Pasztety "w moim życiu" zaczęły się od... no dobrze jako ludzka pani aby nikogo nie zamęczyć, cofnę się tylko o półtora roku. Bo wtedy właśnie rzuciłam palenie a na mnie rzuciły się kilogramy. W dużych ilościach! Przez rok narzuciło się ich kilkanaście, gdyby nie szmateksy to latałabym z gołym (za to wielkim ) tyłkiem bo wyrosłam ze wszystkiego. No coś trzeba było z tym zrobić.
Kiedy się na coś uprę to nie ma litości a tym razem się uparłam, że te kilogramy narzucone zrzucę.
Zaczęłam pić soki owocowo-warzywne, które sobie produkowałam na sokowirówce. Jednak sprzęt ów mam byle jaki i także samo byle jak wyciskający, mało soku, dużo wilgotnej warzywnej pulpy.
Trochę mi było tej pulpy żal wyrzucać i tak wymyśliłam, że można z niej robić pasztety!
Pomysł sam w sobie okazał się genialny ponieważ baza pasztetu jest już gotowa, do niej dokładam co tam mam w lodówce: brokuły, kalafiory, marchewkę, seler, pory, jajka, pieczarki lub inne grzyby, paprykę, cebulę. Niekoniecznie wszystko na raz. Oczywiście niektóre z powyższych podgotowane do stanu aldente. Gotuję również soczewicę, która się fajnie przeciera, mieszam to wszystko co mam, dodaję dwa, trzy surowe jajka, tartą bułkę - pół szklanki, czosnek, podlaską przyprawę do pasztetów (jak ktoś nie ma, to dobre będzie, to co się lubi), sól, pieprz, gałkę muszkatałową. Jak ktoś lubi na pikantnie - nie ma przeszkód. Ja lubię wyraziste smaki, przypraw nie żałuję. To wszystko wkładam do formy typu "keksówka", przykrywam folią i na 40 minut wkładam do rozgrzanego, do 180C piekarnika.
Pasztet pyszny jest na ciepło jako danie obiadowe i na zimno. Lubię go z tartym chrzanem, z żurawiną na przykład, z surówkami, sałatą, popijając sokiem.
A dodatkowym bonusem jest 7 kilogramów, które powędrowały do bardziej ich potrzebującej osoby.
Soki robię z marchewki, selera, buraków, jabłek... co kto lubi.
Jak jesteśmy w kuchennych tematach to chcę pokazać moje ukochane zdjęcie, znalezione gdzieś w internetowych odmętach, bez podania adresu autora tegoż (tłumaczę brak bo nie znoszę złodziejstwa zdjęć w sieci). Oto ono:
Dziś od rana mieliśmy Armagedon.
Zacząć należy od tego, że mam genetyczny defekt, polegający na niemożności utrzymania porządku w domowej dokumentacji. Owa niemożność podlega pod kategorię "Absolut". Z wiekiem mi się pogłębia. Mam granitową pewność, że konieczność posiadania, przechowywania, okazywania i dostarczania różnego rodzaju dokumentów, jest współczesnym rodzajem niewolnictwa i gnębieni jesteśmy przez rządy i urzędy jak chłop feudalny w średniowieczu! Maciek wraz z przyjaciółmi od pół roku z okładem planuje off-road'ową wyprawę do kraju ościennego, gdzie - by wjechać, potrzebuje paszportu. Maciuś jest jeszcze bardziej dotknięty powyżej omówioną genetyczną skazą, ponieważ mimo, że wyjazd jest za dwa tygodnie do dziś nie pomyślał nawet o tym aby sprawdzić, czy ma ważny paszport. Pomyślałam o tym przez kompletny przypadek ja. No i się zaczęło szukanie paszportu! Po godzinie oboje siedzieliśmy na podłodze w stertach! papierów i płakaliśmy ze śmiechu. Paszport znalazł się po kolejnej godzinie, okazało się, że już stracił ważność. Kilka telefonów i byliśmy w posiadaniu wiedzy, że wyrobienie nowego paszportu to minimum dwa tygodnie oczekiwania pod warunkiem, że wniosek złożony zostanie w Rzeszowie (dla tych,ktorzy myślą, że Rzeszów jest stolicą Bieszczadów: do miasta tego pięknego mamy ponad 3 godziny w jedną stronę, naszym autem). Pojechał Maciek sprawy załatwiać a ja zostawiając górę dokumentów na środku pokoju uciekłam z psami na spacer:
Od kilku dni można czytać, oglądać, podziwiać! kolejny numer internetowego czasopisma naszej blogowej koleżanki Green Canoe. Z Asią znamy się od czterech już lat, spotkałyśmy się również w świecie realnym w naszej chacie, w Bieszczadach, polubiłyśmy się i przegadałyśmy przez telefon już setki godzin. Myślę, że to nie było nasze ostatnie spotkanie (prawda Asiu?). W tym numerze jest także o nas: Jagodzie i Maćku. Zapraszam!
To wszystko. Żegnam się ciepło i życzę smacznych pasztetów!!!
A wiesz, że to sprytny pomysł z tymi pasztetami?
OdpowiedzUsuńNa pewno wypróbuję! I uściski najserdeczniejsze zostawiam! :)
No wiem :))) Pozdrawiam kochana!!!
UsuńDziękuję bardzo za przepis, to ja tak wczoraj męczyłam o niego na facebooku:-)
OdpowiedzUsuńPonieważ mam zamiar też zgubić te nadprogramowe kg to bardzo chętnie skorzystam:-)
I za artykuł w Green Canoe dziękuję, już pisałam czemu...
Pozdrawiam ciepło!
Olu - powodzenia! Kciuki trzymam!
UsuńJak miło jest widzieć na moim prawym pasku, że w Chata Magoda jest POST :) Cieszę się wtedy jak dziecko, no co poradzę? Tak mam:) Mam też nadzieje, że Twojemu Maćkowi uda się wyrobić paszport na czas. Pasztet super, muszę też zrobić podobny :) Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńDziękuję i bardzo mocno pozdrawiam!
UsuńBędę musiała przy najbliższej okazji wypróbować ten przepis. Mam nadzieję, że paszport będzie na czas. Z tymi papierami to ja mam podobnie, dobrze, że mąż mój umie to ogarnąć. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńTo dobrze, że przynajmniej jedno z Was to ogarnia.U nas każde szukanie byle świstka to dramat:))) Pozdrawiam serdecznie!
UsuńWpadasz raz na przysłowiowy ruski rok, raczysz nas opowieściami (trzema tylko: pasztet, papiery i GC Style) niczym tornado północnoamerykańskie i ...znikasz. Czas to zmienić kochana Jagodo:)Jako stała od dawna podczytywaczka i niedoszła właścicielka stada kóz stanowczo domagam się WIĘCEJ i CZĘŚCIEJ!!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!!!
UsuńMmmm... Ale apetycznie wygląda ten pasztecik! Koniecznie muszę spróbować.
OdpowiedzUsuńZdjęcie piesów cudne! Musze zrobić kiedyś fotkę moim kotom i psu jak robimy coś w kuchni :)
Trzymam kciuki za szybkie wyrobienie paszportu.
Uściski dla Was i głaski dla futrzastych.
No tak, u Ciebie w porze karmienia chyba podobnie :))) Uściski ślę!!!
UsuńMam i ja gdzieś w czeluściach piwnicy rodziców taka PRLowską sokowirówkę, chyba więc skorzystam! Bardzo jestemn ciekawa jak smakuje takie cudo :) Może ciężko bedzie w to uwierzyć, ale wczoraj sama postanowiłam się przebić przez złogi papierów zalegających po segregatorach ;) Poległam! Rozumiem więc jak najbardziej chęć ucieczki, szczególnie, że tereny do uciekania macie tam taaakie piękne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie, Pełnoletnia ze Skarpy :)))
Dużo ciepełka ślę na Skarpę!!!
UsuńOoo, te papiery mają szczególną moc chowania się także przede mną:) Złośliwce! A kilogramy nie chcą odejść mimo żmudnego kosztowania ciast (bo przecież byle czego ludziom nie podam-trzeba spróbować:)) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńPrzepis na pasztet (i schudnięcie, które by mi się przydało) świetny! Na pewno go wykorzystam.
OdpowiedzUsuńA co do ton papierów zewsząd otrzymywanych, to na pewno masz rację. To współczesne niewolnictwo!
PS. Jak zawsze miło do Was zajrzeć :)
Zawsze miło Ciebie gościć!
UsuńOooo, te papiery przede mną też się chowają, złośliwce jedne!!! A kilogramy nie chcą zniknąć mimo mozolnej pracy - próbowania ciast(przecież byle czego ludziom nie podam:))Nie pojmuję:)
OdpowiedzUsuńPrawda? To pojąć wręcz niepodobna :) Pozdrawiam!
Usuńosobiście jadam nawet dosyć często pasztet z selera... jest świetny bo... smakuje jak mięso... nie jedną osobę już na to naciągnęłam... hihi
OdpowiedzUsuńczas najwyższy zrobić coś innego czyli Twój Jagódko przepisik wezmę w swe ryzy ... tym bardziej, że niestety dupsko mi rośnie mimo, iż nadal palę ... i chyba tak zostanie bo życie płata mi figle i moja droga wciąż jest kręta ! jako, że jestem Podlasianka z krwi i kości ... przyprawę posiadam !
co do papierzysków to mamy coś wspólnego... właśnie hm... ' zchrzanił' się mi piec i ... niestety czeka mnie przewalańsko sterty papierów - czego nie lubię robić ...
jak zwykle piekne foty nam serwujesz !
no to do następnego razu ...
pozdrawiam cieplutko bo na Podlasiu zimnisko okrutne
Podlaskie przyprawy są rewelacyjne! Serdeczności ślę!
Usuńteż wyciskam sobie takie soki i też mi zawsze żal wywalać te wiórki, ale nigdy nie wpadłam na to, żeby zrobić z nich pasztet. Dzięki za pomysł!!! a jeśli jeszcze przy okazji kilogramy pójdą precz, to będzie to prawie jak odkrycie Ameryki :)
OdpowiedzUsuńŻeby zrzucić, musiałam jeszcze słodycze porzucić :)Powodzenia!
UsuńZ tymi słodyczami to niekoniecznie. Ja z takich wiórków produkuję dietetyczne muffinki :-)
UsuńPrzepis tutaj http://www.lifeiscool.pl/wiosenne-babeczki-marchewkowo-buraczane/#more-365
Pozdrawiam i proszę o nowe posty.
Dziś w necie znalazłam fajny żarcik - "jestem na trzech dietach , bo jedną się nie najadam". Obawiam się ,że jak pasztet smaczny , to ciężko będzie poprzestać na małych ilościach ale skoro mówisz ,że 7 poszło sobie gdzieś , to mnie przekonuje. Złodziejstwa zdjęć też doświadczyłam na własnej skórze . Przykre to ale czuję się bezradna.Dobrze ,że mi przypomniałaś tą swoją historyjką o paszporcie ,bo też mi "wyszedł".Sniegu już wszyscy chyba mają dość,chociaż zima w Bieszczadach czarująca. Ciepło pozdrawiam
OdpowiedzUsuńRównież z nadzieją na wiosnę ślę pozdrowienia!
UsuńFajny ten pasztet. Ja robiłam też z 'resztek' rosołowych, bo szkoda mi było wyrzucać tych selerów czy pietruszek:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
UsuńFotka pieskowa mnie zachwyciła, rozumiem Twoje uwielbienie dla niej:)
OdpowiedzUsuńMówisz, że pasztecik + soczki i 7 kilogramów mniej? Cóż, warto spróbować, oj warto, zwłaszcza, że paskudne pogodowo święta odłożyły się w fałdkach, niestety:(
Zerknęłam do mojego paszportu, bo ziarno niepokoju zasiałaś, ale do 2020 mam spokój:) Ale gdy wspomnę sobie to wyczekiwanie na numerek, to zdjęcie robione 3 razy, to nie zazdroszczę. Trzymam kciuki, aby było gładko i szybko:)
Już dawno chciałam zapytać o pewną rzecz. Czy możesz zdradzić jakim aparatem robisz fotki? Są...zachwycające, przecudne i niezmiernie mnie
urzekają. Oczywiście oko i sprawność fotografa to równie ważna sprawa, ale dobry sprzęt też fajnie mieć:) Zaglądam tu z wielką przyjemnością:) Pozdrawiam cieplutko, znad morza, z drugiego krańca Polski, gdzie dziś czuć wiosnę.
Aparat to Nikon d90. Pozdrawiam równie serdecznie!
UsuńTak właśnie podejrzewałam:) To moje marzenie. Na razie mam D5000. Może kiedyś dorównam Ci w jakości fotek, a na razie cieszę oczy Twoimi. Są naprawdę fantastyczne. Ale i miejsce magiczne. Życzę Wam, aby szczęście zawsze gościło w Waszym raju, a problemy pozostawały za progiem.
UsuńPozdrówka:)
Aaaaa ... wiesz co, uzależniłam się .. i to bardzo szybko ... od Twojego bloga ... Uwielbiam Cię czytać! A co do przepisu, to świetny pomysł, muszę spróbować :))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Usuńprzepis bardzo mi się podoba i NA PEWNO go spróbuję :)
OdpowiedzUsuńJa z kolei mam taki defekt, że papiery mam zawsze na miejscu, bo jeśli nie wiem, gdzie co mam, to jestem chora. Ale taki porządek trzymam tylko w wydatkach i papierach :))) Reszta toczy się własnym życiem i chadza własnymi ścieżkami, dla mnie często tajemniczymi
Te własne drogi dokumentów doprowadzają mnie do rozpaczy, dlatego staram się mieć z nimi jak najmnejszy kontakt :) Pozdrawiam!
UsuńMuszę spróbować taki pasztecik upiec,nawiasem mówiąc u mnie w dokumentach to samojak coś potrzebne to godzinka z głowy żeby to znaleŻć.Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
UsuńDawno cię nie było i nie powiem, brakowało. W tym czasie nawet bloga założyłam więc oficjalnie zapraszam:)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia z mazowsza
Pozdrowienia z Bieszczadów!
UsuńJagodo kochana...to ja tylko musze maszynke sobie sprawic bo mojej ostatniej serducho wysiadlo i juz robie ten pasztet bo brzmi smakowicie!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie
pa!
Tylko tę maszynkę kup tanią bo te drogie porządnie wyciskają sok i pulpa jest sucha. Powodzenia!
UsuńJa rowniez nie lubie, jak cos sie marnuje. Swietny pomysl z tym "zuzyciem" warzyw! Uwielbiam pasztety (wegetarianskie) i czesto u nas w domku rusza produkcja :)
OdpowiedzUsuńOd razu nacieszylam sobie oczy Twoimi zdjeciami :)) naprawde mozna sie uzaleznic, pozdrawiam!
Ja również pozdrawiam serdecznie!
Usuńz pasztetem super sprawa w lecie dodaje cukinię a na jesieni dynie i jest wspaniały, dziękuje bardzo i cieszę się, że napisałaś, śledzę Ciebie teraz na facebooku i cieszę się, że jesteś
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i ciebie i Maćka, paszport dzisiaj odebrałam, potrzebne jest 1 zdjęcie amfast bez żadnych upiększeń i stary paszport koniecznie ten nieważny aby nie jeździć na próżno a do tego dowód osobisty
pozdrawiam
j
Jadwigo kochana witaj! Już dzisiaj Maciek w Rzeszowie złożył co trzeba, teraz z obawą oczekuje czy Urząd się wywiąże :)
UsuńPozdrawiam serdecznie!!!
Oj, jakże mi bliska jesteś :) Z tą skazą genetyczną (może jesteśmy bliźniaczkami zagubionymi?) i ze smakowymi gustami. Uwielbiam takie jedzonko i Twój pomysł uważam za genialny. Zaczynam więc i ja eksperymentować. Dzięki za inspirację :)
OdpowiedzUsuńProszę bardzo :) Pozdrawiam serdecznie!
UsuńU mnie coś nie chcą zniknąć kilogramy ;) Muszę wypróbować ten pasztet, i wreszcie coś postanowić, bo rosnę i rosnę... wszerz ;) Świetny pomysł naprawdę, dobrze, że wpadłam tutaj, bo ja mając już dosyć tej daremnej walki z wiatrakami, chciałam właśnie wrócić do palenia, by schudnąć. Ale los chciał inaczej... trochę się pochorowałam, więc na razie nie planuję wracać do palenia papierosów ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Powodzenia!
UsuńCudownie, że można Cie znowu czytać! Mam nadzieje, że tak już zostanie. Z przyjemnoscią znowu uzależnię się od zaglądania tutaj ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWitam. Z pasztetem to rewelacyjny pomysł. Jestem właśnie na etapie "zachłyśnięcia" się medycyną naturalną, wdrażam powoli pewne elementy i już widzę rezultaty. Mianowicie mimo świąt schudłam 2 kg jedząc 5 razy dziennie i rezygnując ze słodyczy, od których byłam uzależniona. Pomogło mi w tym poczytanie sobie jak wstrętnym dla naszego organizmu jest cukier, powodując zakwaszenie organizmu, kandydozę i mnóstwo problemów zdrowotnych z tym związanych. Pasztet b edzie swietnym dodatkiem do mojej diety. Na razie jeszcze mam ze świąt upieczony "zwykły" pasztet, ale potem spróbuję warzywny. Dziękuję i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńA przy okazji zacznę planowane picie soków warzywnych. Oczywiście artykuł w Green Canoe widziałam. Ten klimat bijący ze zdjęć i opisów... , jak zawsze zajcęca do odwiedzenia tych stron. Pozdrawiam jeszcze raz
OdpowiedzUsuńReni - też musiałam odłożyć słodycze na bok! I mimo, że wcześniej myślałam, że jestem uzależniona od czekolady - wcale nie cierpię! Więc może to wcale nie było uzależnienie:))) Powodzenia!
UsuńDokładnie... Szkoda tylko, że przez tyle lat faszerowałam się tą trucizną. Teraz spróbuję oczyścić organizm, wierzę że różne dolegliwości ustąpią. Trzeba tylko sporo samodyscypliny i systematyczności. Warto jednak zadbać o zdrowie. "Nie żyjemy po to, by dobrze jeść, ale jemy po to, by dobrze żyć". :)
OdpowiedzUsuńCudowne filmiki. Aj jak tęsknie za tym klimatem!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!!
UsuńPasztet wygląda tak apetycznie, że natychmiast biegnę robić. Zdjęcia jak zwykle urokliwe i psiaki do zagłaskania:) serdecznie pozdrawiam Monika z Nizin:)
OdpowiedzUsuńJa rownież pozdrawiam Nizinna Moniko :)
Usuń.....niezły "bigos" miałaś z paszportem :)(ja tez nie ogarniam tej makulatury :)),ale przynajmniej wyszedł Ci kuszący pasztet!:))))... Nie ma tego złego...Yagodo,fajnie,że znowu jesteś z nami( tfu,tfu na psa urok,żeby nie zapeszyć).Pozdrawiam Yagodo serdecznie i życzę nowych inspiracji(wiem,ze nie brak Ci takowych),ale myślę tu o nas wiernych czytelnikach bloga:))Nie zapomnij o nas.Przesyłam pozdrowienia dla całej zagródki Chaty Magoda.
OdpowiedzUsuńps,pasztet nazwalam "Kolory ziemi "
Dziękuję i najserdeczniej pozdrawiam!!!
UsuńOd jakiegoś czasu obserwuję Twojego facebooka, a jako że jestem też fanką Zielonego Czółna to bardzo się ucieszyłam, gdy mogłam tam o Tobie przeczytać! To bardzo inspirujące móc poznać Twoją historię, tym bardziej gdy mnie samą ciągnie do życia w górach, a rodzina naciska na karierę i raczej odciąga jak może od spełniania takich szalonych marzeń:) Jestem bardzo wdzięczna za Twoją opowieść! A pasztet wygląda pysznie :)
OdpowiedzUsuńŻycie możemy przeżyć za siebie tylko my sami, inni mają własne.
UsuńWiejskie wesele... przeżyliśmy takie, prawie dwa lata temu - zobacz na blogu :) Pozdrawiam serdecznie!
Excellent post. Keep writing such kind of info on your site.
OdpowiedzUsuńIm really impressed by your blog.
Hi there, You've performed a fantastic job. I'll definitely digg it and in my opinion suggest to my
friends. I am sure they will be benefited from this website.
Also visit my blog post - traditional 50th wedding anniversary gifts
Fajnie, ze znowu piszesz tutaj:) kradnę przepis na pasztet - bardzo mi pasuje. Nie dość, ze nie jadam mięsa od kilkunastu lat to do tego również rzuciłam pół roku temu palenie i rosnę w oczach:) Pozdrawiam ciepło i życzę wszystkiego co najlepsze dla Was:)
OdpowiedzUsuńJagódko kochana, u mnie papiery mają magiczną moc mnożenia się :). Powstają wszędzie i wcale nie są do ogarnięcia....Ja dokładam paluszek, bo zapisuję na coraz mniejszych karteluszkach bo przecież tu myśl fajną spotkałam - do zapamiętania, tu przepis na pasztet - bo jeszcze zapomnę ;o)...ale KTO dokłada cała rękę??!
OdpowiedzUsuńSerdeczności posyłam
a tu do kolekcji warzywnej pychotki ze wspaniałego ale już nieczynnego bloga.
OdpowiedzUsuńhttp://kuchnianagazie.blogspot.com/2011/02/warzywne-smarowideko.html
http://kuchnianagazie.blogspot.com/2010/03/pasta-z-pieczonych-warzyw.html
Z dokumentami różnej maści masz świetą rację, to jest współczesne niewolnictwo!
OdpowiedzUsuńDzięki za genialny przepis na pasztet! Też mi po głowie mgliście chodziło, że tę pulpę warzywną można by jakoś sensownie zagospodarować, niewielkie ilości dodawałam do kotletów mielonych i innych pulpetów, ale pasztet wymiata!
Dziękuję za pomysł z wykorzystaniem pulpy z sokowirówki! Zawsze mi było żal tego wyrzucać, a że robię różne pasztety od czasu do czasu (głównie z soi i soczewicy) - na pewno wypróbuję patent! Pozdrawiam!!
OdpowiedzUsuńWitaj-pięknie,pomysłowo i pysznie tu u Ciebie.Pozdrawiam i zapraszam w odwiedziny.Ja u Ciebie zostaję na dłużej bo warto.Miłej i słonecznej niedzieli
OdpowiedzUsuńCzytałam o Was i podziwiam za odwagę. Bije od Was tyle optymizmu i pozytywnej energii że nic tylko wybrać się do Was w Bieszczady i czerpać ... czerpać ... czerpać ..... (nie, nie .... nie jestem wampirem energetycznym :) )
OdpowiedzUsuńTak na serio to jestem teraz na początku swojej nowej drogi, którą obrałam i czytanie o ludziach takich jak Wy dodaje odwagi i "kopa" do działania. Póki co wszystko jest w fazie przygotowań i jak już będę mogła się pochwalić efektami to napiszę :)
Poydrawiam serdecynie,
Ha! Super pomysł ! Mam ostatnio również problemy z niechcianymi kilogramami i brakiem idei na smaczne i zdrowe dania dietetyczne. Na pewno wykorzystam Twój przepis.Pasztet wygląda bardzo apetycznie, a soki warzywne bardzo lubię. Dziękuję, ze podzieliłaś się z nami swoim przepisem. A do prowadzenia porządnej dokumentacji nie ty jedna masz awersję. Hi hi! Pozdrawiam i dziękuję!
OdpowiedzUsuńPrześliczne te pieski - po oczętach widać, że szczęśliwe :)
OdpowiedzUsuńMasz ochotę na wzajemną obserwację? :)
Jeśli tak to zapraszam do siebie,
Renews xxx
Kurcze a ja wczoraj po soku wyrzuciłam tą warzywną pulpe do smieci:( chyba dzisiaj znowu zrobie sok a przy okazji pasztet bo wyglada bardzo apetycznie:)
OdpowiedzUsuńO, na taki pomysł bym nie wpadła....dzięki za podzielenie się tym przepisem...więc mam podwójna motywację...zdrowo i parę kilo mniej..:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam życzę pięknej słonecznej wiosny.
Piekne zdjęcia, wnętrza no i zwierzaki... Na pewno będę tu zaglądać :)
OdpowiedzUsuńcudna ta Twoja chata magdo!
OdpowiedzUsuńSuper pomysł z tym pasztetem..właśnie tez wyrzucała resztki z sokowirówki
OdpowiedzUsuńDzięki, pozdrawiam
Piękna chata, jak dobrze żyć tak jak się lubi?
A nie organizujecie może kursów wikliniarskich?
Znamy ludzi, którzy w Bieszczadach takie kursy prowadzą, nie ma problemu :))) Pozdrawiam!
UsuńJaki pyszny musi być ten pasztet!! Patrząc na zdjęcia, aż przypomniało mi się jak u Państwa byłam - Tęsknie!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Kasia
( byłam z koleżanka, haftowałaśmy na tarasie ;) )
Ojej! Uściski mocne od nas wszystkich! Pozdrawiam, utulam i dziękuję za pamięć :)
OdpowiedzUsuńWitaj Jagódko ? U nas wiosna, czasem lato, często deszcz. Wszystko kwitnie, pachnie i śpiewa. A co u was. Chociaż parę słów i zdjęć poprosimy, zanim na dobre wciągną cię w wir pracy sezonowe obowiązki. Pozdrawiam. Ila z Mazowsza.
OdpowiedzUsuńPs. Dziękuję za początek poprzedniego posta - niesamowite wzruszenie.
mniaaam ale smacznie wygląda ten pasztet :)
OdpowiedzUsuńWspaniały pomysł na pasztety, na pewno wypróbuję!!!
OdpowiedzUsuńI ja tam byłam i pasztet, nie próbowałam, ale zajadałam się, że aż mi mowę odebrało :). Jagódko, serdecznie pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńAgatko kochana! Mnie teraz mowę odejmuje :))) Uściski!!!!!
UsuńDziękuję za ciekawy pomysł na pasztet, wyszedł, choć mało trzymała się w sobie, ale stanowi doskonały pomysł na uczenie się zdrowego odżywiania. Wiele lat temu robiłam podobny pasztet z samych selerów, zapomniałam przepis a Ty mi o nim przypomniałaś.
OdpowiedzUsuńWonderful blog, wonderful people! It's a delight to" visit" you. I'm also leaving in a little village in Romania and your way of life is inspiring me. It's a pity I cannot speak your language but the photos are amaizing. I heard about you from : http://adelaparvu.com/2013/11/30/spiritul-ti-e-viu-cand-traiesti-intr-o-casa-simpla-de-lemn/
OdpowiedzUsuńThank You!
Smaranda
Muszę zrobić ten pasztet. Zawsze miałam problem z otrzymaniem zwartej konsystencji. Teraz mi się uda, mam nadzieję :)
OdpowiedzUsuń