niedziela, 26 września 2010

Trochę zdjęć


Dogodziłam sobie pracą w tym roku! Od początku kwietnia nie miałam dotąd ani jednego wolnego dnia a zwykłe obowiązki przeplatam pracą w bojkowskiej chacie. Takie dwa etaty rzec by można. Wiemy jednak z Maćkiem, że jeszcze miesiąc i odpoczniemy i to trzyma nas w pionie choć brak snu, nieustanny stand by, i nawał setek szczegółów do zrobienia, zapamiętania i zorganizowania czujemy w kościach jak nigdy dotąd. Chciałam odczekać do zakończenia bojkowskiej by pokazać efekt finalny ale mam poważną wątpliwość czy tak długi post przeszedłby przez bloggera. Pokazuję zatem po trochu, kawałkami tak jak kawałkami wykańczamy poszczególne pomieszczenia. Okazało się niestety, że mam za mało sprzętów do wystroju, podczas zeszłorocznego pobytu w Czaczu zawahałam się kilkakrotnie i zrezygnowałam z zakupu tego czy owego i dziś żałuję! Ja chcę do Czacza!!! Niestety teraz już nie jest to możliwe i muszę sobie radzić inaczej.
Zanim przejdę do bojkowskiej chcę jednak pokazać początek jesieni przed naszym domem.





Na początek lustro ze starego okna w sieni bojkowskiej:

Poniżej salon, który powoli zbliża się do pożądanej formy:
Zmieniłam pokrycie sofy na beżowe i tak bardziej mi się podoba.
Fotel kupiony w Czaczu ozdobiłam naszywką od Ity - mam to wielkie szczęście, że mogłam ją poznać osobiście (Itę oczywiście). I tu pozwolę sobie na dygresję. Poznałam kilka osób piszących blogi i zawsze z radością odkrywałam, że są to wspaniałe osoby, na żywo jeszcze zyskujące. To niesamowite uczucie taka konfrontacja z wyobrażeniem o kimś. W takich chwilach rozumiem przemiłą panią, która przyjechawszy do nas pytała: to pan Maciek jest prawdziwy? Nowy rodzaj ekspresji i kreatywności jakim jest blog tworzy nowe sytuacje i niespodzianki. Fajnie, że istnieje ten blogowy świat bo dzięki niemu można poznawać Wspaniałych Ludzi, inspirować się ich pomysłami, życiem czy czerpać z ich doświadczeń. A czasem można uściskać niektórych z nich!
No to jeszcze kilka ujęć fotela z naszywką:

 Pieski w salonie:




Jeszcze trochę się tu zmieni, stół zamieniony będzie na większy, każdego dnia zmieniam dizajny, morduję się z wiejskim kredensem - jak skończę to pokażę. Na razie jest tak.


Maleńka sypialnia przy salonie. Poprzednia właścicielka chaty - Paraskewia kochała kwiaty, ten pokoik jest jej właśnie dedykowany. Nad łóżkiem powiesiłam starą, misternie haftowaną w kwiaty tkaninę, na ścianach będą wianki, które Paraskewia lubiła zaplatać.

Łazienka przy kwiatowym pokoju - w lustrze widać haftowaną tkaninę:

Kuchnia:
Kiedy w listopadzie kupiłam zasłony do kuchni, pokazywałam je wtedy na blogu - teraz proszę - wiszą już  na swoim miejscu!
Maciek z oburzeniem opowiadał mi, ze zwiedzające chatę panie wydają okrzyki zachwytu nad tymi zasłonami właśnie. Żeby się zachwycać jakimiś szmatami kiedy on całą bojkowską własnymi rękami zrobił - to mu się nie mieści w głowie. Cóż do tego trzeba być kobietą, po prostu.
Widok na całą ścianę, z lodówką będę musiała coś zrobić - jak znajdę odpowiednią tkaninę to ją okleję.
O takim kranie marzyłam od zawsze był jednak poza moim zasięgiem ze względów finansowych. Kilka miesięcy temu weszliśmy do sklepu budowlanego w Sanoku a tam...ten właśnie kran przeceniony o kilkadziesiąt procent! Z niepokojem zapytałam sprzedawcę co jest w tym kranie popsute a pan na to: wszystko z nim w porządku, musieliśmy przecenić bo kto by chciał takie szkaradziejstwo? Jako specjalistka od szkaradziejstw, zakupiłam natychmiast oczywiście.
Kolejne "szkaradziejstwo" - zegar, dotarł do nas ze stłuczoną szybką. Ma swoją historię, związany jest z osobami, które bardzo lubimy, zostawiliśmy zatem tę szybkę - na pamiątkę.
Każdy sprzęt w naszym domu ma swoją opowieść. Kredens pochodzi od kolejnej serdecznej osoby:
Wyciąg kuchenny Maciek obłożył gontem - tym samym co jest na dachu:

Do kuchni dojdzie jeszcze niewielki stół. Na razie wygląda tak:

Na allegro wyszperaliśmy stare zamki skrzynkowe - siedem sztuk w cenie jednego!
Miało być więcej zdjęć - skończony jest jeden pokój na górze i łazienka. Jednak blogger umęczył mnie tak, że już nie mam siły i czasu.
Pozdrawiam serdecznie!

sobota, 18 września 2010

W oparach kiczu






















W oczekiwaniu na dostęp do telefonu, przesiedziałam kiedyś kilka godzin w holu nepalskiego hotelu. Czas jednak nie dłużył mi się wcale bo upływał na obserwacji pracownika hotelu, dla którego jedynym "statutowym" zajęciem było uroczyste salutowanie. Kiedy goście hotelowi wchodzili lub wychodzili głównym wejściem, pan ten stawał na baczność po czym z namaszczeniem i poczuciem misji widocznym na twarzy - salutował, strzelając przy tym obcasami. Potem spokojnie wracał do swej ulubionej czynności a było to oglądanie hinduskiego filmu w tv.
Kiedy usiadłam tam i zaczęłam czekać, film już trwał na dobre, kiedy po kilku godzinach odeszłam - jeszcze się nie skończył. Bohaterowie filmu ubrani byli przepięknie, prześlicznie co chwilę śpiewali, na twarzach mieli takie makijaże, że z trudem domyślałam się czy jest to kobieta czy mężczyzna. To co w ich strojach i scenografii nie było czerwone - z pewnością było niebieskie, złoto kapało zewsząd, czasem pobłyskiwało szmaragdem.
Od intensywności barw dostałam bólu oczu. Obecnie estetyka bollywoodzkiego kina jest powszechnie znana zatem nie będę się rozpisywać. Aktorzy czczeni są tam na równi z licznymi bóstwami. Plakaty filmowe wiszą obok wizerunków Ganeshy i Shiwy. Nawet okna ciężarówek obwieszonych choinkowymi łańcuchami i lampkami - zalepione są plakatami podobizn filmowych idolów. Jak się doda do obrazu wszechobecne girlandy żywych i plastikowych kwiatów to w europejskich standardach mamy do czynienia z kiczem w czystej postaci.
Nie mogę powiedzieć, że złoto i niebieskości tworzą moje ulubione otoczenie ale tam mi to nie przeszkadzało. Zamiłowanie do kontrastowych jaskrawości wynika z temperamentu, tradycji estetycznej i klimatu, i ma swój urok choć nie przyszłoby mi do głowy by coś z tych pomysłów dekoracyjnych przenieść do siebie. No, może salutujący pan cieszyłby mnie również w bieszczadzkim życiu - był wspaniały!
Kicz ma swą definicję oraz wiele konotacji, jednak w różnych kulturach, krajach postrzegany bywa różnie. Wspólne dla mieszkańców naszej strefy klimatycznej jako tego kiczu kwintesencja jest odniesienie do jelenia na rykowisku. Najchętniej przy zachodzącym słońcu.
Rykowisko mamy obecnie  jak się patrzy. Jelenie ryczą nawet kilkadziesiąt metrów od domu. Zachody słońca cieszą oczy iście hinduską kolorystyką jednak nie udało mi się uchwycić  aparatem oby tych przyrodniczych zjawisk jednocześnie. Czy połowa kiczowatego obrazka nadal jest kiczem?
Obfotografowałam zachód słońca z każdej strony domu:


Z przyjemnością pokażę również wschód słońca u nas widziany aparatem naszych gości:
Na koniec nasze panny.

I  kilka wrześniowych obrazków:

Pozdrawiam serdecznie!

Filmowo:


Chata bojkowska

Chata bojkowska

Chata Magoda

Chata Magoda

Widoki z tarasu:

Widoki z tarasu:



Okolice domu

Okolice domu