Radość najczęściej przychodzi znienacka. Z kompletnego znienacka.
Dwa obłąkane euforią pieski, kochają na wyścigi, tulą się do rąk, zazdrośnie przepychając się używają całej swej psiej inteligencji by liznąć człowieka w twarz (jeszcze lepsze jest ucho). Atak radości jest tak samo długi jak nieprzewidywalny. Ogonki żywiołowo obijając się o ściany i sprzęty wystukują głośny, synkopowy rytm. Przetrwać ten atak może tylko odporna, w pełni zdrowa i sprawna fizycznie jednostka. Trzeba mieć dwie ręce - po jednej na pieska - trzeba być mistrzem uników jeśli się nie jest entuzjastą psiego języka na policzku - ja nie jestem. Trzeba też z wielką odpornością psychiczną żyć dalej ze świadomością, że już za chwileczkę, już za momencik, atak radości może się powtórzyć. Bo nie ma reguł.
Nasze psy to rzadkie w przyrodzie zjawisko kumulacji radości, którą czują się w obowiązku okazywać przy każdej okazji. Może to być wizyta listonoszki, powrót Burego z nocnego łajdactwa, nasza głupia mina, widok krowy, pług śnieżny! czy nieopisane jeszcze przez naukę zjawisko pętli czaso-przestrzennej - kiedy to radować należy się każdym następującym po sobie zewnętrznym bodźcem. Żyjemy na przysłowiowej beczce prochu, tylko zamiast prochu mamy eksplozje radości.
Znosimy to dzielnie, trwamy.
Swoją drogą może ktoś mądry wpadnie na pomysł jak zagospodarować energię psiego entuzjazmu? Na moje wyliczenia starczyłoby tego na oświetlenie niedużego miasta lub ogrzanie sporego osiedla.
Kiedy pieski ogarnia radosny szał zrobienie zdjęcia jest absolutnie niemożliwe. Zdjęcia robię zatem na spacerze i kiedy zwierzątka śpią.
Bury nie tryska radością bo mu tłuszcz przeszkadza. Nie chciał nawet popatrzeć w obiektyw!
A teraz!
Wylosowałam dwie osoby, które otrzymają okolicznościowe (przypominam: drugie urodziny bloga) prezenty.
Poncho pokazałam w poprzednim poście i powędruje ono do Niesławy!
A dżem z marchewki wyślę Sekutnicy!
Gratuluję! Za sierotka jak zwykle w takich wypadkach robił Maciek.Poproszę panie o adresy do przesyłki.
Z okazji drugiej rocznicy dziękuję wszystkim czytelnikom bloga za dobre słowa, dobre myśli, serdeczność i pomoc w różnych sytuacjach. Doświadczamy każdego dnia, tylu przejawów życzliwości, że te skromne prezenty są tylko symbolem naszej wdzięczności!
Dorwałam ostatnio kilka świetnych książek. Jedną z nich "Cerkwie bieszczadzkich Bojków", autorstwa Roberta Bańkosza, wydaną przez wydawnictwo Arete, wypożyczyłam w bibliotece by sobie spokojnie przejrzeć w domu. "Przeglądanie" zaczął pierwszy Maciek i wsiąkł! Z rąk nie wypuszczał, bronił przede mną jak Buba misia, do piersi tulił i czytał, czytał. Z bliska książkę zobaczyłam dopiero jak skończył. Zaczęłam "przeglądać" i wsiąkłam tak samo! Bo jest to zajmująco napisana, bogato ilustrowana, czerpiąca z wielu źródeł opowieść, przykuwająca uwagę barwnym opisem i przeplatana anegdotami. Najchętniej całą przepisałabym na bloga ale się powstrzymam. Jeśli ktoś jest zainteresowany tematem dawnych mieszkańców Bieszczadów - Bojków, ich kulturą, życiem codziennym i ich sacrum - polecam!
Dziś przytoczę spory cytat - zapiski Ferdynanda Antoniego Ossendowskiego (ależ pięknie kiedyś się ludzie nazywali!) na temat haftu. Bo haft bojkowski to mistrzostwo świata. Motywy zawsze geometryczne lecz przebogate kolorystycznie. I tę kolorystyczną różnorodność Ossendowski wyjaśnia tak:
"Bojkowszczyzna to biedny kraj. Ludność jego, pracując ciężko, mały ma dostatek, żywi się wyłącznie ziemniakami i owsianymi plackami. Lata klęsk, tchnienie otaczającej natury, warunki bytowania w ciemnej, kurnej chacie, nieprzerwana praca, stosunek męża do żony, szczęście czy zawód miłosny dziewczyny, jasna czy czarna dola kobiety, gdy pędzi życie przy boku kochanego człowieka czy też przeklina i dręczy się przy starym, brutalnym i zazdrosnym gaździe lub pod okiem złośliwej świekry - wszystko wyrazić potrafi Bojkini w misternym, barwnym rysunku haftu. Wesoła, szczęśliwa i roześmiana, pełna słonecznych promieni rzuci na płótno koszuli lub spódnicy całą gamę jasnych nici; udręczona i znękana, przepojona goryczą łez do mistrzowskiego haftu coraz to dodaje smutnych, ciemnych barw, aż na białym tle zapanuje niepodzielnie czarna - symbol śmierci. Tak to wkładają kobiety bojkowskie w piękne robótki swoją duszę, przeżycia i dolę."
Po takiej lekturze natychmiast, kurcgalopkiem pobieżałam do salonu, gdzie na manekinie wisi haftowana, a znaleziona w naszej bojkowskiej chacie koszula. Kiedy natknęłam się na nią, przedstawiała się żałośnie, ponad połowa była zgniła, rozchodziła się w dłoniach, jednak haft był nienaruszony i po skomplikowanych zabiegach, polegających na niemal ponownym jej uszyciu, obecnie wygląda tak:
Żywym dowodem na słowa Ossendowskiego jest ten wzornik:
Wyhaftowała go dla nas kuzynka Maćka. Jako wzór posłużyły jej trzy motywy z tkaniny znalezionej w okolicach Soliny. Kolory są identyczne jak w oryginale.
Wzornik ten zmierzam oprawić i powiesić w bojkowskiej.
A tutaj bojkowska koszula Maćka, wyhaftowana przez znajomą panią. Haft stylizowany na bojkowski. Do tej koszuli w wielkie święta zakłada Maciek białe, płócienne spodnie - Bojko jak malowanie!
I jeszcze sobie nie odmówię zacytowania anegdoty z tej samej książki. Bojkowie byli postrzegani jako naród powolny.
"Niewzruszoność i spokój charakteru bieszczadzkiego górala oddaje taka oto popularna anegdota:
Dwóch Bojków kosi siano na połoninie. Jeden z nich przerywa nagle pracę , zamyśla się, a po chwili odwraca się do współtowarzysza i pyta:
- Kume, wasza korowa kuryt? (Kumie, wasza krowa pali?)
- Ta ni! - odpowiada zapytany po namyśle.
Bojko wraca do koszenia, a po chwili przerywa ponownie pracę i mówi:
- A to mabut' wasza stodoła palyt sia..."
Pokażę jeszcze okolicę domu i salon w promieniach porannego słońca:
Na koniec mam prośbę: jeśli ktoś wie jakim sposobem można poprawić wygląd starej karafki może się ze mną tą wiedzą podzieli? Karafka ma od środka nalot, którego zwykłe szorowanie szczotką na drucie, mycie płynem do naczyń i sokiem z cytryny nie zlikwidowało. Ładna jest a wygląda paskudnie. Szkoda mi jej.
To tyle na dzisiaj.
Znikam na trochę dłużej bo pracy huk. Dla tych, którym podoba się nasza bojkowska chata szykuję w połowie lutego niespodziankę.
Pozdrawiam serdecznie!!!!
Uvijek kad objavite novi post ja znam da će to biti nešto posebno, nešto prekrasno!
OdpowiedzUsuńDivne fotografije, motivi zime, vaši prekrasni psi, radovi koje radite sve mi je tako lijepo.
Živite u prelijepoj kući i na divnom mjestu u ljubavi i suživotu s prirodom.
Što reći nego prekrasno, kao iz bajke!
Lijep pozdrav i poljubac, Zondra Art
Kochana, wygranym gratuluję, a Tobie Jagódko, złotych rączek, które tak pieknie koszulę z manekinu odratowały, oto prawdziwa miłość do Bojków, a Maciek musi pieknie wygladać w swojej koszuli i białych portkach, serdeczności i gorace pozdrowienia
OdpowiedzUsuńj
Witam.
OdpowiedzUsuńNie wiem czy pomoże, ale ja używam prawie do wszystkiego preparatu SANSED. jest niedrogi, a rozpuszcza osady wapienne i inne. Nie odbarwia, bo nie jest na bazie chloru.Nie wiem czy nadaje się do kontaktu z żywnością, ale po dobrym wypłukaniu?
Intryguje mnie ta konfitura z marchwi.Przepis znajdę gdzieś na blogu, czy to tajemnica szefa kuchni? Pozdrawiam.
Anna z Bieszczadów
Octem karafkę zalej, zostaw w spokoju, wyżre osady, szkła nie uszkodzi, a tylko sprawi, że zda się bardziej szlachetne:)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia, a zdjęcia są tak cudne, że o jejqu...a kuzynka Macieja to ja nie wiem, ale takie zdolne to po ziemi nie chodzą, żeby tak same taki haft...No szacuneczek!!!Proszę pogratulować talentu Artystce!
piekne te hafty...
OdpowiedzUsuńznalazłam tu na forum rozmowę o czyszczeniu szkła..moze się przyda..
http://odkrywca.pl/pokaz_watek.php?id=10109
Jagódko, jeśli chodzi o karafkę, to proponowałabym po pierwsze ocet. Wlać i niech trochę postoi. Ostatnio jestem wielbicielką octu - żaden domestos tak nie czyści osadu z kamienia w wannie na przykład. I do tego tak nie niszczy środowiska. A jak nie pomoże - to bym spróbowała właśnie jakimś okropieństwem typu Domestos albo Cillit - albo starym poczciwym proszkiem E. Kiedyś pięknie mi wyczyścił stare wazony (E właśnie.
OdpowiedzUsuńW imieniu - nie wątpię - wszystkich czytających poproszę zdjęcie Maćka w wersji bojkowsko-niedzielnej :).
Serdecznie Was pozdrawiam - Danka
Jak zwykle cudnie tutaj!
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o karafkę, to nie znam super przepisu, ale ja jeszcze spróbowałabym wygotować w occie, albo zasypałabym sodą oczyszczoną po wilgotnych ściankach i zostawiałbym na dłuższy czas, a potem jakąś szmatką na patyku:)
Jak zwykle świetne zdjęcia.
OdpowiedzUsuńCo do karafki - mnie się udało odczyścić kilka szklanych rzeczy brutalnie zalewając je Domestosem. Czasem nawet kilkakroć. Cuchnie, ale rozpuszcza.
Pozdrowienia
Go
Ale niespodzianka! zupełnie się nie spodziewałam ,naprawdę .... nie mogę przestć się dziwić :) :) Bardzo dziękuję, z przyjemnoscią wzięłam udział w tej zabawie.
OdpowiedzUsuńPieknie jak zwykle pokazujesz swój swiat.
Pozdrawiam serdecznie
Niesława
Jagodo, organicznie nie znoszę zimy.Brrr... Ale lubię ją tylko...u Ciebie!
OdpowiedzUsuńHafty kocham i wspaniałe pokazałaś. A koszula uratowana od zapomnienia wyszła spod Twoich rąk jak dzieło sztuki prawdziwe. Jesteś Mistrzynią!
Pięknie haftujesz swoje życie...
OdpowiedzUsuńLubię tutaj zaglądać... kolejna piguła Radości i Piękna. Karafka - ja spróbowałabym sól kuchenna, ryż i letnia woda...lekko potrząsać...może pomoże? Pozdrawiam z przeciwległego krańca Polski. Krystyna
OdpowiedzUsuńMagicznie wręcz w Twojej chacie! Hafty są przepiękne i jak to dobrze, że są jeszcze ludzie którzy podtrzymują tradycje regionalne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
W cudem ocalonej koszuli zakochałam się już jakiś czas temu, można powiedzieć, iż to taka kropka nad "i" salonu.
OdpowiedzUsuńCo do karafki, to miałam ten sam problem ze stareńką butelką, próbowałam octem, zeszło, ale nie do końca, resztę osadu usunął wspomniany Sansed, co prawda przeznaczony do usuwania kamienia i osadów z innych przedmiotów ;) ale w tym, jak i w wielu innych przypadkach okazał się nieoceniony.
Patrzę na zdjęcia i aż się chce dołączyć do Buby i Bezy :)
Pozdrawiam serdecznie.
Jagódko ja szklane starocie-karafki też- czyszczę roztworem soli (mocnym:)) który wlewam do szkła a potem wlewam trochę octu, wsypuję garść grubej soli morskiej i garść ryżu suchego i potrząsam aż do skutku...skutek może nastąpić niechybnie lub po kilkakrotnym wymianie czyszczącej mikstury...
OdpowiedzUsuńJak dobrze że ocalasz od zapomnienia te fragmenty przeszłości, ceni takich ludzi szczególnie!!!
Pozdrowienia dla WAS!:)
Hafty sa przepiekne. Na butelke wyprobuj ocet, sode albo...coca cole!!! Pa-Ag
OdpowiedzUsuńtabletki do czyszczenia protez podobno pomagają
OdpowiedzUsuńo w mordeczkę, udało mi się coś wygrać, niesamowite, dziękuje sierotce.
OdpowiedzUsuńPięknie pokazujesz swój świat, zaglądnełam raz po lekturze pewnej gazetki :o) i pozwolisz że zostanę, do usunięcia brudu, osadu z karafki gorąco polecam odkamieniacz KAMIX, efekt czystosci murowany pozdrawiam
OdpowiedzUsuńHej Jagódko:)
OdpowiedzUsuńPięknie u Ciebie, radośnie i twórczo:))
Zbieraj te hafty bojkowskie- może uda się zebrać w całość, wydać - by "ocalić od zapomnienia"?
Może pokażesz nam więcej...a my wyhaftujemy?
Pozdrawiam serdecznie,
Krysia.
Jak ja uwielbiam do Ciebie zaglądać i czytać Twoje posty:)Zawsze tyle radości:)
OdpowiedzUsuńZdjęcia są cudne, masz rację,że zwierzątka pałąją niesamowitym entuzjazmem, moje 3 koty są tak jak Twoje psy:)
Pozdrawiam ciepło Aga
Witaj Jagódko! Jak zwykle pięknie u Ciebie, podziwiam bojkowskie hafty i salon w promykach słońca :-) Fragmenty opowieści bojkowskich rozpaliły tylko moją ciekawość, która chyba pozostanie niezaspokojona; chyba, że podasz mi adres biblioteki i ściągnę sobie tą książkę w ramach wypożyczeń między-bibliotecznych; jestem pożeraczką takich perełek :)) Magda - od dwóch lat również bibliotekarka. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńKochana Jagodko na moje karafki najlepiej dzialaja skorupki jajek-2,3 sztuki plus odrobina ciepłej wody. Potem trzeba już tylko cierpliwię potrząsać, potrząsać.........Pozdrawiam Asica
OdpowiedzUsuńPS. Przytoczona przez Ciebie książka jest nie do zdobycia na zachodnich ziemiach ...
OdpowiedzUsuńJak mnie tęsknota łapie to wpadam do Ciebie, czytam oglądam i ... i tęsknię jeszcze bardziej:)(Ja ciągle marzę ...).
OdpowiedzUsuńByłam w Bieszczadach właśnie w taki piękny, słoneczny (zimowy) dzień ...
Cudowne zdjęcia!
Pozdrawiam
Danka
Myślę Jagodo, że ten opis imć Ossendowskiego - to wypisz wymaluj cała Ty! Może nie w hafty, ale we wszystko co Cię otacza wkładasz swoją duszę, przeżycia i dolę, podobnie jak Maciek. Serdecznie was pozdrawiam urodzinowo - blogowo! Ja też akurat dziś jestem jubilatką!!!
OdpowiedzUsuńP.S. Też spróbowałabym zwalczyć ten osad z karafki ryżem - na mój wazon pomogło, a jakiś domestos Bojkom nie przystoi! No może w ostateczności... ;-)
Magódko - psie zdjęcia w locie, ale jakie cudne - zwłaszcza pierwsze:).
OdpowiedzUsuńKoszula, wzory i sam haft - cuda, proszę Pani:):):)
Pozdrowienia serdeczne!
Jagodo, kiedyś kupiłam taką w Egerze. Była bardzo brudna. Mama mi podpowiedziała, że mam soli nasypać i małą ilość wody i potrząsać. Udało się. Ale nie pamiętam, czy w tej soli trochę nie postała. Ostatnio z ogrodu gałęzi sosnowych naniosłam, flakony mi zapaskudziły żywicą. Nic tego zmyć nie chciało, w przypływie rozpaczy wlałam do nich zmywacz do paznokci i szorowałam. Mogłam w sumie terpentynę. Ale kiedyś już i z terpentyną próby robiłam i na nic.
OdpowiedzUsuńUwielbiam to nasze zachodzące słońce wpadające do domu. Pewnie w pośpiechu robiłaś te zdjęcia, by zdążyć to uchwycić, nim słońce zaszło. Jeszcze raz dziękuję za wszystko :o)))
U Was w górach taki piękny śnieg! a nam się Norwegia roztopiła totalnie! choć my między górami mieszkamy, to jak zaczeło topnieć tak tylko gdzieniegdzie tylko został, a teraz -6 mamy, może zima wróci?
OdpowiedzUsuńNajlepsze życzenia z okazji 2 urodzin składam! bloguj nam Jagódko i pokazuj dalej Wasze życie, ciekawi Ci Bojkowie byli ale jeszcze ciekawsze jest to, że nie uciekacie od tego stylu i chcecie go troszkę pokazać w Waszym domku!
Pozdrawiam serdecznie z Norwegii :)
Ojej... ja zamiast uczyć się do egzaminu, zaczytałam się na Twoim blogu... :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło :)
znow interesujaca historia !
OdpowiedzUsuńco do karafki, moj malzonek jest milosnikiem czerwonego wina wiec czyszczenie karafki nie jest nam obce, nie bede oryginalna i powtorze to co inni juz wczesniej napisali , uzyj octu! ja dodatkowo wsypuje spora lyzke surowego ryzu , zalewam octem i energicznie potrzasam w kazdym kierunku, naprawde dziala !
Witaj :)
OdpowiedzUsuńCo do karafki, podgrzej ocet i wlej do karafki na noc, rankiem powinno już być po osadzie.Pozdrawiam i czekam na kolejne wieści z waszego cudnego zakątka. Neilii
myslę, że można zrobić decoupage na tej karafce :)
OdpowiedzUsuńWitam. W sprawie karafki; można do wody z płynem do naczyń dosypać ryż i potrząsać energicznie. Drugi sposób, chyba troszkę prostszy; wrzucić tabletkę do zmywarek i zalać ciepłą wodą. Powodzenia,
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Wiem coś o ataku psiej radości nieokiełznanej, szczególnie jak się ma dwa, na nasze panienki dobrze działa bardzo dłuugi spacer w zimie: my na nartach, one łapy z napędem 4x4, jak wracamy do domu chcą tylko spać :) Uwielbiam historie o życiu ludzi, którzy przed nami zamieszkiwali te chałupy, u Was Bojkowie, u nas Kliszczacy. Ja też mam w planie odtworzenie miejscowego stroju dawnego Kliszczaka, starego niestety nie posiadam, rozpytywanie we wsi nie przyniosło żadnego rezultatu. Piękna jest Wasza chata, pozdrawiam serdecznie Wszystkich mieszkańców Magody z ośnieżonej Jaworzyny.
OdpowiedzUsuńWitaj, Jagodo. Przepiękne są te hafty, a wyszywane były bez żadnych szablonów, wzorów, to co serce podpowiadało. Posiadam "rucznyk", haftowany czerwono-czarno, szeroki na metr pas haftu z jednego i drugiego końca, wyrwałam go od koleżanki, bo dostała go w prezencie i nie wiedziała co z nim zrobić w swych wielkomiejskich wnętrzach. Piękne są cerkiewki bojkowskie, ale i pogórzańskie również, trafiliśmy kiedyś do Chyrzynki, a tam cerkiewka /dobrze, że dach nie przecieka/, opuszczona, a tam na ścianach malowidła przepiękne, nie zniszczone, brodaci święci milczą.
OdpowiedzUsuńJagodo miła, tak sobie myślę, skąd wzięła się Wasza Paraskewia, po korekcie granic w 1951 tereny wróciły wytrzebione ze wszystkiego, ludzi, zwierząt, lasy wycięte w pień, może wiesz coś o tym, jeśli możesz, opisz to. Patrząc na fotografie wyżej, czuję dym buczynowy, snujący się z kominów, nie taki węglowy smog. Pozdrawiam serdecznie "zakręcona Pogórzem" Maria z Pogórza Przemyskiego
I co ja mam napisać jak kobitki już wszystko wpisały. To tylko och, ach,och,ach. Anka krakowianka
OdpowiedzUsuńJagodo na pewno podziała ryż+ciepła woda i potrząsanie, o skorupkach jajek też słyszałam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
na pewno działa ryż + ciepła woda i potrząsanie. O skorupkach jajek też słyszałam
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Zdjęcia są fantastyczne i doskonale oddają radość Waszych suń. Znam to ciągłe przysuwanie się psiego ciałka, by poczuć bliskość człowieka. Swoją drogą, to bardzo przyjemne uczucie wiedzieć, że takie stworzonko szczerze i bezinteresownie cię lubi...
OdpowiedzUsuńHaft bojkowski na wzorniku jest rewelacyjny, tak zresztą, jak posty, które piszesz. Czyta się je z wielką przyjemnością.
Pozdrawiam...
Witaj Jagodo; potwierdzam skuteczność skorupek od jajek, wiele szlanych rzeczy tak doszorowałam. Nawet takich gdzie rękę można było wetknąć bez problemu to "telepanie" ze skiorupami dało najlepsze rezultaty. Ryż też może dobry, choć na zdrowy rozum skorupki chyba skuteczniejsze.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, zazdroszczę szalonych ataków BB, Dorota
Kochana Jagódko,
OdpowiedzUsuńTwoje słowa zawsze powodują uśmiech na mojej twarzy. Delektuję się każdym słowem Twoich postów zwłaszcza w tak smutnym okresie jak zima (piszę smutnym, bo nasza zima - miejska - jest okropna).
Całuję, tęsknie, pozdrawiam
Droga Jagodo, jak zwykle posta przeczytałam jednym tchem. Zdjęcia powodują, że tęsknię za Bieszczadami. Hafty piękne i proste jak tamtejsza ziemia i ludzie. A co do niekończącej się radości ciągłego okazywania miłości przez Goldeny, to nie mogę Ci dać żadnej praktycznej rady, poza jednym stwierdzeniem: PRZYWYKNĄĆ :) Moje kochane retrieverki tez nigdy nie przestają się cieszyć. Czasami to bardzo męczące ale przeważnie bardzo miłe. Frajda zawsze dotąd skacze na powitanie aż mnie poliże po policzku czy uchu. Nie udało mi się jej tego oduczyć. Za to Chaos który jest flat coated retrieverem z racji przynależności do tej rasy nigdy nie przestaje machać ogonem. Nawet kiedy śpi a ja się poruszę, coś powiem czy zrobię zaraz macha. Znam ten odgłos walenia ogonem, zwłaszcza o drewnianą podłogę.
OdpowiedzUsuńKocham moje psy własnie za ta bezinteresowna miłość i radość.
Pozdrawiam Cie cieplutko
Trafiłam na twojego bloga kilka dni temu i już jestem w nim zakochana! Jak pięknie u Was! Odratowana koszula to mistrzostwo świata! Dziękuję, że pokazałaś zdjęcia tych cudnych haftów! Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńz Sposób na umycie karafki nalazłam w sieci, podobnie zresztą robiła moja babcia, po której mam taką karafkę i muszę sama ją doczyścić do połysku. Nie używam, bo ma tylko pół nóżki i sama stać nie chce, ale może przecież leżeć i błyszczeć :))
OdpowiedzUsuń"Najwięcej kłopotu sprawia mycie kryształowych karafek, w których na dnie pozostał osad po starej nalewce. Należy wówczas zagrzać w rondelku 1 łyżkę winnego octu, dodać 1 łyżeczkę soli kuchennej i trochę pokruszonych skorupek z 1-2 jajek. Przestudzić, wlać do karafki i energicznie potrząsać. Wylać i obficie płukać pod bieżącą wodą. Jeśli ślady po alkoholu nie są zbyt zastarzałe, można do karafki wrzucić trochę drobno pokrajanych obierzyn z ziemniaków, dodać popiołu drzewnego, np. zabranego z ogniska na biwaku, zalać wodą i potrząsać. Płukać wielokrotnie, wylewając wodę razem z obierzynami"
Przepiękne te hafty, Magodo!
A co do psiej radości - muszę nagrać mojego Czesia, jak się wije na widok człeka. No po prostu boki zrywać :))) Że też my ludzie, tak rzadko potrafimy okazywać całym sobą radość z życia, nie mówiąc już,że na widok cudzej radości niektórych aż świerzbi, by ją zatruć...
Nasycona Waszą radością wracam do prac domowych z taaakim uśmiechem :)))
Lewkonia
wielokrotnie słyszałam o czyszczeniu wazonów tabletkami do czyszczenia sztucznych szczęk - corega tabs - na pewno nadają się do produktów mających kontakt z żywnością :)
OdpowiedzUsuńMaria przypomniała mi zapach dymu z wypalarni węgla drzewnego. Jadąc W Twoją stronę, znam każde miejsce, gdzie takie wypalarnie się znajdują (przy drodze oczywiście, bo w lasy się nie zapuszczałam dalej niż na Pogórzu) i z dala wypatruję, okno w aucie otwieram, by to poczuć. Raz tylko zapach ten mnie drażnił. Kiedy byłam z Amelią w ciąży. Wtedy też spędziliśmy kilka dni w Mucznem. Był bardzo mroźny luty, biała zima. Tylko tam u Ciebie noc jest czarna jak smoła. A gwiazdy... ach.
OdpowiedzUsuńBuba, Beza - czysta radość istnienia!
OdpowiedzUsuńJuż się cieszę....
Uściski :)
u Ciebie jak zawsze wszystko piękne: zwierzaki, krajobrazy, hafty i opowieści!
OdpowiedzUsuńja do czyszczenia używam octu i ryżu - zawsze skutkuje. Najpierw zalej na jakiś czas ocetem, a potem wsyp ryz i potrząsaj, az będzie czyste.
Ha! Hafty piękne, kocham hafty. Bo karafki to dobrze ciepły ocet z solą, do tego wsyp sodę oczyszczoną 0 tylko uważaj, pierwsza reakcja jest dość burzliwa, całość może wyleźć z karafki. ;)
OdpowiedzUsuńZimy zazdroszczę dziko, u nas nijako. No i pozdrawiam serdecznie, a szczęśliwym zwyciężczyniom gratuluję, bo jest czego. Szczęściary jedne... ;))
Moje babcie do mycia butelek używały wspomnianych już skorupek jaj, a latem - pokrzyw (wiem coś o tym, bo to ja potrząsałam skorupkami albo wierciłam chwastami, preferowałam skorupki).
OdpowiedzUsuńPodpatrzyłam, jak młode Ukrainki (z tych przesiedlonych na północ lub zachód) ratują koszule po babkach i prababkach: wycinają harf z podartej koszuli ok. 1 cm od brzegu i naszywają na nową, identycznie uszytą - tylko o podobne płótna trudno.
Przyłączam się do próśb o zdjęcie Maćka w wersji etno.
Pozdrawiam znad morza, Ewa
Bardzo lubie Twoj blog, Twoje zdjecia, Twoj entuzjazm do wszelakich robotek. Zagladam i czekam niecierpliwie na nowe posty. Pewnie jest to zwiazane z faktem, ze moje zainteresowania sa bardzo podobne do Twoich. Zachwycil mnie opis Bojkow i ich sztuki haftu, wlasnie wrocilam z Portugalii, gdzie ciagle jeszcze celebruje sie takie umiejetnosci jak haft, szydelkowanie i robienie na drutach, takze wyrazanie uczuc i emocji za pomoca tych prac. Piekne sa lenco dos namorados, ktorymi kobiety obdarowywaly swoich mezczyzn, by wyrazic swoje uczucia, nie tylko wyhaftowanym obrazkiem ale takze odpowiednim tekstem.
OdpowiedzUsuńSama mieszkam w Wenezueli i w Warszawie, wlasnie w Andach mam dom na zapadlej wsi, w ktorym harcuja dwa psy, jeden to wlasnie golden..widzac Twoj blog mam ochote zalozyc moj, wlasnie wyjezdzam do andyjskiego domu, pewnie tam zaczne moja andyjska historie..pozdrawiam bardzo serdecznie grazyna
Jagódko droga, czytamy Cię w miarę na bieżąco. Trzymamy paluchi przeciwstawne za budowanie formy na Kilimandżaro. Wiola paraduje na wszelakich imprezach, gdzie blac tie nie jest wymagany w pochodzącej od Ciebie koszulinie, więc uczucie do haftu bojkowskiego, wręcz na piersi nosi.
OdpowiedzUsuńJa zaś muszę do nóg Twych paść z okazji za Twój "gust niszowy" boć to przecie perła tak w słowach jak i realizacji.
Wiola i Waldek z Wałbrzycha
Buba i Beza...słodziaki dwa:))
OdpowiedzUsuńZainetresowałaś mnie tym dżemem z marchwi,poszperałam w necie i już wiem co będę w weekend robić :)) dobry pomysł,bo dżemy się kończą a nie ma z czego za bardzo teraz robić :))
Bardzo jestem ciekawa jak się czyszczenie karafki udało. Może relacja przed i po?
OdpowiedzUsuńPiękne fotki z pieskami ,taka biel, przestrzeń i radość życia z nich bije
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy serdecznie
www.kobiecepasje.pl
Dziękuję za piękne zdjęcia i opisy. Książka bardzo mnie zainteresowała. A karafka to wlać trochę octu tak na 1 - 1,5 cm pomoczyć ścianki i po jakimś czasie np. 5 min wsypać surowy ryż i energicznie potrząsać w różne strony. Czasem wystarczy raz a czasem trzeba powtarzać procedurę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie Danuti43
Dziękuję za podanie sposobów na reanimację karafki. Wypróbowuję po kolei :) Na razie jest poprawa ale jeszcze osad się trzyma.
OdpowiedzUsuńAnno, Gosiu - przepis na dżem z marchewki i inne przetwory są na blogu. Kliknij na bocznym pasku na etykietę "Przetwory".
Maciek przeciwko sesji w stroju bojkowskim stawił energiczny odpór - nie będzie!
Kinga - moje gratulacje!!!
Magda - polecam bibliotekę w Lutowiskach, ale na razie książka jest u mnie - trudno się rozstać.
Dorota - łapanie słońca to moje ulubione zajęcie! Pozdrawiam serdecznie!
Natalia zamiast czytać tu głupoty - do książek proszę!
Zawadka - Wasza chata równie piękna jest! Uściski!
Mario z Pogórza - tego rucznika to Ci zazdroszczę - miałam kiedyś taki w rękach - cudo!
Nuleana - ja też tęsknię!
Brigitta - witaj!
Dom pod sosnami - uściski kochana!
Grażyna - dom pod Andami? Koniecznie pisz o tym! Wyprawa w Andy to moje wielkie marzenie. Pozdrawiam serdecznie!
Wiola, Waldku - jak miło Was tu widzieć. Tęsknimy!!!! Pozdrawiamy!
Dziękuję w imieniu piesków za wszystkie serdeczności i pozdrawiam cieplutko!!!! Wszystkich!
Zalac mocnym roztworem octu z woda, niech tak postoi i skruszeje, dosypac ziaren jeczmienia (moga byc inne ziarna np ryz )i powstrzasac - najlepszy stary galicyjski sposob na brudne butelki itp .
OdpowiedzUsuńBieszczady przeurocze, jak zawsze zreszta.
Pozdrowienia z krainy rowniez mocno dzisiaj zasypanej!
Jagodo droga, do karafki wlej coca coli - to paskudztwo wyżre wszystko. Czyszczę tym moje sztućce i wszystko inne w kuchni, czego normalnymi środkami wyczyćcić się nie da:)
OdpowiedzUsuńMój Orion też liże. Bardzo dokładnie i z wielką radością na psim pysku. Tak więc myślę, ze Twoje psiaki po prostu starszliwie Cię kochają:) Pozdrowienia z Poznania.
Uwielbiam patrzeć na zdrowe, radosne, szalejące, szczególnie na śniegu psy. Twoje są wyjątkowo piękne tylko należy się cieszyć z ich znakomitej formy. To kochane i szczęśliwe zwierzęta bo mają kochanych i szczęśliwych właścicieli.
OdpowiedzUsuńOczywiście zaliczam się do wielbicieli bojkowskiej chaty i czekam z ciekawością na niespodziankę.
Obejrzeć Pana Maćka w bojkowskich szatach byłoby nadzwyczajnym przeżyciem dlatego trochę szkoda.
Haft bojkowski nadzwyczajny bo niezbyt ekspansywny i przez to pięknie prezentujący się na jasnych koszulach.
Urzekające są Wasze wspólne pasje to naprawdę nie takie częste w związkach.
Przy okazji zapisałam niezwykle liczne szklane porady, Twoje czytelniczki są naprawdę fantastyczne. Ja robię dżemy dyniowe i wykorzystuję je m.in. do domowych budyniów i kisieli. Zuza
Proszę spróbować nasypać do środka karafki ryżu, trochę wody i dobrze "trzepać". A może soda z octem? To podobno środek na czyszczenie wszystkiego. Bardzo dziękuję za możliwość zaglądania na wspaniały blog - jesteście cudowni, łącznie z Waszymi zwierzakami. Zdjęcia są przepiękne. Pozdrawiam. Stenia
OdpowiedzUsuńme encanta el bordado tradicional de tu pais... unas fotos de estas labores impresionantes. La de los perros corriendo en la nive también me han gustadomucho.
OdpowiedzUsuńGracias por enseñarnos cosas tan entrañables, un saludo y feliz fin de semana
Begoña
Witaj Magodo!dużo jest porad na temat czyszczenia szkła, ja też mam ulubione stare karafki o kształcie kuli z wąska szyjką i nijak nie mogłam ich doczyścić. pomógł mi cilit bang, pomarańczowy, ten do kamienia. wpryskaj tego dużo do srodka, tak, żeby całe wnętrze było mokre, od czasu do czasu wstrząśnij, i tak przez kilka godzin. potem wrzuć do srodka ziemniaka nieobranego, pokrojonego na małe kostki i wstrząsaj tak, zeby poocierały się o brzegi. po wypłukaniu zobaczysz, czy to nalezy powtórzyć. ja swoje doczyściłam. powodzenia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam dwunożne i miziam czteronnożne.
ania
U mnie osady z trudno dostepnych miejsc w szklanych pojemnikach usuwało się tak: wsypać garść ryżu surowego, zalać wodą i wstrząsać. Zawsze schodziło wszystko. Tylko czasem trzeba długo wstrząsać. Pozdrawiam z Neapolu, Lena
OdpowiedzUsuńWielka szkoda, że te fotografie są nieruchome, bo NAWET (tu kładę akcent!:)) Pani mistrzowski opis psiej radości nie jest w stanie w pełni oddać tego najpiękniejszego na świecie zjawiska przyrodniczego... myślę, że koniecznie trzeba wynaleźć i zastosować w praktyce sposób na jego określanie - sformułować jakieś wzory, ustalić jednostki etc., np. psi entuzjazm możnaby mierzyć w bezach/sekundę, a psią radość w bubach na metr kwadratowy...
OdpowiedzUsuńPani Magodo, bojkowskie anegdoty znakomite!!! ... a muszę się przyznać, że pasjami (a raczej cięgiem) lubię czytać takie jak te perełki ludowego humoru i jeśli wolno, zaprezentuję poniżej jedną z moich stron:
Na weselu u biednej kaszubskiej rodziny przygrywał tylko jeden muzykant i w dodatku wciąż tę samą melodię. Zniecierpliwieni gospodarze postanowili wreszcie zainterweniować:
- Władis, zagri że w kuńcu co inszigo ...
(Władek, zagrajże w końcu coś innego...)
- Dita mie płeku bo jiś to zabucia!
( Dajcie mi spokój, bo jeszcze i to zapomnę! )
Nooo ... ale jak to mówimy na Kaszubach: ''To dy ledzi i muzikańtów'' (Na świecie są ludzie i muzykańci)
Pozdrawiam, wicesołtys Bronisław
witam, doczytałam,że juz o ryżu i occie dziewczyny pisały, ale ja kiedyś w programie o sprzataniu usłyszałam o czyszczeniu kamienia i zacieków - tabletkami do czyszczenia protez, może warto sprobówać :)
OdpowiedzUsuńMiałam małe zaległości w czytaniu Twoich postów Jagódko, więc właśnie nadrobiłam lekturę :) Dziękuję za tyle pozytywnych wrażeń przy południowej kawce :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło :)
Przypuszczam, że otrzymaliście wiele wyróżnień, ale nie mogłam się oprzeć, żeby nie przyznać takiego od siebie. Ten blog jest cudowny!
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia , pieski w śniegu jak dwa żywioły .
OdpowiedzUsuńHistoria powstawania haftów bardzo ciekawa , a wzornik bardzo mi się podoba , taki radosny .
Pozdrawiam -Yrsa
P.S.
Do octu można dodać sody oczyszczonej , a do szczególnie upartych osadów lub zabrudzeń stosuje ocet z dodatkiem cif-ultra withe
Chyba nie ma takiego czy takiej,komu Bojkowa by sie nie podobala!czekam z niecierpliwoscia i serdecznie pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMagodo droga, trudno mi wyrazić, jak wiele ciepła i radości mi dajesz swoim blogiem. Zanurzam się w twój świat i robi mi się błogo i radośnie na duszy. To się chyba nazywa uroda życia...
OdpowiedzUsuńI MARZĘ, MARZĘ o tym ,żeby kiedyś być u ciebie naprawdę. Na razie z powodów zdrowotnych to niemożliwe, ale nie tracę nadziei, że może kiedyś się uda.
Radość psia nie do przecenienia, mój właśnie wisi nade mną z kółeczkiem w pysku...
Gorąco pozdrawiam
Mika
Witaj Magoda, zapomniałam napisać, że specjalnie ze względu na Ciebie kupiłam Werandę Country i mimo, że zdjęcia znam z netu, na papierze mają swój urok dodatkowy. Klimatycznie u Ciebie bardzo! Posyłam serdeczności
OdpowiedzUsuńWitam, piekny ten blog tak jak piękne są Bieszczady.
OdpowiedzUsuńMam pytanie: czy ten łapacz snów jest do kupienia? Jeśli tak to gdzie?
A może do zrobienia? Jeśli ta-to w jaki sposób?
Jest bosko intrygujący
Zapraszam po wyróżnienie
OdpowiedzUsuńPieski szczęsliwe, widac dobrze im z Wami:) Hafty cudne, lektura bloga przyjemna do poczytania, a i oko jest czym nacieszyc! Chciałabym swoja skromną osobą przyznac Chacie Magoda wyróżnienie!Zapraszam po nie do siebie.Pozdrawiam serdecznie:).
OdpowiedzUsuńPani Jagodo, podobno najlepszy jest ryż z wodą, albo tabletki do mycia sztucznych zębów
OdpowiedzUsuńHmm... rzeczywiście: DŁUGI POST (długo się trzyma na czołówce)... ale chyba nie każe Pani publiczności czekać na następny do WIELKIEGO POSTU???
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, wicesołtys Bronisław
Wasz dom jest niesamowity, czy raczej, to, co z nim zrobiliście. Z domem i otoczeniem. Kiedy oglądam początkowy film, za każdym razem mam wrażenie, jak bym cofnęła się w czasie w jakieś nieokreślone bliżej miejsce. W czasy, kiedy człowiek żył w zgodzie z naturą i choć ciężkie było to życie, to spokojniejsze i łagodniejsze. Muzyka wmontowana w filmik jest tak wzruszająca, że jakaś tęsknota wyciska mi łzy z oczu. Ogrom pracy i niesamowite efekty-gratuluję z całego serca:)
OdpowiedzUsuńWłaśnie rozpoczęłam przygodę z Waszym blogiem, z Waszym życiem, z Waszą absolutnie kapitalną chatą, z marzeniem Waszym ucieleśnionym. Trzymając kciuki za dalsze plany i ozdób maleńkich produkcję, pozdrowienia zasyłam, jeszcze z Warszawy, potem z Niemiec a to tylko po to żeby finalnie na dalekim południu naszej Polski zamieszkać. Zapraszamy do NAS :-)www.naszapolana.blogspot.com
OdpowiedzUsuńZawsze chetnie zagladam na Twojego bloga, i zawsze czytam posty do konca zachwycajac sie krajobrazem no a przede wszystkim piesiami :) sa takie slodkie ze chetnie bym je wytarmosila:) to bardzo dobrze, sa radosne, wiedza ze nie nalezy sie smucic tylko cieszyc!
OdpowiedzUsuńCo do karafki, ja mam pelno w Polsce i pamietam ze sparzalam je octem, byly prawie jak nowe.
pozdrawiam
Pysznie wyglądają te nalewki, w sam raz na taką pogodę jak teraz;)
OdpowiedzUsuń