiem brak czasu ale raz na jakiś czas nie raz na pół roku troszke, ciut częściej będzie pokazywało, że chcieć to móc, niby to kolokwializm, ale jednak spójrz ile osób napisało, ile osób wysłało emaile, czyli wniosek? jestes potrzebna, wszystkim, mnie też, NIE TYLKO MACKOWI,
OdpowiedzUsuńpowodzenia na górze!!!
www.okiemjadwigi.pl
o matko! do przyszłego roku...
OdpowiedzUsuńto ja już pochlipuje, szkoda...
Dzisiejszy post jest nadzwyczaj ważny, i dla Ciebie i dla nas...
czekamy na koleje losu...
Życze wytrwałości, powodzenia i każdego dobrego kolejnego dnia!
Serdecznie pozdrawiam ;-)
A ja dopiero dzis zauwazylam. Choc czekalam, wypatrywalam... DZIEKUJE
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
:))))))))))))))))))))))))))))))))))
OdpowiedzUsuńCała w uśmiechach ściskam Cię Magodo i dziękuję za jak zwykle niezwykłą lekturę.
Mogłabym napisać,że mam podobne "wady", ale z pewnością w mniejszym natężeniu. Ja przy Twojej mocy woli jestem jak cienka naleweczka przy koniaku :)))
Za to dar, o którym piszesz, cene najwyżej:)
Jesteś przykładem takiego "daru", i chć niematerialnie i nie cieleśnie, ale podbudowujesz, dźwigasz, otrząsasz. Wstyd się przy Tobie łamać głupotami i chełpić byle czym. Działasz na mnie, jak doping :)))
Wracaj cała i zdrowa. Czekamy i ściskamy kciuki :)))
Magodo, kocham Was i cieszę się że znów mogę przeczytać coś nowego. Do tych punktów musisz chyba dopisać jeszcze jeden: wszędzie, gdzie jesteś tworzysz coś pięknego i dobrego. Pozdrawiam bardzo, bardzo serdecznie. Ewa
OdpowiedzUsuńPS. I gratuluję silnej woli - palenie zupełnie nie pasuje do Magody :-)
Ha! Ja wiedziałam od razu, że jesteś OKROPNA! ;))
OdpowiedzUsuńNiektóre cechy mamy takie same, inne mniej. Ale ja też jestem OKROPNA. Pozdrawiam więc od serca - OKROPNIE SERDECZNIE.
I kciuki trzymam za Kilimandżaro. Tylko wiesz - zrób tak, żeby wrócić!!!
No wiedziałam, po prostu WIEDZIAŁAM, że znowu napiszesz:)
OdpowiedzUsuńJak ktoś ma serce na dłoni, to im większą ilość osób nim obdaruje, tym lepiej się z tym czuje. A Ty masz dar wyciągania ludzi z doła - choćby samym tylko słowem i zdjęciami potrafisz naładować akumulatory tych zdołowanych,przygnębionych, tych bez nadziei na spełnienie marzeń. A w Waszym przypadku za słowami idą czyny poparte pięknymi zdjęciami. Trzymaj tak dalej:)
Powodzenia na Kilomandżaro, choć z Twoich słów wynika (niestety, wiem coś o tym, moja Mama paliła od 16 roku życia), że ta górka to będzie pikuś w porównaniu z rzuceniem palenia...I za pozbycie się nałogu bardziej trzymam kciuki:)))
Niezwykła ta historia ze zdjęciem Paraskewi. Uwielbiam takie historie, wszystko na tym padole ma swoją przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Koło życia toczy się niezwylke: teraźniejszośćj już jutro będzie przeszłością. Trzeba o tym pamietać. I pielęgnować pamięć o ludziach, po których przejmujemy ziemię, ogrody, domy, czy też zwykłe przedmioty. Się rozpisałam...Dobranoc:)
Magda i Kazimierz
Ściskam serdecznie! Stęskniłam się bardzo :)
OdpowiedzUsuńŚciskam serdecznie! Stęskniłam się bardzo :)
OdpowiedzUsuńJagodo, jakże się cieszę ! jak wielu i ja też zaglądałam codziennie ...wyczekując... Podzielę się czymś. U mnie w pracy wisi na ścianie ogromna mapa Polski. Odszukałam na niej Twoje miejsce na ziemi - Lutowiska. Robiąc poranną kawę "zerkam na Lutowiska" i bardzo ciepło myślę o mieszkańcach Chaty Magoda posyłam serdeczne myśli i życzę dobra; bo wdzięczna jestem za ciepło, piękno, mądrość i dobro, które wniosłaś w moje życie pisząc na blogu; Niby to tak niewiele- ot pisanie, a tak wiele dobra przynosi. I nie zraziłaś do siebie, oj nie !nie ! - to dzielenie się z nami - to takie ludzkie, bliskie . Jutro przy porannej kawie znowu zerknę na Lutowiska... i znowu ciepło przy sercu..
OdpowiedzUsuńJolka z Pomorza
Wielkie dzięki za jeszcze jeden kawałek siebie. Cieszę się, ze tyle mogę wyczytać z Twoich postów, cieszę się z Twoich zdjęć - tak fajnie jest popatrzeć na Bubę, Bezę i Burego :) Każdy roślinka i pajęczynka cieszy nie tylko oko, ale i duszę. Dzięki Ci! Ściskam Cię mocno, życząc zdobywania wielkich szczytów - Kilimandżaro to pestka, w porównaniu z tym, co robisz każdego dnia ;)W swoim życiu zmagasz się z o wiele większymi górami, ba! całymi łańcuchami górskich szczytów! Gdybyś przetworzyła swoją pracę na górskie szlaki, to pomyśl gdzie już byś zaszła? :)) Na pewno już kilka razy 'zaliczyłaś' Himalaje!
OdpowiedzUsuńWielki buziaki!
Kasia K.
P.S. Życzę również trochę lenistwa o smaku czekolady :))))
Trochę się cieszę, a trochę smucę. Cieszę, bo wyczekiwane od dawna znali życia, mądre słowa i piękne zdjęcia wreszcie są! Naprawdę się za tym stęskniłam:)
OdpowiedzUsuńA smucę, bo czytam, że nie wiadomo kiedy i czy napiszesz coś jeszcze:(
W każdym razie dziękuję za to co pisałaś do tej pory. Odwiedzając Twojego bloga czułam się jakbym jechała na wakacje. I to nie tylko ze względu na zdjęcia, ale również na to co piszesz. Jest to dla mnie oderwanie od codziennej miejskiej pogoni i skupienie na sprawach, które tak naprawdę są w życiu ważne. Mam nadzieję, że wkrótce znowu będę mogła przeczytać kolejnego posta. Czekam na niego z niecierpliwością i życzę powodzenia na wyprawie oraz w realizacji innych życiowych planów.
Pozdrawiam serdecznie:)
Oj Jagódko, Jagódko - nie ma tak łatwo, że parę słów i przestaniemy Cie lubic. To własnie za to jaka jesteś czeka, czyta, lubi cie , Was taka gromada. Wiele radości sprawiłas mi tym postem tak długo oczekiwanym i niespodziewanym,dziekuje. ILA
OdpowiedzUsuńdobry post - do smiechu i do lez. Zdaje mi sie, ze dodatkowym mocnym Pani punktem jest przekora :) Dokladam sie do prosb o kontynuacje bloga - zagladam tu gdy mnie chwyta tesknota za domem (w gorach i w kraju). Gorace pozdrowienia z Florydy. Ania
OdpowiedzUsuńJak to wspaniale że Pani znowu napisała-zaraz lepszy dzień
OdpowiedzUsuńczekam ,czekam na następne -mogą być same zdjęcia!!!
Pozdrawiam z Katowic
Miła niespodzianka,z radością czytam i oglądam wszystko.Pani Jagódko,dużo zdrowia życzę ,wytrwałości w pracy nad lepszą kondycją i wdrapania się na szczyt !!!!
OdpowiedzUsuńMałgorzata
No i co, miałam się zrazić, obrazić i nie żałować, ze już nie będę miała mojej porcji bieszczadzkich wieści, a ja cię polubiłam jeszcze bardziej.
OdpowiedzUsuńBo jesteś tak cudownie prawdziwa w tym co robisz, że po prostu nie można ci się oprzeć.
Oby ci się wiodło jak najlepiej. Będę tęsknić...
Wielkie, wielkie dzięki za słowa i zdjęcia. Mogłabym się podpisać pod większością twoich cech więc już wiem dlaczego tak mi z Tobą dobrze. Też porzuciłam miasto i żyję na wsi. Znam nawet problemy związane z porzucaniem nałogu, od kilku lat nie palę no może ze dwa razy w roku (święta). Nie było łatwo a najgorsze te dodatkowe kilogramy.
OdpowiedzUsuńZ pewnością niestety nie mam tak lekkiego i barwnego " pióra". Powinnaś kobieto pisać jeżeli nie bloga to coś, gdzieś, tylko powiedz nam co i jak. Powodzenia we wszystkich działaniach i bardzo, bardzo liczę, ze jednak od czasu do czasu odezwiesz się.
Myślę, że pan Maciek to szczęściarz a nie szaleniec.
Serdecznie Was pozdrawiam. Zuza
Jak mówią moje córy "ogólnie jest super"że Pani napisała. A zdjęcia "fascynujące" I znów ryczę matko moja .Ślę uściski i dziękuję",że zmusiła się Pani do napisania.
OdpowiedzUsuńMariola
I Ty myślisz ,że czymkolwiek zrazisz do siebie ludzi????
OdpowiedzUsuńWyliczanka nie zadziałała ,ja przecież za to wszystko KOCHAM CIĘ OKRUTNIE!
Buziaki Słoneczko !
Pachnie mi Pani kulebiakiem. Zabieram się za szukanie przepisu. Jak zdam egzamin na prawo jazdy koniecznie zawitam u Państwa. To miejsce jest magiczne*** Kocham Bieszczady***
OdpowiedzUsuńMariola
hm... a po co chciałaś zrazić do siebie ludzi? myślę, że odniosłaś wręcz przeciwny skutek :-) faktycznie, nie masz łatwego charakteru...ale dla siebie, dla innych jeszcze wzrósł Twój autorytet:-) myślę, że nas nie zawiedziesz i wrócisz z wielkiej góry z mnóstwem wrażeń, które nam opiszesz; ostatnio byłam na spotkaniu z Jarosławem Kretem, przeniosłam się z nim do Indii, na Madagaskar, czas przestał dla mnie istnieć, niezwykłe doświadczenie; kiedyś, kiedy miałam jeszcze małe dzieci i poznawanie świata pozostawało tylko w marzeniach, obiecywaliśmy sobie z mężem, że gdy dorosną, pojedziemy, gdzie nas tylko te marzenia zaprowadzą; plany pękły jak bańka mydlana i na tym spotkaniu ( choć doświadczyłam ich mnóstwo z różnymi podróżnikami) pomyślałam sobie, że w Was, pełnych zapału,determinacji, zdrowych na miarę Waszych podróży,jest cała moja nadzieja, że i moje marzenia o o świecie, za sprawą Waszych opowieści się spełnią. Jedź więc Jagódko w daleką podróż, zdobywaj Kilimandżaro, ja będę niejedną chwilę myślami z Tobą i wracaj do bojkowskiej chaty, w której czekać będą najbliżsi i My rozproszeni po całej Polsce i nie tylko. Pa Słonko, Czarny Charakterze :*))
OdpowiedzUsuńDziekuje Ci za usmiech, ktory swoim postem, przykleilas mi do ust. Jak dobrze Cie znowu spotkac :)
OdpowiedzUsuńJestes bardzo madra, ciepla kobieta i dlatego walimy do Ciebie drzwiami i oknami :))
Zycze Wam wszystkiego dobrego i czekam na nastepny wpis, chocby w przyszlym roku.
Podrawiam, Mexi
Paraksewja tez sie pewnie z gory usmiecha :)
Pisze Pani, ze ma dar do ludzi. Nieprawda! To Pani jest prawdziwym darem :)
OdpowiedzUsuńMarzy mi się zobaczenie Chaty Magody na własne oczyska! Może po powrocie do Polski zrealizuję to marzenie, a tymczasem będę czekać aż się Pani zlituje i coś naskrobie dla nas :)
Powodzenia w górach!
Dzień, w którym znalazłam Pani wpis na blogu to dla mnie święto!!! Uwierzyłam w to, że jednak się Pani od czasu do czasu odezwie! Proszę to robić bezwzględnie, niech to będzie rzadziej, jeśli taka jest Pani wola, ale proszę od czasu do czasu do nas napisać, naprawdę czekamy!! DZIĘKUJĘ Z CAŁEGO SERCA!
OdpowiedzUsuńdziekuje!
OdpowiedzUsuńPrawdę powiedziawszy zbiera mi się na łzy... Będzie mi bardzo brakowało Twojego bloga, bardzo!
OdpowiedzUsuńCudownego życia, bieszczadzka czarodziejko!
Matt Magdar
Bournemouth, Dorset
Nie masz pojęcia, co poczułam widząc, że coś dla nas napisałaś. Cieszę się bardzo, chłonąc łapczywie każde słowo. To promyk radosnego słońca w czasie, który jest dla mnie wyjątkowo trudny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, trzymaj się ciepło.
Kamila
Jestem od niedawna wielbicielką twojego bloga i waszej niesamowitej chatki:) bardzo się ucieszyłam widzą c kolejny wpis:))) przeczytałam z zapartym tchem każde słowo i co mogę stwierdzić to to, że mnie nie zraziłaś do siebie swoimi wynurzeniami. A wręcz przeciwnie. I utwierdziłaś mnie w przekonaniu, że wcześniej czy później ale was odwiedzę w waszej chatce:) pozdrawiam z Gór Świętokrzyskich Sylwia.
OdpowiedzUsuńDziękuję za każdy Twój post i mimo wszystko, czekam na kolejne :) ale rozumiem Twoją decyzję.
OdpowiedzUsuńŻyczę Wam wszystkiego, co najlepsze z całego serducha :)
Jagódko, dziekuję! Zawsze kiedy wracałam do Ciebie moja dusza napełniała się ciepłym promieniem.. uwielbiam Waszą przystań i mam nadzieję, że któregoś dnia do Was zawitam.. Życzę wytrwałości w przygotowaniach na Twoją wielką górę! Wiem, że na pewno dasz radę!! Jest ona i moim marzeniem od 15 lat i wiem, że pewnego dnia jeśli zdrowie na to pozwoli i ja dotrę.. tymczasem trzymam kciuki za Ciebie i cierpliwie będę czekać na relacje po wyprawie!
OdpowiedzUsuńSerdecznosci przesyłam z wyjątkowo słonecznej Szkocji!!
Ania
Heh, Góra będzie zaszczycona Twoimi odwiedzinami. Powodzenia w walce z nałogiem, straszliwe męki. Znam, udało mi się półtora roku temu i ciągle mi sie śni, że palę...
OdpowiedzUsuńPzdr.
No nareszcie się doczekałam! Nieważne, że będziesz pisać od czasu do czasu,ale pisz.Lubie Twój styl. A zrazić do Ciebie się nie można, sama mam wiele podobnych cech i tez mi z tym dobrze. Mój mąż jakoś ze mną wytrzymuje i też nie pytam dlaczego.
OdpowiedzUsuńZakończenie Twojego posta jest niesamowite.Nareszcie poznałaś poprzednia właścicielkę, a w zasadzie zobaczyłaś.
Fantastyczne.Rzeczywiście masz szczęście do ludzi! Życzę Wam wiele szczęścia, powodzenia i do zobaczenia na blogu za jakiś czas.Powodzenia w zdobywaniu Kilimandżaro. Serdecznie pozdrawiam ,Essi
Jagodo!
OdpowiedzUsuńSzczerze ucieszył mnie twój nowy wpis. To tak jakby dostać list od przyjaciela, który wyjechał na zbyt długo...Zaglądam do Was od pewnego czasu, dopinguję myśląc o Was ciepło i serdecznie. Powodzenia w zdobywaniu Góry. Pozdrawiam Małgorzata
Jagódko, jak że fajnie, że wróciłaś! Dawno obserwuję Twój blog, ale nigdy nie pisałam. Nie napisałam i w poprzednim poście. Rozumiałam, że ta decyzja nie jest spontaniczna. Rozumiałam to, chociaż mało się nie popłakałam. Tylu się od Ciebie nauczyłam! I jeszcze się uczę. Ty byłaś jedną z osób, za powodem których znalazłam w sobie siły dużo czego zmienić w swoim życiu. I chociaż dawno marzyłam o swoim blogu, to totalny brak czasu zawsze przeszkadzał. Ty pokazałaś mi, że nawet bardzo, a to bardzo zapracowana osoba może znaleźć czas, by podzielić się swoją wizją świata i życia. I mam go: http://wzaciszupodlasia.blogspot.com/2011/10/na-poczatek.html#commentsa co niezmiernie Ci dziękuję! I po prostu za to, że jesteś!
OdpowiedzUsuńDzieki za ten piekny dlugi post. Rowniez ja zycze duzo szczescia i wszystkiego najlepszego.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :-)
Witaj, strasznie się cieszę z Twojego posta. Wczoraj wyszłam ze szpitala z moją córeczką, po ponad 3 tyg. pobycie i taką niespodziankę mi zrobiłaś :-)
OdpowiedzUsuńZ przyjemnością czytałam. Jesteś wyjątkowa - mądra i wrażliwa, z Twoich tekstów czerpie natchnienie, pomysły, napęd. Pozdrawiam bardzo mocno!
Iwona
Witaj...
OdpowiedzUsuńDawno do ciebie nie zaglądałam...
Muszę powiedzieć,że zasmucił mnie nieco ale i ucieszył twój ostatni post... Gdy odkryłam twojego bloga, zakochałam się w twym życiu, klimacie jaki tworzysz z mężem wokół siebie...dawałaś mi inspirację, ale niedługo potem, coraz rzadziej zaczęłam zaglądać na twoją stronkę... Wydawała mi się zbyt idealistyczna, niedościgniona...wkurzało mnie, że ja tak nie potrafię,że nie umiem się zmusić choćby do tego by wyrzucić zeschłe kwiaty z wazonu, że wszędzie rzucone są ciuchy, że w zlewie zawsze mam choć jeden kubek nie umyty... U ciebie wszystko było tak sterylne, ciepłe w klimacie jaki kocham, ale tak jak z gazety, sztuczne... Zastanawiałam się jak to robisz ? Teraz, po tym poście zobaczyłam, że też jesteś człowiekiem...że też lubisz poleniuchować, (choć z twojego bloga to nie wynika) i znów ci zazdroszczę... właśnie tego samozaparcia, które moim zdaniem skutecznie wypiera twoje lenistwo... Odpoczywaj zatem teraz ale i wrzuć czasem tak od niechcenia kilka zdjątek z twego królestwa by znów mogły mnie napędzać i motywować....
Wszystkiego co najleprze....
to nie ma być reklama, bo z przyjemnością wczytywałem się w historię Magody, ale chciałem Was serdecznie zaprosić na blog http://jo-landia-mazurskakraina.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńtym razem Mazury, piękna historia walki o odnowienie starego gospodarstwa.
pozdrawiam, czekając na nowe wpisy dot. Magody... pozdrawiam, Marcin ze śląska :-)
uwielbiam tu zaglądać.. a ten post czytam i czytam - już setny raz chyba. Ta wyliczanka cech jest niczym tajemna wiedza, którą mimo wszystko jednak każdy z nas gdzieś w środku posiada - tylko nie zawsze potrafi z niej korzystać! Podziwiam za wytrwałość i konsekwencję i samozaparcie... i za to, że możesz się przyznać do punktu szóstego - bo to właśnie jest mój słaby punkt :(
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie
Magodo pięknie u Ciebie jak w raju. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZe zdjęć wnioskuję, że mieszkasz w raju.
OdpowiedzUsuńPięknie tam. Ja co prawda z przedsionka Bieszczad, ale to już nie to samo...