Dawno, dawno temu kiedy byłam młodą żoną i matką, pewna znajoma poinformowała mnie, że kompletnie nie sprawdzam się w tych rolach. Młoda byłam, niedoświadczona, w rozpacz wpadłam głęboką. I tkwiłabym sobie w tej rozpaczy po dziś dzień gdybym na szczęście nie wydarła z niej powodu takiej opinii. Otóż ponieważ garnki miałam od spodu brudne!!! Gotowałam na gazie, który jak wiadomo osmala garnki, ale w życiu nie przyszłoby mi do głowy aby je od tego spodu szorować po każdym użyciu. Czasu mi byłoby szkoda. Jakoś - jakość mojego życia nie wiązała mi się z idealnie czystym spodem garnka. Zamiast doprowadzania garów do wyglądu nówki wolałam uczynić coś innego. Z dzieckiem pobyć, książkę poczytać, popatrzeć w niebo...
Potem w miarę lat i doświadczeń wiele takich "karygodnie" niedoczyszczonych spodów widziałam. Jakiś absurdalnie ważnych spraw, które koniecznie muszą być. I często są. Zamiast. Zamiast spraw istotnych, fundamentalnych - jak własne szczęście i prosta radość życia.
Widziałam wiele pozorów, jakiś działań na pokaz lub projekcji własnych, osobniczych lęków. Jeden szoruje te garnki, ktoś inny bez refleksji podąża za modą czy powtarza cudze opinie. Omotani nakazami i koniecznościami, ludzie stają się niewolnikami przedmiotów, przekonań, schematów. Tracą czas, trwonią życie na działaniach pozornych nie widząc nawet ile tracą. Wkładają masę energii i pracy w coś co nie przynosi niczego.
Najnowszym przykładem na to, jest pewna bieszczadzka remiza. Wybudowana i oddana do użytku kilka miesięcy temu, nakładem dużych kosztów i pracy. Wyposażona w wóz i sprzęt, no prawie we wszystko - oprócz sikawek... I właśnie brak owych sikawek sprawił, że dom stojący o 300 metrów od niej spalił się doszczętnie. Bo do pożaru musiał przyjechać wóz ze wsi oddalonej o kilkanaście kilometrów.
W poprzednich postach pisałam o tragedii człowieka, który stracił wszystko. Gdyby ci, którzy przy otwarciu remizy tak sobie nawzajem gratulowali, dopilnowali aby doprowadzić sprawę do końca - straty byłyby o wiele mniejsze! Wydano pieniądze na pokaz a nie po to by gasić pożary.
Każdy ma jakieś swoje "garnki" jakąś własną "remizę", coś co jest absolutnie niepotrzebne a kosztuje pracę, czas czy pieniądze. Ja pewnie też mam coś takiego - postanowiłam przyjrzeć się swemu życiu, by szorowanie jakiś "garnków" nie przesłoniło mi spraw naprawdę ważnych.
Uff... przepraszam - musiałam sobie ulżyć.
A teraz z radością i dumą przedstawiam nasze nowe kózki!!!
Kilka dni temu Mańka urodziła dziewczynkę i chłopca. Na zdjęciu poniżej prawie cała załoga Magody - brakuje Burego. No i Maćka tylko połowa.
Trochę nas dużo nieprawdaż? A jeszcze to nie jest koniec bo Śnieżynka ciągle w ciąży. Tutaj proszę nasza ciężarna w toplesie:
Przyszło wreszcie ocieplenie, śnieg topnieje i możemy wypuszczać całe stadko na powietrze. Maluchy zajmują się brykaniem, pieski zajmują się maluchami, dorosłe kozy zajmują się objadaniem kory z krzaczków a my zajmujemy się całokształtem - z upodobaniem!
Nasze pieski - co było do przewidzenia, kochają maluchy miłością nieprzytomną. Zwłaszcza Beza telepie się z emocji i zachwytu. Jak widać Brykacze nie przejmują się niczym.
Czekamy na wiosnę, kwiatki, trawki i takie tam...
Pozdrawiam!!!
Cudne kózki, cudny Maciek i cudne Twoje, Jagodo spostrzeżenia, bo są sprawy ważne i ważniejsze:) Ciepło pozdrawiam i siły w prowadzeniu tej całej gromadki Ci, Wam życzę:)
OdpowiedzUsuńJa sie pozachwycam tylko rozrastajacym sie stadem, bo na ludzką głupotę to słów szkoda. Przykro mi tak po ludzku. Mam nadzieje, że dom zostanie szybko odbudowany a sikawki dokupione.
OdpowiedzUsuńBuziole w nochy
Mogodo tymi swoimi postami to trafiasz w sedno a czasami stawiasz do pionu. Dzięki za te słowa właśnie dzisiaj, bo chyba zaczełam szorować garnki od spodu:)
OdpowiedzUsuńKózki poprostu aż się chce przytulić.
Pozdrawiam serdecznie
Wika
Oto, rzeczywistość właśnie - rzeczywista bezmyślność raczej..wasze kozy są po prostu tak urokliwe, że tylko patrzeć i patrzeć. My znaleźliśmy rasę kozy, którą chcielibyśmy mieć - koza karpacka, na raźe wirtualnie znaczy znaleźliśmy :) bo w ogóle to się trochę boję - czy podołam kozie :))
OdpowiedzUsuńno tak,osobiście naczyściłam sie w swym życiu tych przypalonych garnków trochę....myslę,że jeszcze i dziś czasami to robię,zła jestem przez to na siebie,ale wiadomo ,uczymy się do śmierci:)
OdpowiedzUsuńGratuluje powiekszenia rodziny, brykacze najpiekniejszej urody!
OdpowiedzUsuńPs.Szkoda starszna, ze sparawa remizy nie zostala doprowadzona do konca, niestety stajemy sie cywilizacja konsumpcyjna, zapominamy o tym co wazne i po co zyjemy....od jutra nie myje garow od spodu! Pozdrawiam.
gratulacje z powodu powiększenia rodziny-maluchy jak zwykle słodkie!
OdpowiedzUsuńAle cudaczki słodkie, jak córka wróci ze szkoły to jej pokażę... sama bym takiego przygarnęła ale niestety nie mam domku z ogródkiem ;) może kiedyś się uda...
OdpowiedzUsuńCo do remizy i braku sikawek, to czy nie powinni teraz, choć w małym stopniu dołożyć się do pomocy temu człowiekowi? Przecież po części przyczynili się do tego że nic nie udało się uratować... brak sikawek, poprostu kpina...
Ech, takich "garowych" spraw mnóstwo wokół. Niedawno we wsi położonej nieopodal też się spalił doszczętnie dom, sikawki były, ale rozumu ludzkiego jakby mniej :(
OdpowiedzUsuńKózki fantastyczne, sama radość:)
..a ja tam garnki często przypalam, właśnie z tego powodu, ze bujam w obłokach i zapominam co zostawiłam na gazie, ale prawdą jest, że dziś człowiek tylko w biegu, nie dostrzega tego co proste i piękne...
OdpowiedzUsuńSzczęśliwy ten Pani dom :) Pozdrawiam wszystkiego dobrego
Śliczny inwentarz. Zazdroszczę że możecie być świadkami tego rodzącego się nowego życia. " Z garami" to różnie bywa, jesteśmy tylko ludźmi, nie żyjemy na rozkaz. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńjesuuuuuuu,jakie ja mam brudne gary od spodu!i nawet tego nie zauwazylam:))))))))))))))
OdpowiedzUsuńDzień dobry po raz pierwszy!
OdpowiedzUsuńJa, będąc młodziutką 21 letnią żoną, znalazłam kiedyś karteczkę zatkniętą za drzwi - "Umyjcie lepiej podłogę pod wycieraczką, zamiast słuchać tego wycia!!!" (wyjaśniam, że wyciem był Davis i Garbarek :))W taki oryginalny sposób zwrócono mi uwagę na rzeczy (hmmm...)społecznie ważne. Zajrzałam ... i cholera, naprawdę strasznie było pod tą wycieraczką ... Dzięki sąsiadom się dowiedziałam - ciekawe jak często tam zaglądali? Umyłam i w poczuciu pełnej resocjalizacji przystąpiłam do dalszego słuchania "wycia":) Karteczki nigdy więcej już nie znalazłam, mimo, że moja pamięć "wycieraczkowa" była bardzo króciutka.
Magodo - jak sobie radzicie z okiełznaniem chuligaństwa koziego? Nasze rozpuszczone koźlęta są wszędzie! Macie jakiś skuteczny sposób? Pastuch elektryczny?
Serdecznie pozdrawiam gospodarzy i pozostałych mieszkańców cudownego Domu! Magda
Ale wesoła gromada:)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńKochana Magodo usuń mój poprzedni komentarz, bo spalę się ze wstydu za tę "chodowlę" mocno całuję hel
OdpowiedzUsuńRefleksyjny post.
OdpowiedzUsuńWiesz, wydaje mi się że ludzie często układają sobie jakiś schemat życia i wpadają w pułapkę rutyn(zapominając o tym co dookoła).A przecież każdy , nawet najlepszy scenariusz,
powtarzany 364 razy w roku-w końcu staje się nudny i wypluty z emocji.
Dla mnie receptą na ,, brudne garnki,, jest chwila spędzona z dziećmi ...od razu człowiek trzeźwieje i zdaje sobie sprawę, ile rzeczy go ogranicza.
Pozdrawiam
Moja babcia mówiła:Żyj po prostu.Przecież w ostatniej godzinie nie będziesz żałowała,że co tydzień nie zmieniałaś firanek.ziolaiinnehobby
OdpowiedzUsuńAle z nich słodziuchy!
OdpowiedzUsuńprzykre z ta remizą... ale to jest tak jak ktoś kupuje piękny rower, żeby pokazać sąsiadom, a inny kupuje rower po to żeby na nim jeżdzić i niekoniecznie musi byc niezwykły.
OdpowiedzUsuńMam nadzieje,że kupia te sikawki, bo ta remiza nie ma sensu bez tego.
Jeden lubi sprzątać, żyje w czystości i jest zadowolony ze swojego życia i nei uważa , zeby przez to coś tracił. A inny żyje w brudzie, jest mu z tym dobrze i również jest zadowolony z siebie i życia. Jak sama pisałaś - wszystko zależy od człowieka, stylu zycia, jego przekonań, co lubi i jakie ma priorytety :) ten złoty środek - równowaga, we wszystkim się przydaje, tylko trzeba go znaleźć.
Sprawa remizy jest taka ... typowo polska. Niestety.
OdpowiedzUsuńTeraz pozostaje mieć nadzieję, że Witek nie podda się i odbuduje dom, za co mocno trzymam kciuki i wspieram jak mogę.
Oglądanie Brykaczy i Dziewczynek bezcenne :)
Ściskam mocno :)
Mam teraz aż nadto czasu, by się poprzyglądać moim wszystkim rzeczom od spodu. I przyglądam się, owszem, ale je ignoruję. Co nie znaczy,że więcej uwagi poświęcam rzeczom, które są na widoku, by zadowolić opinię społeczną. Jedno i drugie mam w głębokim poważaniu. Ważne jest to, co dla mnie ważne, dla innych pożyteczne i rozwojowe dla rodziny, a nie jakieś tam pierdoły.
OdpowiedzUsuńTymi zajmuję się, jak mi się nudzi.
Pozdrawiam całą kozią rodzinkę,pieski i Wasz nedościgniony tandem :)))
Och, trudno jest znaleźć u siebie takie "spody garnków" na które tracimy energię ale trzeba próbować.
OdpowiedzUsuńWidać, że stadko zwierzaków już uradowane że ciepło. Przedwiośnie u Was musi być wyjątkowe. Goldkowe dziewczyny bardzo chyba opiekuńcze dla małych kózek.
pozdrowienia
Też bym takie chciała! Jeszcze nie mogę, bo przy zwierzętach trzeba być, a nie od czasu do czasu. Śliczne są te Brykacze.
OdpowiedzUsuńHeh, TAKIEGO całokształtu nie sposób nie upodobać :DDDD
OdpowiedzUsuńA co do reszty... NIKT nie urodził się tylko po to, by sprzątać,szkoda, że niektórym to nie tylko, że wystarcza, ale buduje poczucie bezpieczeństwa i wysoką samoocenę...
Co tam sikawki, grunt, że przecięcie wstęgi było "fotogeniczne".
PZdr.
Go
Gratuluję cudnych kózek:)
OdpowiedzUsuńSzanowna MAGODO ,no cóż w remizie się nie popisali...gdyby głupota miała skrzydła....to by niezle fruwali....ale tak jest właśnie w Polsce,coś zaczniemy i nie skończymy..Unia daje Nam duże dotacje ale My (Rząd)nie potrafimy je dobrze wykorzystać....
u każdego człowieka przychodzi taki czas,jakaś refleksja nad życiem..zastanawiamy co jest dla Nas najważniejsze....tracimy czas i nerwy a przede wszystkim zdrowie na sprawy tak na prawdę mało wartościowe..tracimy czas na przejmowaniu się ludżmi i ich opiniami..a po co?czy to,że zrobimy"karierę",czy to że się komuś "podliżemy"staniemy się lepsi,czy inni będą nas lubić?za dużo w swoim życiu tracimy czas na "toksyczne"znajomości.....
...mnie moja choroba(nowotwór złośliwy)nauczyła czegoś ,czego nie cierpiałam....wegetacji...dziś ta moja"wegetacja"sprawia,że nie planuję przyszłości.nie przejmuję się"toksycznymi"ludzmi...czy też brudnym garnkiem;)żyję chwilą i cieszę się nią...i Tobie Droga,życzę tego samego,pozdrawiam
Masz rację, też nie mam "parcia" na błysk w moim domu. "Przypalony garnek" też coś znaczy....że w domu coś się dzieje przynajmniej.
OdpowiedzUsuńI zgadzam sie jak najbardziej, że często człowiek rozwodzi się nad mało ważnym sprawami, a nie zwraca uwagi, na to co jest naprawdę w życiu istotne. Pozdrawiam
Jeee... jakie śliczniuchne... aż zazdroszczę tego codziennego stykania się z naturą, kózkami..ja na rodzinną wieś jadę 1 raz do roku :(
OdpowiedzUsuńTak sie sklada, ze tu, gdzie obecnie mieszkamy jest nas troche duzo i jest nam troche ciasno. Jak wiadomo, najlepszym lekarstwem na taka sytuacje jest kupic sobie koze. Taka sliczna jak Wasze to bym moze i kupila :-). Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńUtrzymywanie spodów garnków w stanie permanentnego osmalenia jest dziś takim samym przekroczeniem dogmatów religii panującej, jakim w ubiegłych kilku stuleciach było niestosowanie się do mody noszenia peruk... Wprawdzie tamten obyczaj miał ścisły związek z rozpowszechniającą się u klasy wyższej tzw.''chorobą francuską'', ale oficjalna wykładnia wiary obowiązywała także zdrowych i kudłatych przedstawicieli elity, bo nie tłumaczono tego nakazu zjawiskiem łysienia rażonych kiłą arystokratów, ale wymogami postępu cywilizacyjnego.Posługując się współcześnie nam panującym paradygmatem: ''obciach-cool'', można powiedzieć, że używanie włosa sztucznego było jak najbardziej kulturalne i w ogóle w porzo, a ostentacyjne demonstrowanie przez oszołomów włosa naturalnego uchodziło za barbarzyńską manifestację pierwiastka zwierzęcego... czyli normalnie było robieniem wiochy...
OdpowiedzUsuńAutentyczna anegdota o sile mody i chęci bycia cool: pewien człowiek radziecki nagabywał polskiego turystę, by ten sprzedał mu modne w tym czasie, a nieosiągalne w ZSRR ciemne okulary... na nic zdały się tłumaczenia naszego rodaka, że to silne szkła lecznicze - zdetrminowanego sowieta nie zniechęciła nawet ich przymiarka, bo mimo kilkuminutowego mrugania obolałymi oczami, stwierdził: ''Nu niczewo... priwyknu!''.
Pozdrawiam, wicesołtys Bronisław
Maluchy - słodziaki!
OdpowiedzUsuńNieważne, czy ktoś te gary od spodu myje i kocha, czy nie. Ważne, żeby żadna znajoma ani pani i pan z naprzeciwka nie narzucali nam swojego poglądu na gary. Jeśli daje im radość szorowanie - niech ją mają. Ale niech mi jej nie wciskaja, bo tego to już bardzo nie lubię. Każdy ma swoje życie i niech każdy według swoich zasad żyje. Nie według cudzych etykietek. ;)
Buziaki serdeczne! :D
Już się chciałam rzucić oglądać swoje garnki od spodu, może bym się czegoś o sobie dzięki temu dowiedziała, czy dobra ze mnie kobieta, czy wręcz przeciwnie. Przeczytawszy historię z remizą po prostu mnie zamurowało! Pewnie jeszcze ksiądz remizę poświęcił, jak to jest w zwyczaju, a człowiek stracił dorobek życia.
OdpowiedzUsuńTak ostrożnie sobie oglądam kózki (boskie są, boskie!) razem z Twoimi goldenami i myślę sobie, czy moje by ich nie pożarły :-) Przecież goldeny to psy myśliwskie, a koza, to dla nich zwierzyna łowna.
I taka zadziwiona, idę obejrzeć moje garnki od spodu, pa :-*
Niestety takie remizy są wszędzie, ale na szczęście są też kozy i tym podobne, które przywracają równowagę temu światu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Grażyna
Mamę lub siostre bym chciala miec taka jak ty.Super slowa.
OdpowiedzUsuńGromadka pokazna-kozi żłobek:))u Was.Maciej w swoim zywiole.Pozdrawiam Was serdecznie i wicesoltysa ktory u Ciebie komentuje.Lubie czytywac te wypowiedzi::))
Jagodo, ja też przeżyłam swoje ,garnki' w bardzo podobny do Twojego sposób...No cóż, - każdy ma jakiegoś bzika.Dla niektórych równie ułożone książki i brak pyłu na dywanie jest ważniejszy,niż wszelkie radości z tego,że mamy wiosnę na przykład.
OdpowiedzUsuńKózki urocze Wam się powiły! A ja kupuję kozie mleko na bazarze.Szkoda,ze do Was tak daleko z W-wy...
Pozdrawiam serdecznie!
No nie wiem kto tu bardziej bryka kózki czy piesek. A zwierzaki cudne.Wieś to jest to:)
OdpowiedzUsuńCudne te zwierzaki, ale nie wiem które brykają bardziej pies czy kózki?
OdpowiedzUsuńGratulacje!!! Rodzinka cudna a małe kózki śliczne...mają piękne czarne skarpetki... co do przypalonych garów to sprawa, którą się przejmowałam jak byłam młodą żoną, błys w domu... aż któregoś dnia "puknęłam się w głowę" spakowałam plecak i wyruszyliśmy na pieszą wędrówkę w Sudety... mąż na początku się nie odzywał bo myślał, że jestem na coś wściekła..od tego czasu jeśli tyko jest pogoda i możlwiości wybieramy się na różne wędrówki... a gary i sprzątanie... nie powiem też ważne ale bez obłędu... pozdrawiam wiosennie!!!
OdpowiedzUsuńJolu - pogadamy o kozach jak się spotkamy :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńSzanowny Wice - sołtysie - jak Pan widzi, na moim blogu rośnie grono Pana wielbicielek :)
Amber - no szkoda!
Riannon - Goldeny to myśliwskie ale na kaczki, ostatnio widzieliśmy jak Buba wpadła do stawu gdzie pływały kaczuchy, to było silniejsze od dobrego wychowania, a pozostałe stworzenia nasze panny po prostu kochają. Uściski!
Mgda - bez pastucha nie dalibyśmy rady! A i tak kozy potrafią przejść przez pastucha bo wiadomo, że za płotem trawa bardziej zielona :) Pozdrawiam!
Dziękuję wszystkim za wizytę i tyle serdeczności! Pozdrawiam wiosennie!
Droga Pani Jagodo, od jakiegoś czasu z zapałem śledzę każdy Pani wpis na blogu. Ogromnie was podziwiam. Ja z całego serca kocham Bieszczady, gdybym tylko mogła przeniosłabym się tam z całą moją rodziną. Na szczęście mieszkamy koło Rzeszowa, więc co roku staramy się choć na dzień pojechać i poczuć magię tamtego miejsca. Ono hipnotyzuje swoim pięknem. Wasz dom jest stworzony do kontemplacji przyrody. Po obejrzeniu filmów na Pani blogu postanowiłam w niedalekiej przyszłości wyciągnąć do was moją rodzinkę. Wierzę, że czas u Was spędzony nie będzie czasem straconym. Więc do zobaczenia i dziękuję za ogrom wzruszeń, które mi Pani dostarcza! Życzę szczęścia.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, nie przedstawiłam się. Mam na imię Gabrysia.
OdpowiedzUsuńOdróżnianie rzeczy ważnych od tych błahych i angażowanie swego zapału po stronie tych pierwszych jest nie tylko sztuką ale i wymaga często odwagi bo zapyziałośc niektórych priorytetów i dostosowywanie się do mód i upodobań większości ciągle jest trudne do pokonania. A najbardziej brakuje chyba tolerancji dla odrębności drugiego człowieka.
OdpowiedzUsuńNie czyściłam i nie będę czyściła na co dzień spodów garnków i nie pozwolę na zaglądanie mi do garów ale nikomu nie zabraniam zajmowania się podobnymi rzeczami od rana do nocy jeżeli to potrzebne jest mu do szczęścia. Dzięki za poruszenie sprawy.
Ostatnie wydarzenia w Japonii powinny chociaż na chwilę przewartościować priorytety.
Już wiele razy zachwycałam się koźlętami i jeszcze raz się pozachwycam bo są wyjątkowo słodkie i takie radosne.
Na nizinach kwitną krokusy i przebiśniegi, słychać żurawie i widać dzikie gęsi. Czuć wiosnę. Zuza
Kiedyś na pytanie ,, czego najbardziej pragnie pani nauczyć swoich dzieci ?" odpowiedziałam , że rozróżniania rzeczy ważnych od tych , które są dodatkiem do życia ... Tak naprawdę kiedy człowiek potrafi to robić , to żyje dla siebie i dla innych , a nie wegetuje jak manekin na wystawie eksluzywnego sklepu .
OdpowiedzUsuńJak zwykle cudowne zdjęcia :):):)
Zawsze jak tutaj wpadam to zawsze chcę się przenosić w Bieszczady ;-)
OdpowiedzUsuńNiezła ochronka , wszystkie kózki do siebie podobne , może te od Śnieżynki będą białe ? ciekawa jestem bardzo .
OdpowiedzUsuńSmutne to co napisałaś , przez czyjąś głupotę i zaniedbanie , może spalić się jeszcze niejedno zabudowanie . Myślę ,że osoby odpowiedzialne za taki stan rzeczy po prostu czują się bezkarne .
Pozdrawiam Was i życzę miłej opieki nad kozim stadkiem -Yrsa
W obliczu katastrofy w Japonii nasze wszystkie sprawy sa jakby marne, gdyby nas spotkał taki dramat to pewnie długo byśmy nie wystartowali w opanowaniu naszych dramatów, tym bardziej przeraża mnie bezmyślność ludzi odpowiedzialnych za np budowanie i oddanie do uzytku remizy strażackiej w której nie ma oprzyrządowania, porażajaca głupota ludzi, której efektem sa dramaty ludzkie. a kózki? sa piekne, a jeszcze w drodze następne, Maciek będzie miał duzo pracy! pozdrowienia
OdpowiedzUsuńTak pięknie Pani pisze bardzo lubię zaglądać do Pani i zawsze coś mądrego przeczytać.
OdpowiedzUsuńGary nie istotne jestem już po takich problemach.Podziwiam Państwa pracowitość To jest piękne co robicie.
Ilość energii, pracy którą wkładacie w prowadzenie domów gospodarstwa,hodowlę to coś co naprawdę podziwiam.Skąd macie oboje siłę na to wszystko.
Smutne to co napisałaś , przez czyjąś głupotę i zaniedbanie , może spalić się jeszcze niejedno zabudowanie .
Czy ludzi którzy odbierali remizę nie można rozliczyć?
Należy poddać ich ocenie społeczeństwa nagłośnić sprawę.
Wiem ze często nie warto nawet kruszyć kopi o te przysłowiowe garnki ale dom.Dom to coś co każdy musi mieć to pragnienie każdego.
Coś co trudno posiąść.
Piękne zwierzaki i szczęśliwe mając takich gospodarzy.
Serdecznie życzę wytrwałości i zdrowia.
Wiesz, przy całej mojej pedantyczności nigdy nie przyszło mi do głowy szorować garnki od spodu :D
OdpowiedzUsuńMiło poczytać co tak u Was słychać. Piękny macie przychówek :)
Uściski ślę ode mnie i Sebastiana :*
Zadziwiąjące ileż ludzie wkładają energii w oglądanie cudzych,, garów,, i ocenę ich. To też jest zamiast. Po co przyglądąc się swojemu życiu ,zamiast tego łatwiej się przyjrzeć cudzemu. Kłaniam ci się Jadoda za ten post . Mnie się w naiwnosci wydawało ze tylko ja mam takie sytuacje, gdzie mi się mówi,,Z pani to ani żona ani matka,, Tyle ze moja rodzina się jakoś nie skarży- a przeciwnie bardzo kocha i szanuje.Dzięki za wsparcie i normalność. Serdecznie pozdrawiam
OdpowiedzUsuńoch, kurczę! Jagodo, ależ to na czasie! te garnki niedomyte pod spodem - po kiego czorta martwić się liniejącym za bardzo kotem, czy śladami pazurów na nowo cyklinowanej podłodze (bo nie mógł wyhamować;))! przecież kot = życie, wspaniały kawałek natury do kontaktu na codzień;)) idę go uściskać! i Ciebie ściskam też:)
OdpowiedzUsuńJagodo, dzięki za ten post... myślę, że od czasu pożaru mojego domu, nie " szoruję przysłowiowych garnków od spodu" ale ponownie pooglądam swoje życie!!! Bo może jednak są takie garnki!
OdpowiedzUsuńPodziwiam twoje otoczenie i jestem pod urokiem...
Bieszczady to jeden z rejonów o którym marzę... niestety nie byłam...
Photos "tendresse". J'adore!
OdpowiedzUsuń